Miesiąc: październik 2014

nazywam się yon yonson

[219] nazywam się yon yonson i wypadłem z czasu. wypadłem mocno i nie potrafię wrócić. wygląda to tak: otwieram oczy i językiem upewniam się, że po nocy nadal mam wszystkie zęby. to pierwszy z wielu tego dnia sprawdzianów. następnie sprawdzam telefon, na telefonie sprawdzam fejsbuka, na fejsbuku nic właściwie nie sprawdzam, tylko gapię się, jak czarne na białym przesuwa się w górę ekranu. w międzyczasie wysyłam kilka smsów, aby po siedmiu godzinach snu przypomnieć się światu. w innym razie – nie wiem – eksplodowałaby mi głowa. gdy zjem, odpalę serial. w serialu wkurwiać będzie mnie dosłownie wszystko, ale obejrzę do końca i na końcu znów sobie obiecam, że już nigdy więcej, po czym zacznę ściągać kolejny odcinek. zanim rozpocznę pracę, sprawdzę fejsbuka, jednym okiem przelecę po wytłuszczonych nagłówkach na gazecie i odpiszę na smsy, które w międzyczasie przyjdą. potem wymyślę powód, aby zacząć pracę pół godziny później. maks godzinkę. sprawdzę fejsbuka, przeczytam kilka nagłówków na gazecie, w notatniku na pulpicie przejrzę listę rzeczy, jakie planowałem dzisiaj zrobić, po czym bezpiecznie plik usunę. sprawdzę telefon, sprawdzę fejsbuka, sprawdzę, czy już ściągnął się odcinek. wreszcie rozpocznę pracę, która nie przypomina pracy, albowiem polega na wymyślaniu żartów. jest to na swój sposób ironiczne, gdyż od miesięcy żarzy się we mnie przeważnie smuteczek. żaróweczka smutku jarzy się we mnie ciemno. hello darkness, my old friend. a później dzień mnie pochłonie. mniej będę myślał, przede wszystkim będę reagował. zamiast refleksji – reakcja, zamiast uczucia – reakcja. aż dzień się ściemni i gardę opuszczę. przed snem odczuję głęboką potrzebę zmiany. zapalę lampkę, otworzę plik w notatniku i spiszę listę rzeczy na jutro. mam trzydzieści dwa lata, oto jak wypadłem z czasu, nazywam się yon yonson.

spotkanie w berlinie

(kochany pamiętniczku, w sobotę czytać będę wiersze z mojej nowej książeczki pt. studium przypadku. czytać będę w berlinie, w dzielnicy neukölln, w księgarni o nazwie buch|bund, co – jak naprędce sprawdziłem – oznaczać może albo snopek książek, albo koalicję książek. osobiście skłaniam się ku temu pierwszemu.

moja wizyta w berlinie może być pewnym zaskoczeniem, gdyż książeczki jeszcze fizycznie nie ma. pojawi się lada moment, ale jeszcze się nie pojawiła. wierszyki zatem będę musiał sobie wydrukować. a wiadomo, jakie są drukarki. chujowe i sfochowane. moja, na przykład, drukuje najchętniej strony testowe i różnorakie kolorowe paski. taka jest, kurwa, wyluzowana. a jak ją od święta poproszę o współpracę, to zawsze jest gigantyczny problem, nagle wyskakuje error z tonerem, nagle kończy się papier, nagle prąd wysiada w całym trójmieście. robi kutwa na złość. nie wykluczam więc, że nowe wierszyki przepiszę sobie po prostu na karteczkę. mam zeszyt, prawie nieużywany, z okładką w misie. wszyscy na pewno się ucieszą, a dodatkowo będzie atrakcja zoologiczna. przyjeżdża poeta z polski i zamiast książeczki, wyciąga zapisany gęsto zeszyt w kratkę. oto, proszę szanownego państwa zachodniego, polska szkoła drukowania książek. może nawet zrobię kilka kopii i jeszcze na tym zarobię parę dolców. tak czy inaczej zapraszam nieodległych. berlin, 18-ego października, godz. 19:00, snopek książek. będzie na pewno bardzo smutno i zabawnie)

Copyright © 2024 jakobe mansztajn: stała próba bloga

Theme by Anders NorenUp ↑