ballada o niepiciu

[206] kolejna noc w tym stanie. jest to stan zjednoczonej trzeźwości wszystkich zmysłów. znajdujemy się właśnie w najgłośniejszym domu w mieście, muzyka niczym pożar rozlewa się po wszystkich piętrach, światło pulsuje w rytm membrany głośnika i wszyscy wokół są przerażająco pijani, ty jesteś przerażająco trzeźwy.

od miesięcy nie miałeś alkoholu w ustach, dokładnie od dwóch miesięcy i 22 dni, ale kto by liczył. podnosisz do ust, swych bladych usteczek, kolejną szklaneczkę soku porzeczkowego i zastanawiasz się, dlaczego to sobie robisz, dlaczego to sobie wyrządzasz. być może dlatego, odpowiada twoje sumienie, iż nietrzeźwość to twój ulubiony rodzaj bycia i gdybyś wybrać mógł, gdybyś raz na zawsze miał zdecydować – już nigdy byś nie wytrzeźwiał. albowiem świat na trzeźwo jest najsmutniejszą wersją świata: szorstki, kłujący, boli w serduszko.

ale zamiast pić więcej – nie pijesz wcale, jakbyś sam ze sobą poszedł na kosę, jakby świat miał się od tego ostatecznie poprawić. nie poprawia się, właściwie jest coraz gorzej, a najgorsze są piątki. urodziny. imieniny. soboty. parapetówki. sylwestry. wtorki. środy. czwartki. najgorsze są imprezy. stoisz wtedy, tak jak teraz stoisz, opierając się o ścianę, i ze szklaneczką soku porzeczkowego w dłoni obserwujesz lot wariatów nad miastem. jeszcze niedawno byłeś pilotem tego samolotu, teraz jesteś ostatnim trzeźwym pasażerem.

mógłbyś oczywiście wyjść, ale dokąd pójdziesz, dokąd się udasz w tę piątkową noc, chojraku, przecież nie wrócisz do domu poczytać książeczkę, nie wrócisz do swoich seriali, do swoich wierszyków i pustego łóżka. a więc zostajesz. z drugiego końca mieszkania wyłapuje cię wzrokiem rozhuśtana koleżanka i już do ciebie sunie, tanecznym w twoją stronę zmierza krokiem i z kilku metrów woła ja jebięęęęę, jakobe, ale jestem głodna, i ty jej wierzysz, że jest głodna, ale musisz jednocześnie zaakceptować fakt, iż wasze stany to są diametralnie różne stany, toteż przez kolejne minuty słuchasz, ale nie rozumiesz, mówisz, ale nie komunikujesz się. wasze zdania mijają się jak auta na autostradzie, taka jest bowiem natura trzeźwych imprez: jesteś jedynym, który cię rozumie.

a potem robi się cicho, gasną światła, ciała jak paczki po chipsach zaczynają walać się po podłodze, po sofach i żyrandolach. zamawiasz taksówkę i chwilę później spisujesz w łóżku notatkę o brzemieniu ostatniego na świecie trzeźwego człowieka tej nocy, obiecując sobie – jak zawsze – inny świat, obiecując sobie inne noce, choć przecież wiesz doskonale, że zanim dzień zatoczy pętle – znowu ruszysz naprzeciw fali, w ciemną jak piekło noc, która nieustannie znosić cię będzie w melancholię.

Categories: Bez kategorii

89 Comments

  1. Albert Fajn

    10/01/2014 — 09:59

    świat na trzeźwo nie jest szorstki, jest lepszy …melancholiku ;))

  2. Sam -> Albert

    10/01/2014 — 10:05

    to chyba nigdy nie byles pijany

  3. jesli moge sobie pozwolic na minute szczerosci to moja dziewczyna uwaza inaczej ale moim zdaniem wychodzenie do innych ludzi bez pomocy alkoholu jest bolesna strata czasu

  4. Dobrze powiedziane ;)

  5. pic czy nie pic… to jest wolnosc. a wolnosc to tylko nie miec juz nic do stracenia. Kris Kristofferson tak spiewal. polecam raz na tydzien pol pigulki ecstasy. doskonale lagodzi efekty halasliwego debilizmu naszej epoki, bez kaca i kalorii.

