[189] kochany pamiętniczku, dobrze wiesz, jak ważne są poranki. najważniejsze. budząc się w braszowie, można odnieść wrażenie, że wcale nie budzisz się w rumunii, a raczej pośród sosenek na mazurach. drewniane są tutaj: ściany, podłoga, sufit, wszystkie – naturalnie – szafki, szafy, także obie lampki. nawet kaloryfer ma swoją drewnianą obudowę. aby dopełnić obrazu szaleństwa, pensjonat nazywa się taj mahal i jest zarazem hinduską restauracją. ściany w taj mahal muszą być cienkie jak hinduska pita, bo słychać nawet przewracającego się w pościeli sąsiada w pokoju obok, kichnięcia na korytarzu, pokojówkę zmieniającą pościel piętro niżej. wstyd pomyśleć, co musieli słyszeć wszyscy oni, gdy zeszłej nocy z wódką przyszli do nas przyjaciele.
wystarczy jednak wychynąć łebek przez drewniane okno połaciowe w drewnianym suficie, aby się pokapować, że to nie las, ani nawet nie hinduska prowincja – jesteś na placu sfatului, w samym środku jednej z największych aglomeracji transylwanii, w której od rana toczą się zacięte boje: kierowców – o miejsce parkingowe, tubylców – o miejsce w kolejce sklepowej, turystów – o sen.