[243] a więc skaczę po kanałach, mój ty pamiętniczku, ale mam tylko cztery. ile można skakać po czterech kanałach? czterdzieści pięć minut. policzyłem. od czterdziestu pięciu minut próbuję zasnąć. od paru godzin próbuję przestać myśleć o pracy. od dwóch tygodni próbuję zapanować nad kaszlem. od miesięcy próbuję wziąć głęboki oddech. ciągle pod kreską. mógłbym też mniej przeklinać, rzadziej jeść pizzę, pójść w końcu do lekarza z tym kaszlem. zamiast tego nie szanuję się wcale, kurtkę tylko kupiłem cieplejszą i cieplejsze buty w tygodniu zamierzam, i czasem na spacer pójdę jeszcze w środku nocy. jak wyskakać sobie snu nie mogę na tych czterech kanałach, to idę się wychodzić i parę dni temu zaczepia mnie pani na ulicy, gdy ja zmęczony jak pies i z wszelkiej wyzuty przyjemności, i mówi, że ja pana lubię, jakobe, pan jest zabawny, niech pan coś powie śmiesznego poproszę. a we mnie nic śmiesznego, od tygodni po czterech tylko skaczę kanałach, jakbym jebane na rekord liczył owieczki.

jak byłem dzieckiem, proszę pani, miewałem perypetie. w głowie mi się wyświetlał obrazek, najczęściej ponury, i jak noc długa – nie chciał się odczepić. myślałem wtedy o tym, jak będzie wyglądało życie po drugiej stronie, a to prosta przecież droga do obłędu. środek nocy, a ja leżę, berbeć przerażony, z głową nabitą czarnym tytoniem, i tylko o tym myślałem, jak bardzo bym nie chciał teraz zniknąć, i z tego pragnienia budziłem rodziców, i pytałem zapłakany, czy to prawda, że kiedyś wszyscy musimy stąd zniknąć, i matka zapewniała, że nas to nie dotyczy, synuś, że z nami będzie inaczej, i postaraj się proszę zasnąć, dziecko kochane, i ja w końcu uwierzyłem. aż któregoś dnia września kolega mi umarł i znów nabrałem wątpliwości, i zamiast do łóżka – co noc wchodziłem pod biurko, nad głową przyklejałem słuchawki od walkmana i podłączałem do radia, i tylko o to dbałem, aby nie zostać w tej ciszy samemu, aby tylko nie zwariować, i z czasem wszystko się rozpłynęło, proszę pani, bielutkie noce zdarzały się rzadziej, chociaż zdarzały, i dziś nikogo już nie budzę, nie zadaję durnych pytań w środku nocy, idę przed siebie i czekam aż przejdzie. tyle we mnie śmiesznego.

i nic z tego nie wypowiadam na głos, uśmiecham się tylko głupio, dziękuję i idę do domu.