[225] a potem przypominasz sobie ten film richarda linklatera. młoda julie delpy, młody ethan hawke. on chciałby zostać pisarzem, ona chciałaby pomóc wszystkim ludziom. spotykają się w pociągu (zawsze przecież zaczyna się lub kończy w pociągu), on w drodze do wiednia, ona w drodze do paryża i zanim się sobie przedstawią, zdania między nimi zaczną krążyć jak pajączek stawiający nową sieć. on opowiadać jej będzie o swoich teoriach na temat świata, pozbawionych luk i słabych punktów – jest przecież młody, nie ma wątpliwości; ona mu opowie o największym swoim strachu, o tej krótkiej chwili świadomości między życiem a tym drugim, gdy wiadomo, że to już tuż, i powie to z uśmiechem, urocza i nieco zakłopotana, a krajobraz za oknem migać będzie jak na starym filmie i nim stacja wiedeń jak dzwoneczek się rozdzwoni, będą wpół drogi do zauroczenia.

na stacji poprosi, by wysiadła razem z nim, pójdźmy na spacer po wiedniu, powie, dla pewności, że to nic, że to tylko błysk przelotny, i wysiądą oboje – nieznający się przecież wcale, ale już sobie nie obcy – a dzień będzie słoneczny i niebo spokojne, i błądząc po pustych uliczkach, i błądząc po zatłoczonych deptakach, po parkach, cmentarzu, siedząc w kabinie diabelskiego młyna przy leopoldstadt albo w pustej, gotyckiej katedrze, słuchając „come here” kath bloom w ciasnej budce sklepu muzycznego, odkryją, że to nie błysk przelotny, a wiedeń nie będzie już tylko wiedniem, będzie każdym miastem na świecie, rzymem, paryżem, gdańskiem, i przypomnisz sobie ten film, stojąc na dworcu w warszawie (zawsze zaczyna się przecież lub kończy w pociągu), młoda julie delpy, młody ethan hawke, on chciałby nie odjeżdżać, ona chciałaby, żeby został na dłużej.