  6. true

  7. Jakobe, ja zwykle jestem kierowcą na imprezach. Dobrowolnym, nikt mnie nie zmusza, ale wrażenia z imprez mam zgoła podobne. Nie ma porozumienia między światem trzeźwego i pijanego. To jest piękne rozmijanie się, ale na dłuższą metę, na 150 imprezie, łapiesz się z głowę i robisz „Krzyk” Muncha.

  8. raz bylem trzezwy na imprezie, nie chce tego powtarzac

  9. mam do ciebie miłość, paniczu jakobe, chcę cię czytać we dnie i w nocy, a takie wpisy to miód na moje serce

  10. jakobe, trzeźwość też potrafi być piękna, tylko może nie spotkałeś właściwiej osoby :)

  11. gratuluję! to trochę smutna, ale świetna wiadomość. i tyle. i pisz. :)

  12. kto jest trzeźwy palec do budki !
    bo już za chwilę premiera filmu, „który zachwieje polską”.

  13. albert, jak ci zasadniczo wierzę, ale w tym samym momencie też nie wierzę.

  14. sam, czy ty przypadkiem nie masz na imię borys szyc?

  15. anonim, obawiam się, że extasy pozostaje w kontrze do mojej aktualnej filozofii. alkohol to jedno. ale też papierosy. narkotyki. chipsy. powiedz mi, proszę, jak złagodzić te same efekty przy użyciu szpinaku, ryżu lub pomidorów.

  16. jakobe… jest tyle naturalnych uzywek. ktore moze nie daja identycznych efektow ale wielu ludzi je sobie chwali.

    wg mnie sa to: seks (najlepiej polaczony z miloscia, ale to wiadomo), sport (roznisty, najtrudniej jest tylko zaczac), poezja (bez komentarza), muzyka (do tego taniec jesli ktos lubi, ale najlepiej koncerty i dobry sprzet domowy, tj. przynajmniej dobre sluchawki), dobre gotowanie (niespodziewanie dobrze dziala), medytacje, literatura, kino, spacery, podroze itd…. czasem nauka, w sensie pracy naukowej. moze doktorat? :) tak wiec, wybor jest bardzo duzy.

    polecam!

  17. marta, nie ma i nie będzie, jak śpiewa lechijka drużynie przeciwnej. na wielu zresztą poziomach, wczoraj – na ten przykład – rozmawiałem z dawno nie widzianym kolegą i ten na wysokości pierwszej trzydzieści mówi do mnie coś takiego mniej więcej: „kobe, ja tbie przekam, że kurwa jutro do cibie drnę, ewntualnie zamesuję i się kurwa ustwimy na przrzrzszły tdzie”. co oznaczało, żebyśmy się zgadali w przyszłym tygodniu i wyskoczyli na jakąś herbatę.

  18. fruuuuu, nie wiem, co powiedzieć. dziękuję za twoją miłość.

  19. caviale, oj tak, nawet sobie powtórnie przeczytałem książkę. w głębi serca nie dowierzam, że to się uda, ale kibicuję jak małyszowi w 2002.

  20. co do szpinaku, ryzu i pomidorow, pisano o tym w ksiazce „jedz, modl sie i kochaj”. sama ksiazka i film taki se, wg mnie, ale pomysl, zeby te trzy rzeczy łączyć i to dokładnie w takiej kolejności jest trafiony w dziesiątkę. działa. kiedy zadbasz o swój żołądek (a nie musi to chyba być zaraz szpinak, można sobie odnaleźć ulubioną kuchnię, włoską, grecką, suszi, czy nawet polską) to poprawiasz jednocześnie samopoczucie. pewnie i przez mikroelementy i przez zwykłą „troskę” jaką się obdarzasz samego siebie. zafascynowało mnie to jakiś czas temu i sprzedaję dalej.

