[89] przez ostatnie dni, jak co kwartał, siedzę na dupie w swoim królestwie, to jest w swojej mrocznej suterenie, gdzie pająki i kosarze i gdzie noszę się z zamiarem wstawienia wreszcie dżakuzi i takiego profesjonalnego, ale jeszcze bardziej – pretensjonalnego, stojaka na wino, chociaż wina nie pijam, ostatecznie wolę wódkę; słowem – siedzę w swoim królestwie pająków nad nową korespondencją, która właściwie ma się ku końcowi. nie w sensie generalnym i ontologicznym, a jedynie odcinek prawie gotowy.
z tej okazji poszedłem do kiosku kupić nowy numer fa-artu. w zasadzie nie do kiosku, a do empiku, który jest złodziejem i okrada wszystkie pisma w polsce, a ostatnio podobno także dodę i paru innych popularnych muzyków. ja zresztą od dawna uważam, że gdyby można było prasę literacką i płyty dody kupować w kioskach, kupowałbym w kioskach, ale póki nie można, póty trzeba do empiku.
w nowym numerze fa-artu, o czym wiedziałem już wcześniej, jest recenzja mojej książki. nie wiedziałem tylko, że recenzja będzie taka obszerna i że w zasadzie nie będzie recenzją, ale analizą. bardzo zresztą fajną, napisaną językiem ludzi a nie językiem urzędników, w której autor, jan szaket, nie tylko wgryzł się w – jak to się mówi – tkankę wierszy, ale także przeprowadził własne śledztwo internetowe w sprawie motywów, na jakich książka się zasadza. to jest – przyznam – imponujące. w numerze jest zresztą sporo fajnych recenzji, a wśród nich uczciwa – jeśli można takim słowem – recenzja ostatniego wybryku olgi tokarczuk autorstwa roberta ostaszewskiego.
poza tym stało się coś więcej, o czym jeszcze nie mogę powiedzieć, ale powiem nim księżyc znów wzejdzie w nowiu.