[200] w międzyczasie był kraków. do krakowa jeżdżę rzadko, kochany pamiętniczku, ale jak już pojadę, to zawsze jestem chory. to piękna tradycja moich krakowskich wizyt, więc i tym razem nie było inaczej. pojechałem, jeb, proszę bardzo. nie wiadomo, skąd taki stan rzeczy, być może to bliskość marcina świetlickiego tak mnie stresuje i w zapaść fizjologiczną wpędza, a może kranówa mi nie leży, a może po prostu nie radzę sobie z presją eleganckiej polszczyzny, albowiem w krakowie, kochany pamiętniczku, nawet taksówkarz wysławia się jak artur „atoli kwiecista mowa” andrus. a to, wiadomo, jest nieprzyjemne, stresuje, może zabić. w trójmieście jesteśmy przyzwyczajeni, że taksówkarz zna trzy zdania: „dobry”, „imię?”, „drzwi”. są to bardzo krótkie zdania, ale wystarczą za całą krakowską elokwencję. problem w tym, że najwidoczniej za często jeżdżę trójmiejskimi taksówkami, bo jak się później przesiadam z taryfy sopockiej na taryfę krakowską, to z miejsca doznaję szoku kulturowego i niechybnie wychodzę na idiotę. może nie na idiotę, pamiętniczku, ale przynajmniej na barana. na barana niechybnie wychodzę, gdy taksówkarz podczas krótkiego kursu z dworca na rajską serwuje mi w elokwentnym monologu sto lat samotności na wyrywki, normalnie cytatami strzela, jakby ostrzeliwał twierdzę baranów, a ja jeszcze pytam skąd to, a on zamiast odpowiedzieć z dupy, chamie, to odpowiada grzecznie i zgodnie z prawdą, nic na swojej kwiecistości przy tym nie tracąc, i dodaje, że bardzo tę książkę poleca, na co mnie nie pozostaje nic innego, jak dalej grać kartą ignoranta, powiercić się trochę na tylnym siedzeniu niczym piskorz w słoiku z mrówkami i przekierować rozmowę na temat nieudanej próby awansu polskich piłkarzy na mistrzostwa świata. śmieszne, to w ogóle nie jest śmieszne. tym śmieszniejsze jednak, że ja potem naprawdę jestem chory, łapie mnie ból głowy, gorączka, oko odmawia posłuszeństwa, ręka nie ma siły trzymać długopisu, gardło nie ma siły mówić. a taką mam zawsze fantazję piękną w krakowie, kochany pamiętniczku, że jakbym odrobinę sił miał więcej, to bym się po krakowsku, zgodnie z legendą, wreszcie zniszczył, poszedł w miasto i rozpierdolił coś, rozpierdolił całe miasto i siebie rozpierdolił, a na koniec odszukał marcina świetlickiego i zapytał która jest teraz godzina w lublinie i skąd ma taki stary telefon. takie psotne myśli przejeżdżają w kolorowych wagonikach przez torowisko mojego umysłu, ilekroć leżę chory w krakowskim hotelu. wizyta w każdym razie niezwykle udana, mimo że 18 z 22 spędzonych w krakowie godzin przeleżałem w łóżku. na pocieszenie, pamiętniczku, dodam, że w łóżku królewskim. jak się bawić, to się bawić.
29/10/2013 — 10:07
Czytalem z zapartym tchem, koncowka bardzo mnie rozbawila :)
29/10/2013 — 10:21
>> a na koniec odszukał marcina świetlickiego i zapytał która jest teraz godzina w lublinie i skąd ma taki stary telefon.
czuje drobna zlosliwosc ;>
29/10/2013 — 10:22
Jesteś w Krakowie i się nie odzywasz? FOCH
29/10/2013 — 14:02
ostro
29/10/2013 — 14:02
aha, i drugi foch ;)
29/10/2013 — 16:10
okurwieć można. co nie.
29/10/2013 — 17:54
nie wiedziałam nawet, że będziesz. wpadłabym na spotkanie, jak było?
29/10/2013 — 19:36
klasa bracie
29/10/2013 — 20:19
to przez to tamtejsze powietrze, jak nic, zasmrodzone po krakowsku.
30/10/2013 — 09:49
chciałam już napisać, że mógłbyś się wreszcie kuba ustatkować. ale po zastanowieniu stwierdzam, że chyba byśmy żałowali… :) targają mną sprzeczne uczucia. tak czy siak, zdrowia!
