[202] pamiętniczku, kupiłem harmonijkę ustną. było to dokładnie rok temu. kupiłem, aby pięknie grać. rok minął – nie gram. ani pięknie, ani fatalnie, w ogóle do ust nie biorę. harmonijka leży, na półce w ciszy doumiera i mchem porasta. a na półkach niewiele trzymam rzeczy: trochę książek, trochę starych pieniędzy, klej w plastikowej butelce, zdjęcie kota (najcenniejsze!), młotek, centymetr, a od roku – harmonijkę ustną. gdybym przedmiotów miał więcej, nie rzucałaby się w oczy, a tak – błyska grzbietem jak karaś w ciemnym stawie i ilekroć po nocy wracam do mieszkania, ilekroć w drodze do łóżka rozpakowuję się z odzieży, ilekroć rzucam kontrolne spojrzenie na ciemną plamę pokoju, wówczas rzuca się na mnie w odpowiedzi ten mój srebrny wyrzut sumienia, dowód mojej niekonsekwencji, i próbuje wydłubać oko. aż ostatnio pękła mi od tego żyłka. patrzę nazajutrz w lustro, a tu poważnie – oko krwią zalane. zupełnie nieoczekiwanie, gdyż bezboleśnie. takie są kurwa konsekwencje niekonsekwencji, pomyślałem wówczas i poczucie winy zaprowadziło mnie na pole. stałem we mgle przed wykopaną butem dziurą w ziemi i z okiem zalanym posoką powtarzałem sobie, że nie ma innego wyjścia, pamiętniczku, trzeba to zrobić, dla dobra mojego i jej dobra, i harmonijkę złożyłem w ziemi. niechaj porasta mchem jak moje sumienie. a gdy z lżejszym sercem wracałem do domu, minął mnie szczawik z gitarą na plecach i wtedy przypomniało mi się: zawsze chciałem grać na gitarze.
19/11/2013 — 11:00
ja gram pieknie, moge ci pograc :)
19/11/2013 — 12:16
„Konsekwencja niekonsekwencji” – do zapamiętania.
19/11/2013 — 12:58
jakobe, zrobiłeś z harmonijki „sekret”? ;]
p.s. mam w domu dwa pianina. . .na których już nie, ale może należy powrócić, bo przecież…
19/11/2013 — 13:13
caviale, dziury na dwa pianina butem nie wykopiesz.
19/11/2013 — 13:41
no właśnie. więc powrót.
19/11/2013 — 14:07
czyli, że co? lepiej obiecywać sobie małe rzeczy, żeby potem nie było żal, że się ich nie wprowadziło w życie? ;> czy porywać się jednak na wielkie?
19/11/2013 — 16:35
mam w domu organki… nawet chodziłem z dziewczyną po szkole muzycznej… może powinienem był raczej chodzić z dziewczyną po pianinie, a nie skrzypcach… może jeszcze nic straconego.
19/11/2013 — 17:44
porywac sie na wielkie.zawsze.jak ferdynand wspanialy albo keith richards.i ja na przyklad wczoraj odwidzilem poczte mialem zalatwic trzy sprawy w tym zaplacic zalegle i wtslac paczke do brata zagranice.to byla moja wielka wyprawa ale poeglem sie nie udalo stare baby mnie zniszczyly.ale jjutro wstane silniejszy mdrzejszy i znowu tam pojde
19/11/2013 — 17:45
aha brat pozdrawia
20/11/2013 — 16:23
kropko, po pierwsze: lepiej sobie w ogóle nie obiecywać; po drugie: to nieprawda, należy sobie obiecywać złote góry, w innym razie poduszka na twarz i lulu; po trzecie: nie ma tu morału, jest tylko zaduma, gorzka refleksja nad własną słabą silną wolą i kruchym postanowieniem. ding diring.
20/11/2013 — 16:31
motherfunk, organki też miałem. z reichu ojciec przywiózł, prawie nowe, eleganckie, ale potem brat przehandlował z konradem z siódmego piętra, zanim zdążyłem rozwinąć w sobie pasję, a następnie poczucie winy, że tę pasję zmarnowałem.
