[44] od niedawna mamy w mieszkaniu kablówkę, w związku z czym poczyniłem kilka gorzkich odkryć. po pierwsze, dowiedziałem się o istnieniu nowego kanału informacyjnego. kanał, choć już nie taki wcale nowy, nazywa się superstacja i na tle pozostałych kanałów informacyjnych wyróżnia się tym, że zamiast profesjonalnych dziennikarzy zatrudnia debili i clownów. a największym spośród z nich, cudownym dzieckiem debila i kobiety z wąsami, jest niejaki karol kosiorowski, który nie dalej jak dwa dni temu podczas wywiadu z andrzejem lepperem zjadł kartkę papieru. do kamery. z apetytem
po drugie, dowiedziałem się o istnieniu programu gwiezdny cyrk, w którym rodzime gwiazdy filmu i muzyki, już bez żadnej przykrywki pod postacią tańca czy śpiewania, pajacują na arenie w takt gromkiego aplauzu publiczności. i tak na przykład szymon wydra, ów buńczuczny szymon wydra, który tak pięknie śpiewa o swoich trudnych relacjach z bogiem i niedostosowaniu do rzeczywistości, ten sam szymon wydra wyskakuje z tortu z pióropuszem na głowie, a następnie rzuca się na ziemię i telepie niby rybka wypluta przez rzekę na brzeg. takich mamy artystów, taką mamy telewizję
a jeśli komu przyjdzie do głowy, aby w ramach odpoczynku od telewizji wybrać się do kina na – powiedzmy – doomsday, to ja ze swojej strony serdecznie poradzę, aby myśl tę prędko i bez żalu porzucił; niech w tym czasie popieli w ogródku, zje spokojnie obiad z rodziną, poczyta encyklikę jana pawła drugiego, wytnie dziewczynie laurkę z brystolu albo kupi chłopakowi tyskie, przybije obrazek do ściany, pobawi się z kotem, umyje naczynia, wyjdzie z psem do lasu, upierze gacie, wyreguluje drzwiczki w szafie – a słowo daję, że każda z tych czynności o niebo będzie płodniejsza niż sto pięć minut spędzonych w kinie na doomsday