31/10/2013 — 07:57
krówka, na sekundę byłem.
31/10/2013 — 08:03
pat, bardzo oczywiście w porządku. były filmy, było picie, było dobre nagłośnienie. nic, czego nie lubię.
31/10/2013 — 08:33
kropko, ależ ja się dawno ustatkowałem.
31/10/2013 — 11:19
niestety, Świetlicki
nie ma żadnego telefonu
jest czynny jedynie pod
domofonem ;)
31/10/2013 — 17:12
Kiedys w taksowce w Oslo pogadalismy sobie z taksowkarzem o norweskich pop-filozofach, potoczystosci norweskiego nie bylem w stanie sprawdzic, ale pokazalem mu swoj egzemplarz 'Swiata Zofii’ po polsku, (akurat to czytalem w podrozy), zdziwil sie, ze to jest tlumaczone na tak egzotyczne jezyki.
31/10/2013 — 18:02
Splendid! Potwierdzam, taksówkarz w Krakowie mówił po francusku!
31/10/2013 — 18:04
I nie był to francuski taksówkarz na wakacjach w Krakowie.
01/11/2013 — 10:04
kuba, to zmienia postac rzeczy. ;>
wesołych świąt!
04/11/2013 — 17:05
Tak chciałam być, a nie mogłam. Teraz przez ten wpis się cieszę, bo może przez chorobę i popisy taksówkarza cała ta magia (aura?) by się rozleciała i co wtedy. A tak to dalej wszystko takie fajne.
05/11/2013 — 01:44
A nie, jednak wciąż żałuję, że mnie nie tam nie było.
Czy jest jakaś szansa, że jeszcze kiedyś Kraków…?
05/11/2013 — 02:02
Albercie, zaświadczam, Świetlicki chodzi z nokią. Ona jest prawie w wieku Świetlickiego, ledwo trzyma się na nogacch. On nie ma do niej szacunku, poniewiera ją, korzysta z konieczności.
05/11/2013 — 10:33
zo, pewnie. może nie dziś, może nie jutro, ale za jakiś czas, niedługi zapewne, z nowymi siłami zrobimy kolejne podejście do mojej krakowskiej fantazji. a wtedy to już niech matka boska i przenajświętszy mojżesz za rękę nas prowadzą.
05/11/2013 — 16:30
:)
W takim razie raduje się dusza ma i czeka cierpliwie na jakieś zwiastowania.
05/11/2013 — 20:16
Poznań też zaprasza, mamy bardzo tanie taksówki
05/11/2013 — 20:18
I miastu przydałaby się restrukturyzacja, rewitalizacja ;)
07/11/2013 — 23:21
Och, jak to się czyta!
Wspaniałości.
A ja od czasu wprowadzenia się do Krakowa miesiąc temu z taksówki skorzystałam raz tylko, bo choć dystans do przebycia był niewielki, to lało, a miałam wielkie walizy. Wsiadłam, powiedziałam, gdzie jedziemy, a wtedy kierowca walnął ręką w kierownicę i powiedział: „To ja, kurwa, dwadzieścia minut w korku stoję, żeby zarobić siedem zeta?”
Może przyjezdny.
10/11/2013 — 11:46
Ożeń się Pan ze mną.
29/04/2014 — 21:16
I jeszcze takie znalazłam, w biografii Szymborskiej, smutne:
„Broniewski przyjechał kiedyś do Krakowa i zaprosił [Szymborską] na swój wieczór w Akademii Górniczo-Hutniczej. Jechali taksówką, on recytował wiersze, a taksówkarz bezbłędnie odgadywał autorów. Broniewski podnosił poprzeczkę, deklamował coraz mniej znane fragmenty, a taksówkarz nie pomylił się ani razu: to Mickiewicz, to Norwid, to Słowacki, to Krasiński. W końcu Broniewski powiedział swój nowy wiersz, na co taksówkarz skrzywił się: 'Poznaję, to Broniewski, ale jego nie cenię'”
01/05/2014 — 06:51
hulk, o poezji broniewskiego mówi się „poezja heroiczna”. teraz już wiemy dlaczego.
01/05/2014 — 21:04
Poezja mimo wszystko.
22/06/2014 — 23:39
swietne! poplakalam sie ze smiechu;) we wloskiej taksowce, dla odmiany, poprawa samooceny i humoru gwarantowana, plus adrenalina- to jest dopiero przygoda! szybcy jak w „Fast and furious” i zero znajomosci jezykow obcych!