16. gdańsk

[199] a potem leżę w swoim gdańskim łóżku. mówię gdańskim, pamiętniczku, jakby istniały jeszcze inne – wrocławskie, warszawskie czy poznańskie, ale łóżko jest przecież tylko jedno, tak jak jeden jest tylko dom i jedno jest sumienie. minęły dwa miesiące, kilkanaście krajów, kilkadziesiąt hoteli i łóżek i wreszcie budzę się do znajomego obrazka: pusta, biała ściana, bielsza niż kartka papieru, obok dwa białe, choć nie tak białe, włączniki światła, za oknem buja się płacząca wierzba i rzuca cień na wielki dom sąsiadów. oto tapeta moich codziennych poranków.

dopiero wychodzi ze mnie podróż – wspaniałe podróże wychodzą długo i boleśnie, a ta była najwspanialsza ze wszystkich i nie ukrywam, kochany pamiętniczku, melancholia się we mnie rozbujała, a może to po prostu jesień, w każdym razie głowa moja teraz jak pusty, szpitalny korytarz, ciało jak wydrążony bambus i niewiele drgnę, tyle tylko, aby o tym napisać, a potem odłożyć komputer, uśmiechnąć się do ściany i szczelnie, jakbyśmy właśnie schodzili pod wodę, zakryć się pierzyną. kurtyna.

Categories: Bez kategorii

10 Comments

  1. Brawo. Dzięki za cały cykl.

  2. powroty sa najtrudniejsze

  3. Oklaski :)

  4. Publiczność wstaje.

  5. dzię – ku – je – my !

  6. jak melancholia, to koniecznie pisz wiersze. :)

  7. [kłania się]

  8. jakobe, czesciej! :)

  9. leniwym porankiem proszę o bis.

  10. nie spać, pisać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Copyright © 2024 jakobe mansztajn: stała próba bloga

Theme by Anders NorenUp ↑