21/11/2013 — 06:08
oglądałam jakieś 2 miesiace temu amerykański film na youtube, coś tam o „sekrecie”, w którym autorzy twierdzą, że jeśli się czegoś bardzo chce, to dzięki myśleniu o tym i wizualizacji (wyobrażaniu sobie, że to sie już stalo), uruchamiamy energię wszechświata, która pomaga nam to osiągnąć.
brzmi to niewiarygodnie, ale jednak nie mam pewności czy nie ma w tym prawdy. na próbę… wymyśliłam sobie, że zwizualizuję sobie, że zarabiam 100 tysiecy zł do końca roku. wyobraź sobie Kuba moje zdumienie, kiedy szef jakieś dwa tygodnie później wzywa mnie i daje projekt, za ktorego wykonanie (do końca roku!) zarobię 120 tys. niestety na firmę (sic!). teraz wiem, że w wizualizacjach trzeba być precyzyjnym…
a tak na poważnie, siła woli czlowieka czy jego marzenia, potrafią przemieniac świat w sposób, którego nie pojmuję.
21/11/2013 — 06:49
kropko, kiedyś z kolei czytałem, za swoich najlepszych lat na studiach, że wizualizacja sukcesu prowadzić może do rozprzężenia mobilizacji i w efekcie człowiek zostaje w pozycji startowej, czyli dalej siedzi na kanapie i wyobraża sobie cuda wianki. dzisiaj trudno się z tym zgodzić, widząc tych wszystkich młodych wilczków, którzy przed każdy dniem pracy nakręcają w sobie sprężynki pozytywnego myślenia, wizualizują sukces, a potem idą do biura i podbijają świat. na mnie to chyba jednak nie działa. kompulsywnie wyobrażam sobie najgorsze i jakoś ciągle, hop sasa, do przodu.
21/11/2013 — 07:57
jakobe: trzeba myslec pozytywnie, tyko pozytywne myslenie jest w stanie przyblizyc cie do celu, jakim jest brak rozterek nad swiatem i sprawami ludzkimi. cos o tym wiem, stosuje odkad skonczylem 30 rok zycia. nie sprzyja to moze w sytuacjach tworczych, ale zjebisccie pomaga w pracy i podczas cyklicznych spotkan z rodzina ;>
21/11/2013 — 08:00
zauwazylem, ze najwieksza szansa na dyskusje tutaj jest miedzy piata a siodma rano. widac, ze narod pracujacy ;]
21/11/2013 — 09:27
a siła podświadomości?
21/11/2013 — 10:42
podobno podświadomość można świadomie programować. ale czasem…
przykład: miałam marzenia, które od dzieciństwa tkwiły gdzieś z tyłu głowy i nawet jakoś specjalnie nie starałam się ich realizować. one zrealizowały się same. zawsze w drodze, w podróży, zupełnie przypadkowo.
21/11/2013 — 14:25
caviale, to ze mną jest niestety problem, bo ostatnią szansę na zrealizowanie tego marzenia pogrzebałem w ziemi. otóż: ja zawsze marzyłem o tym, żeby zostać gwiazdą country.
21/11/2013 — 17:06
jakobe, tego może i tak, ale przecież…
poza tym, moje marzenia nie były związane z tymi dwoma pianinkami, chociaż jedno z nich dotyczyło muzyki, pozostałe obrazów. a obrazy, które wyświetlają mi się obecnie to uwaga: waga, księżyc, francuz na linie, japońska wyspa z tańczącymi żurawiami. co pan na to panie jakobe? ;]
22/11/2013 — 06:26
*cofam pytanie;]
22/11/2013 — 06:33
ale ja i tak odpowiem. oznacza to, że jest wieczór, oglądasz „man on wire”, ale na podglądzie masz jakiś dziwny japoński teleturniej. no i jesteś zodiakalną wagą. pach pach, proszę bardzo.
22/11/2013 — 06:34
(rzeczywiście, wszystkie rozmowy na tym blogu odbywają się między piątą a siódmą rano)
22/11/2013 — 06:40
no blisko, to ten francuz, ale telewizora to ja raczej mało. a zodiakalnym to ja jestem baranem niestety. lepsze to niż mieć kuku na mooniu. dzień dobry i teraz do pracy:]
22/11/2013 — 11:52
Tak poza tematem. Jakobe, niezmiernie mnie cieszy Twoja regularność.
