[252] o niczym innym nie myślę, pamiętniczku, jak tylko o tym, aby tu przysiąść na przysłowiowym kamieniu i pogapić się na życie w ruchu, a samemu ani drgnąć, nie przeglądać obrazków, nie skrolować wiadomości, mimo uszu puszczać to, co powie sasin, tylko gapić się na skrzyżowanie ulic i palucha jeść serowego. być biernym widzem zdarzeń, nie szukać w głowie żartów, nie używać słowa „mem”, a jeśli śmiać się pod nosem, to z własnej codzienności, nie że piąteczek, kawusia, śpiulkolot, wchodząc w środę, wchodząc w sobotę, sam już nie wiem, czym się środa różni od soboty. a jeśli pisać, to pisać tutaj, pocztówki z własnej główki, w chwilach przestoju myśleć o zdolnych kolegach i zdolnych koleżankach, to rozbudza czujność, trenować język giętki, z wyczuciem bawić się inwersją, dokończyć wiersz, a potem kolejny, a potem kolejny i nawet jeśli nie dokończyć książki, to nie być jak wyjałowiona ziemia, mieć wewnętrzny krajobraz, czuć się częścią świata poetów, nie mieć rąk jak dwa wysięgniki w fabryce, mieć za to ręce do głaskania, w zwiniętej staruszce na przystanku widzieć więcej niż staruszkę na przystanku, nie móc się doczekać kolejnego dnia.