[199] a potem leżę w swoim gdańskim łóżku. mówię gdańskim, pamiętniczku, jakby istniały jeszcze inne – wrocławskie, warszawskie czy poznańskie, ale łóżko jest przecież tylko jedno, tak jak jeden jest tylko dom i jedno jest sumienie. minęły dwa miesiące, kilkanaście krajów, kilkadziesiąt hoteli i łóżek i wreszcie budzę się do znajomego obrazka: pusta, biała ściana, bielsza niż kartka papieru, obok dwa białe, choć nie tak białe, włączniki światła, za oknem buja się płacząca wierzba i rzuca cień na wielki dom sąsiadów. oto tapeta moich codziennych poranków.
dopiero wychodzi ze mnie podróż – wspaniałe podróże wychodzą długo i boleśnie, a ta była najwspanialsza ze wszystkich i nie ukrywam, kochany pamiętniczku, melancholia się we mnie rozbujała, a może to po prostu jesień, w każdym razie głowa moja teraz jak pusty, szpitalny korytarz, ciało jak wydrążony bambus i niewiele drgnę, tyle tylko, aby o tym napisać, a potem odłożyć komputer, uśmiechnąć się do ściany i szczelnie, jakbyśmy właśnie schodzili pod wodę, zakryć się pierzyną. kurtyna.
04/10/2013 — 09:51
Brawo. Dzięki za cały cykl.
04/10/2013 — 11:49
powroty sa najtrudniejsze
04/10/2013 — 15:19
Oklaski :)
04/10/2013 — 15:19
Publiczność wstaje.
04/10/2013 — 18:00
dzię – ku – je – my !
04/10/2013 — 18:51
jak melancholia, to koniecznie pisz wiersze. :)
06/10/2013 — 00:16
[kłania się]
07/10/2013 — 01:20
jakobe, czesciej! :)
13/10/2013 — 09:34
leniwym porankiem proszę o bis.
22/10/2013 — 06:46
nie spać, pisać.