  21. kropko, pełna zgoda. może tylko z medytacją miałbym problem. jako dziecko internetów – mam nieskalibrowaną uwagę, do tego siedzenie we własnym towarzystwie wzbudza we mnie trwogę, ale i też w końcu nudę, albowiem bez swoich literek, wierszyków i zdań wielokrotnie złożonych okazuję się postacią bezbarwną.

    co do kuchni zaś – też pełna zgoda. jeszcze przed odstawieniem alkoholu zacząłem jeść jak moi najzdrowsi koledzy. trzy miesiące później stwierdzam, że – nieoczekiwanie – wciąż żyję. nie wiem, czy czuję się lepiej – nigdy chyba nie poczuję się do końca dobrze z faktem, że zamiast hamburgera jem na obiad ryż ze szpinakiem, ale uwierzyłem, być może na wyrost, że w zdrowym ciele zdrowy duch, a ja naprawdę chciałbym odzyskać zdrowego ducha.

  22. jakobe, właśnie wyciągam książkę z półki:]

  23. kropko, a’propos naturalnych używek, przeczytałam wczoraj piękny esej o muzyce i dech mi zapierało. i wiesz, to było lepsze od winka. no i zgadzam się z całą resztą.

  24. moze po odstawieniu uzywek przechodzi sie na inny level wrazliwosci i slabsze bodzce zaczynaja miec znaczenie, stopniowo? poza tym, nie chce wchodzic w Twoje prywatne rewiry, ktorych nie znam, ale jako ambitnej osobie, brak Ci z pewnoscia poczucia, ze cos osiagnales. a na to jest tylko jeden sposob, dzialac. nieustannie cos robic. z wielu chaotycznych nieraz ruchow, sklada sie pozniej piekna ukladanka. I chociaz się wymądrzam, (za co przepraszam) to uwierz, mam nieraz tak samo jak Ty.

    wszyscy Ci kibicujemy, poniewaz nazywasz po imieniu to, co sami nieraz przezywamy. to jest Twoj talent.

  25. caviale, ja jestem chyba uzalezniona od muzyki. :)

  26. ale nawet chipsy? to to nie jest ballada o niepiciu, tylko ballada o syndromie odstawienia wszystkiego lub o nadludzkiej samokontroli. szacunek. + in the end, wszyscy jestesmy bezbarwni, Ty przynajmniej masz te literki. i nie boisz sie ich uzyc.

  27. jakobe, tak poza wszystkim to jest po prostu bardzo ladny tekst

  28. jakobe, napisałabym balladę o nieczytaniu, nieliście czy niepamięci, ale Ty jesteś lepszy w te klocki.

    pomyślałam, że tekst jest zbyt smętny, ale bijąca od niego szczerość mnie zreflektowała. smętny, ale nie zbyt. skłaniam się ku opinii ludzi wyżej, że bardzo ładny.

  29. ty, jan klata i kto wie kto jeszcze, może zatem można już nawet mówić o modzie na straight edge w kręgach twórczych w ojczyznie karola wojtyły? i niech będzie, że na złość świętoszkowatym politykom, i niech władza sama sobie korzysta z tej tzw. służby zdrowia.

  30. kopko, tak mi się wydaje z tymi bodźcami, chociaż pamiętam tygodnie na – jak to się mówi – alkofazie, gdy w głowie nieporządek robi jedna, mała, niegroźna, czarna myśl, która tak sobie hopsa wędruje przez płaty czołowe, aż wreszcie rozwija się w mitologicznego smoka z czternastoma głowami i robi ci spustoszenie, robi ci paranoję z systemu poznawczego. nigdy chyba nie jestem tak przerażająco wrażliwy jak na kacu. podejrzewam, że jest to kompletnie inna odmiana wrażliwości niż ta, o której tutaj mówimy, ale w dalszym ciągu odmiana śmiertelna.