22/11/2013 — 11:52
Mam nadzieję, że to stały trend.
22/11/2013 — 21:36
o, super się składa, mam gitarę na zbyciu. kolor pomarańczowy, na brzegach przechodzi w czerwień łuny zachodzącego słońca, pomimo braku kilku chyba dość istotnych strun i dwukrotnie klejonego gryfu w zasadzie nieśmigana. ojciec zawsze chciał mieć córkę grającą na gitarze.
23/11/2013 — 09:32
fy, ojciec zawsze chciał mieć syna grającego na pianinie. ale i gitara seems legit, tylko wiemy, jak to się skończy: za rok pójdę w to samo miejsce z łopatą, wykopię dół i położę się z gitarą w środku. najwyższy czas spojrzeć prawdzie w oczy: nie zostanę gwiazdą country.
23/11/2013 — 09:50
jakobe, ja ci jedno mogę odstąpić. ;]
23/11/2013 — 10:39
z koparką pójdziesz ?
23/11/2013 — 11:07
pianino to przedmiot święty. nie róbmy mu tego. temu pianinu.
23/11/2013 — 12:00
wiem, wiem, uparta jestem jak baran, ale pomyślałam sobie, że takie dźwięki stymulują pisanie wierszy.
27/11/2013 — 13:17
dzień dobry, można z małym cytatem? właśnie wpadł w oko i tak się pięknie słowa kleją. grzecznie pytam, bo cytacik zawiera takie słowa jak „kusiek”, „dupie”, „japonii”, więc może nie wypada.
28/11/2013 — 10:22
caviale czekam na ten cytat od wczoraj :]
28/11/2013 — 11:01
qwerty, bardzo proszę:] mam nadzieję, że gospodarz mnie nie wyprosi.
z listu jacka do allena str. 470: „jezu, naprawdę, ostatnio jak tylko spojrzę na kobietę i o tym pomyślę, to mnie prawie dosłownie mdli. co zaś tyczy się kusiek, to, jak dla mnie, mogą je wszystkie zakopać w polu i czekać, aż zakiełkują księżyce, mam to w dupie. mimo to starczy jedna kepka vinka i już jestem zwarty i gotowy. ale naprawdę już rzygam światem zachodu i zastanawiam się, co mi się przydarzy na cejlonie, w birmie albo w japonii (tak, tokio, to jest pomysł).” czysty przypadek, bez podtekstów, z życzeniami dla gospodarza, żeby tak już nie martwił się tym zachodnim country;]
01/12/2013 — 09:30
może troszkę dla złagodzenia, może bardziej dla przeniesienia uwagi, mój ulubiony, to znaczy jeden z ulubionych, tym razem z listu mrożka do lema, gdzieś tam z księżycem w tle: „jesteśmy trzema miliardami lusterek odbijających się w sobie wzajemnie, z kosmosem w okolicy nosa.”
01/12/2013 — 09:31
tak, to znowu ja, ale już ostatni raz, obiecuję.
22/12/2013 — 09:07
gwiazdą country może nie zostaniesz, ale ten kawałek wyszedł Ci całkiem spoko.
http://www.youtube.com/watch?v=vc-TsvGSe0c
26/12/2013 — 22:26
muszę to napisać. przeczytałam właśnie, że 21 listopada 970 kilometrów od tokio w wyniku erupcji wulkanu powstała wyspa. i rośnie. wpływ księżyca. na bank;]
27/12/2013 — 03:56
ja, dziękuję. z kolegami siedzieliśmy do późnych godzin nocnych. kolega miał dziurę w duszy i tak jakoś od słowa do słowa. nie wiem, co powiedziałem.
27/12/2013 — 03:58
caviale, albo wpływ wulkanu :]. czy są już pierwsi osadnicy?
27/12/2013 — 07:04
pakuję już walizkę. hamak, latarka, książka. . .
27/12/2013 — 07:08
„inne przestrzenie, inne miejsca” redakcja dariusz czaja taka książka.