[212] kochany pamiętniczku, po tygodniach milczenia siedzę na lotnisku. nie chcę zapeszać, ale wygląda na to, że okres kilkumiesięcznej napierdalanki przy histerycznym wtórze telefonów, mejli i innych śmiergli powoli dobiega końca. telefon coraz rzadziej dzwoni, mejle coraz rzadziej przychodzą i znów można poczuć ten przeszywający dreszczyk bycia bezrobotnym poetą w polsce. och, kurwa, fantastyczne. teraz siedzę na lotnisku, dłubię palcem w bucie i gapię się na ruch mrówek z torbami. nieopodal mnie koleś z zespołem tourette’a zawyje co rusz pod nosem niegroźnie. jakby chciałby powiedzieć, że to jeszcze nie koniec. za późno. uśmiecham się do niego, on uśmiecha się do mnie. gdyby nie dzielący nas heteroseksualizm być może posłałbym mu nawet ciumaska na listku, a tak – siedzę tylko, gapię się jak bęcwał radośnie i czekam na fruwanie. innymi słowy – wypierdalam z kraju, kochany pamiętniczku, co oznacza mniej więcej tyle, że wróciłem.