  31. m, nawet chipsy; i zaprawdę fatalne jest to uczucie, gdy odpalasz film swojego ulubionego reżysera i zamiast nachosów – w ręce trzymasz paczkę wafli ryżowych z solą morską. so gay.

  32. u, xyz, dziękuję.

  33. motherfunk, wydaje się, że nawet trzeba. czym bowiem byłaby ta moja heroiczna metamorfoza, gdybyśmy nie mogli jej później wpisać w jakąś nową, new age’ową modę. fanaberią byłaby, kaprysem rozpieszczonego dziecka.

  34. wrażliwość vs reakcje chemiczne ?
    wrażliwość = reakcje chemiczne ?
    wrażliwość + reakcje chemiczne = x ?

  35. przepraszam, ale muszę coś dodać. efektem prac, które między innymi były opisywane we wspomnianym przeze mnie eseju, była taka oto płyta: http://www.youtube.com/watch?v=c0yidEjqPus
    sam esej rozpoczyna się cytatem z ciorana: „muzyka jest złudzeniem, które jest odkupieniem dla wszystkich innych złudzeń. (gdyby złudzenie było słowem skazanym na zniknięcie, nie wiem, co by się ze mną stało).” poza tym autor eseju jest również autorem filmu „ścinki”, który powstał pod artystyczną opieką wojciecha smarzowskiego. tak właśnie. może to bez znaczenia, ale widzisz jakobe, ponownie wszystko jakoś tak posklejało się. to wina tego kleju w słoiku, co to stoi sobie na twojej półce. obok kleju leżała kiedyś harmonijka. już już uciekam.

  36. Niezwykła odwaga, od trzeźwości gorsza jest jedynie trzeźwość w otoczeniu naprutych osobników gatunku ludzkiego, wirujących w rytm muzyki rozbrzmiewającej w ich głowach. Podziwiam i winszuję, nie ma to tamto, a jak pisał mistrz Hemingway: „Inteligentni ludzie są często zmuszani do picia, by bezkonfliktowo spędzać czas z idiotami.” Także raz jeszcze trzymam kciuki, po stokroć.

  37. ’słuchasz, ale nie rozumiesz, mówisz, ale nie komunikujesz się. wasze zdania mijają się jak auta na autostradzie’

    Lubię tak oddychać Pana słowami : ))

  38. Jejku, chyba jestem dziwna, ale bardzo wiele z tych najfajnieszych stanów w życiu to ja przeżyłam całkiem na trzeźwo.
    Potrzebny jest do tego przede wszystkim specyficzny czynnik ludzki, z którym można zanurzyć się w absurd, tak po prostu, bez powodu.
    Innym wspomagaczem jest wspomniana wyżej muzyka. A jakieś szalone koncerty w środku dnia czasem bywają bardziej odjazdowe niż te nocne zakrapiane.
    I wreszcie to, co polecam najbardziej, to pogrążanie się w radosnym szale, takie pstryknięcie w sobie włącznika entuzjazmu. Najprościej to osiągnąć, myśląc, jakby tu sprawić niespodziankę bliskiej osobie. Ale nie taką zwyczajną, niech to będą fajerwerki, najlepiej po najmniejszych kosztach, a z jak największym wkładem czasu i chęci. Żeby było takie wow i niedowierzania, nawet piski, ale grunt to usta w rozszerzu. WARTO!

  39. caviale, a czy ten esej jakimś przypadkiem jest może dostępny w sieci? słucham tymczasem hery i robi mi fascynujący bałagan między ścianami.

