Miesiąc: kwiecień 2008

ogłoszenie drobne

[45] już wiecie, że wespół z kolegami lubimy sobie od czasu do czasu zaszaleć. szaleństwo wiele ma obliczy, nasze przyjmuje twarz buńczucznego chłopca, który wychodzi na środek i tonem żarliwego sprzeciwu wykrzykuje komunikat o treści mniej więcej takiej: kurski, ty chuju! obrońco moralności. zwycięzco. mowa oczywiście o slamie. najbliższy odcinek, szósty już, odbędzie się w nadchodzącą niedzielę, o czym informuję tym gorliwiej, że nie wiadomo, kiedy znowu postanowimy zaszaleć. szczegółów proszę szukać tutaj


btw, obejrzałem porę mroku i tylko dwa słowa w tym temacie: jeśli ktoś powie, że scenariusz pisany był dłużej niż 35 minut, to ja i moi koledzy gromko go obśmiejemy. poza tym – janie wieczorkowski, już czas. wracaj, bracie, do klanu

o żywieniu

[44] od niedawna mamy w mieszkaniu kablówkę, w związku z czym poczyniłem kilka gorzkich odkryć. po pierwsze, dowiedziałem się o istnieniu nowego kanału informacyjnego. kanał, choć już nie taki wcale nowy, nazywa się superstacja i na tle pozostałych kanałów informacyjnych wyróżnia się tym, że zamiast profesjonalnych dziennikarzy zatrudnia debili i clownów. a największym spośród z nich, cudownym dzieckiem debila i kobiety z wąsami, jest niejaki karol kosiorowski, który nie dalej jak dwa dni temu podczas wywiadu z andrzejem lepperem zjadł kartkę papieru. do kamery. z apetytem

po drugie, dowiedziałem się o istnieniu programu gwiezdny cyrk, w którym rodzime gwiazdy filmu i muzyki, już bez żadnej przykrywki pod postacią tańca czy śpiewania, pajacują na arenie w takt gromkiego aplauzu publiczności. i tak na przykład szymon wydra, ów buńczuczny szymon wydra, który tak pięknie śpiewa o swoich trudnych relacjach z bogiem i niedostosowaniu do rzeczywistości, ten sam szymon wydra wyskakuje z tortu z pióropuszem na głowie, a następnie rzuca się na ziemię i telepie niby rybka wypluta przez rzekę na brzeg. takich mamy artystów, taką mamy telewizję

a jeśli komu przyjdzie do głowy, aby w ramach odpoczynku od telewizji wybrać się do kina na – powiedzmy – doomsday, to ja ze swojej strony serdecznie poradzę, aby myśl tę prędko i bez żalu porzucił; niech w tym czasie popieli w ogródku, zje spokojnie obiad z rodziną, poczyta encyklikę jana pawła drugiego, wytnie dziewczynie laurkę z brystolu albo kupi chłopakowi tyskie, przybije obrazek do ściany, pobawi się z kotem, umyje naczynia, wyjdzie z psem do lasu, upierze gacie, wyreguluje drzwiczki w szafie – a słowo daję, że każda z tych czynności o niebo będzie płodniejsza niż sto pięć minut spędzonych w kinie na doomsday

ballada o wojtku

[43] wojciech olejniczak. dla tych z państwa, którzy nie wiedzą, a nie wie podobno osiemdziesiąt procent rodaków, a więc w chuj dużo, a więc właściwie cały naród, a więc tyle, że można bez większego ryzyka powiedzieć, iż o wojtku nie wie nikt poza jego własną rodziną, wianuszkiem kolegów z pracy i dziewczyną, a biorąc pod uwagę fakt, że o wojtku wiem ja i paru moich znajomych, to tych kilku kolegów z pracy należałoby jeszcze podzielić przez dwa; zatem dla tych z państwa, którzy nie wiedzą, a których jęła nagle palić piekielna ciekawość, powtórzmy raz jeszcze: jest wojciech olejniczak liderem polskiej lewicy, przewodniczącym sld, mówiąc precyzyjniej. jak do tego doszło, za czyim pozwoleniem, za czym przeoczeniem, przejęzyczeniem, przeinaczeniem – tego do końca nie wiadomo, wiadomo natomiast, iż jest wojtek liderem polskiej lewicy, niewidzialnym wprawdzie, ale liderem, do tego młodym i pełnym nadziei, jak mówi o nim józef oleksy, chociaż nie jest jasne, czy idzie o nadzieje, jakie wojtek rozbudza w społeczeństwie, czy o nadzieje, jakie wojtek rozbudza w sobie; pewnym jest za to, iż niewidzialność niewidzialnego wojtka to najlepsze, co można o wojtku powiedzieć. dalej należy już tylko słuchać

Copyright © 2024 jakobe mansztajn: stała próba bloga

Theme by Anders NorenUp ↑