[176] otóż, jesteśmy na festiwalu sztuki współczesnej. oto gdańsk, tu stoją ludzie, dalej w głębi zespół gra muzykę, której prawie nie słychać, której nie słychać w ogóle, więc czas spędzamy na rozmowach, wymieniamy uprzejmości i zanim nie przestaniemy być trzeźwi – odbywa się niepisany turniej na miny.

gdy podchodzi do nas dziewczyna z pomponami zamiast oczu, aby spytać no i hejcia, jak koncercik?, jesteśmy już wystarczająco nietrzeźwi i dopiero wtedy festiwal sztuki współczesnej w gdańsku zaczyna nabierać kolorów. dziewczynie się koncercik ogromnie podobał, mimo iż ona właściwie sporo jeździ, bo tak jak wszyscy na festiwalu sztuki współczesnej w gdańsku też jest artystką i zyskała uznanie nie tylko w mieście, ale i poza jego granicami i kiedyś nawet w berlinie ktoś jej powiedział, że robi ciekawe rzeczy, takie na poziomie, ale sorry, kurwa, w sumie to nie o tym chciałam, miałam zapytać, jak tam w ogóle koncercik i czy macie może zapalić?

następnie stoimy przed ścianą, ściany nie można dotykać, bo jest elementem wystawy i gdyby nie to, wszyscy byśmy się w nią teraz wtopili jak gromada małych nożyków w masło. ponad nami wisi metalowa beczka po farbie wypełniona zwiniętymi rulonami papieru, a obok z sufitu zwisają na linkach zdjęcia i nie są to bynajmniej zdjęcia z wakacji w tunezji, a raczej – nieostre zdjęcia mgły nocą, które także są elementem wystawy i myślimy: wspaniałe.

dosłownie tak myślimy i gdyby nie podniosły ton całej uroczystości, która w międzyczasie przestała być festiwalem sztuki współczesnej w gdańsku, a stała się ogólnoświatową uroczystością na cześć nieskoordynowanej ludzkiej inwencji, to może byśmy jeszcze trochę posiedzieli. tymczasem jednak pękamy w szwach, koledze od tego nadmiaru ludzkiej inwencji pęka nitka na czole i jego głowa rozpada się na dwa równe kawałki, i teraz patrzymy na tę jego głowę otwartą, patrzymy długo i czule i zachwycamy się wszyscy nad urzekającą prostotą tego przekazu.