  40. kokoszy, obawiam się, że mniej w tym odwagi jednak, a więcej obawy, takiej obawy antycypowanej, jaka pojawia się, zanim coś się faktycznie wydarzy. ale jaka motywacja by za tym nie stała – możemy się chyba zgodzić, że na pewnym etapie przestaje to mieć znaczenie i stajesz się, w oczach swoich i ludu, najbardziej heroiczną jednostką w kraju.

  41. iza k, miło to słyszeć.

  42. zo, oj tak, czynnik ludzki często jest rozstrzygający. ale i też czynnik własny, jak się okazuje. pewien mój serdeczny kolega nie pije od czasu adolescencji, to znaczy właściwie nie pije od urodzenia, i tym samym rozwinął w sobie zupełnie inny repertuar zachowań w relacjach z ludźmi na imprezie, także zupełnie inny system oczekiwań. trzeźwość jest dla niego stanem naturalnym. ja natomiast jeszcze do niedawna rzucałem się z barów i didżejek na ludzi, krzycząc „geronimo” i trzymając w dłoni dwa szoty wiśniówki, więc dla mnie jest to sytuacja – muszę przyznać – niecodzienna. ale uczę się.

  43. jakobe, ja posiadam niestety w wersji analogowej, w książce, która jest zbiorem esejów szeroko określanych mianem antropologii przestrzeni. przepraszam, że nie powtarzam tytułu, który jest pod „harmonijką”, ale nie chcę być posądzona o, proszę wybacz wulgarne słowo, reklamę. co do muzyki, idealnie ją określiłeś. słucham i chcę więcej, i więcej…

  44. zo, jakże chciałabym wiedzieć, gdzie mam ten pstryczek-elektryczek:]

  45. Jakobe, jakby nie miało być, moim bohaterem już jesteś. Twoje zdrowie, pozdrawiam

  46. caviale, szkoda. ale mam tytuł, będę czujny niczym ryś. co do muzyki zaś – ze swojej strony polecam coś, czego ostatnio słucham namiętnie, mimo że nie jest to rihanna. kapela nazywa się contemporary noise quintet i kilka lat temu wydała płytę pod tytułem „pig inside the gentleman”.

  47. kokoszy, dziękuję, twoje również.

  48. jakobe, przesłuchałam dwa utwory i już lubię. odnajduję tam niskie rejestry, które bliskie są mojemu sercu, no i słyszę wyraźną inspirację klasycznym motywem z płyty, którą męczę każdej zimy. oczywiście mogę się mylić, bo ja w zasadzie jestem głucha. co do reszty, pomyślę inaczej. tymczasem żegnam się do kolejnego łączenia.

  49. jakobe 2.0? po redefinicjach?

    na dłuższą metę nie da się do wszystkiego dosypywać otrębów, bo one wcale nie leczą tego, co myślisz, że wyleczą

    howgh

  50. jako pani doktor od muzyki zalecam inną muzę, jakobe. ;) mniej noise a więcej pleasure.

  51. czasem noise i pleasure grają w jednej bandzie;)

  52. Jak zwykle uczta i w samym tekscie, i w komentarzach. Ale wykonajmy figure retoryczna – jak sie spotka drugiego osobnika trzezwego na imprezie – to pijani nie podskocza! Rozwalimy impreze!
    (A rozwozic rozchichotane kolezanki malzowiny tez nie jest tak przykro)

  53. caviale, oj. sądzę, że z spośród nas dwoje to właśnie ja jestem tym głuchym.

  54. ojezu, tego się obawiam, ale dobrze mieć jakiś cel w życiu. nawet jeśli jest to cel zbudowany na urojeniu. no, z tym urojeniem może się zapędziłem, but you get the point, jak to się mówi na pomorzu.

  55. kropko, zgadzam się z caviale. zresztą w tym nosie – jeśli dać mu chwilę – jest nadzwyczaj dużo melodii i harmonii. a i liryczność momentami taka, że serce pęka i takie pęknięte później leży na podłodze, prosząc o szklankę wody.

  56. bratzacieszyciela, być może jest to zaczyn czegoś większego, być może powinniśmy sformułować jakąś frakcję, grupę wsparcia dla trzeźwych na imprezach. takie aa, tylko na odwrót.

  57. to ja moze zaczne – jestem najczesciej trzezwym na imprezach i dyzurnym kierowca (wole prowadzic niz pic), i wcale mi to nie przeszkadza, choc nie jest tak, ze nigdy nie pije. Wstydze sie bardzo tego stanu i prosze o wsparcie towarzyszy niedoli – jak sobie z tym radzicie? Jak zyc?
    czlonek (sic!) zalozyciel TNI (i co teraz? grupa na mordoksiazce?)

  58. alkohol nie jest taki zły, lubię małe ilości na rozgrzewkę, do posiłków, w czasie zabawy, ale nie mam z nim problemu. bardzo nie lubię jednak stanu upojenia. jest tak jak napisał jakobe, upicie się jest poniżające dla pijącego i niezręczne dla trzeźwego. taki stan mnie nie bawi, ale denerwuje. nie lubię nie mieć nad sobą kontroli. nie wiem czy więcej osób tak ma, ale nawet kiedy usilnie usiłuje się mnie upić, dolewając więcej procentów niż było w umowie, zawsze zachowuję trzeźwość umysłu (mimo, że trudno mi mówić). co najwyżej jestem do cna szczera, i dlatego na ogół nie piję… :)

    jest jakiś rodzaj wewnętrznej przyjemności, kiedy nie pijesz bo nie, prawda? przyłączam się całym sercem do grupy.

  59. Bardzo dobry tekst Jakobe!:)
    Jeszcze apropo medytacji- na prawde nie chodzi o zadne skupienie, robie tak ze po prostu siedze ze soba, na tapczanie, w ciszy- oh, i co to za wyzwanie! nagle sie odkrywa, ze trzeba przeciez zrobic 1500 rzeczy i jest goraczka w glowie ze sie zadnej z nich nie robi, albo sie odkrywa ze zdecydowanie bardziej rozwijajace duchowo bedzie posluchanie relaksacyjnej muzyki, albo jakiejs fajnej, albo w koncu jakiejkolwiek, tak, na pewno to jest rozwiazanie, a nie to siedzenie, byle nie to, i na koncu okazuje sie ze to siedzenie to w ogole najbardziej nieodpowiednia rzecz jaka aktualnie sie powinno robic, najbardziej niewygodna, najbardziej koszmarna, w koncu najbardziej niemozliwa do wykonania. Hehe, i to trzeba przezyc, pominac, az samo sobie pojdzie, niczemu nie zawierzac, bo potem wylania sie z tego siedzenia slodki spokoj, taki karmiacy jak nic na swiecie, a na pewno alkohol i chipsy sie nie rownaja,a latami bylam poważnie uzalezniona od chipsow i wiem co mowie:) Takie siedzenie ze swoimi koszmarami, jak sie im pozwoli byc to sie rozplywaja, okazuja sie uluda, bo istnieja zawsze na zasadzie grozby, ale nigdy nie moga realnie zagrozic, pod warunkiem ze sie im nie uwierzy. Bardzo polecam, 5, 15 min, godz dziennie, kto ile chce i moze. I wiem Jakobe, ryz i szpinak to bardzo smutna dieta, ale bedziesz potam zdrowy i wesoly, takze sie oplaca.
    ps Wspanialy blog, jak ktos tu gdzies trafnie napisal- samo sie czyta:) na Twoim wpisie w ktorym zegnasz sie z kotem to sie poplakalam. Podobaja mi sie rowniez Twoje noworoczne zyczenia, zwlaszca te dotyczace pieniedzy, i tutaj mam takie pytanie i prosbe- czy moglbys nam pozyczyc 80ciu tys? zawsze to o 30 wiecej…….

  60. obawiam się, że z alkoholem i resztą może być jednak bliżej tego, o czym pisał jerzy pilch, czyli, i tu pozwolę sobie sparafrazować jego słowa, być może wszyscy, no może nie wszyscy, chcielibyśmy zapić się na śmierć, ale jednocześnie wszyscy chcemy żyć. stąd te otręby.

  61. bzzziiiith, cofam taśmę. jakobe, taki znowu głuchy nie jesteś. szykujecie jakiś staroświecki flash mob? :]

  62. proszę mi wybaczyć milczenie, siedzę w basenie w intercontinentalu. true story. odpiszę wieczorem.

  63. caviale, jak w Tobie rozbudzić stany euforyczne to ja też Ci, niestety, nie powiem. Ale generalnie to chodziło mi też o pozytywne działanie śmiechu, najlepiej takiego od serca, do łez i ponadminutowego, może choć tak?
    I przy okazji chciałam Ci podziękować, bo, uważaj, za sprawą Twojej wzmianki o książce, z której pochodzi esej o muzyce, zmodyfikowałam lekko… temat swojej magisterki. :D
    (nic tu nie dzieje na darmo!)

  64. caviale- jasne że tak, też myśle że na jakimś poziomie wszyscy chcemy życ, a jednocześnie chcemy umrzec. I stad te otreby. Nie jest tez tak ze przezwyciezylam swoje uzaleznienie od chipsow sila medytacji;) Chcialam tylko oddac, byc moze troche chaotycznie tak jak teraz przelecialam wzrokiem, to jak nieporownywalne sa te dwa stany, czystego bycia i otwarcia na wszystko co sie pojawia, i kompulsywnego uciekania w uzywki, czyli u mnie chipsy chipsy chipsy. Dotąd trudno mi odejsc zupelnie od tego smaku i niestety ostatnio odkrylam swoje nowe uzaleznienie, od paluszkow i slonych orzeszkow. Ostatnio tez odkrylam w barku u babci paczke chipsow, nie wytrzymalam i wszamalam ze trzy albo cztery:( Ciezko jest sie otrzasnac z uzywek, gdzies w dyskusji pojawil sie motyw wafla ryzowego jako takiego dobrego zastepnika niezdrowych przekasek, ale mysle ze wafel ryzowy to nawet gorzej niz gotowany seler, to nawet chyba gorzej niz nie zjesc nic, no i stad teraz te gigantyczne ilosci paluszkow i orzeszkow, bo przeciez przy komputerze trzeba cos pochrupac. A ze jest to oczywiscie blog o zdrowym odzywianiu i medytacji, to moze juz skoncze, pogratuluje jeszcze raz autorowi swietnego bloga i sie schowam.

  65. zo, pozdrawiam cię serdecznie, ale może nie bierz sobie do serca tego co tutaj wypisuję. bo ja jestem pusta jak gitara.

  66. krufka, kiedy czytałam o paluszkach to się popłakałam. słyszałam o facecie, którego zabiły paluszki, no normalnie . . . aaaaaałłaa zerwały mi się wszystkie struny. nie mogę już grać.

  67. caviale, taka chyba natura gitary, że pusta, by wydawać piękne dźwięki. A chodziło mi o wzmiankę o tej konkretnej książce, jak się poorientowałam, co za rzecz, to wykonałam zwrot w tę stronę po prostu. ;]

  68. dusze sie wolaja…

  69. zo, to miłe, co piszesz.

  70. bratzacieszyciela, nie jesteś sam. jest nas więcej. jak sobie z tym radzić – no cóż, nie ma prostej odpowiedzi. jedni przestają wychodzić z domu i wieczory poświęcają na sklejanie modeli oraz własnego życia, drudzy wychodzą częściej, aby przyzwyczaić organizm do trzeźwości w skrajnych warunkach. jedni i drudzy cierpią, ale trzeba podkreślić, że szlachetne niczym borowik jest to cierpienie.

  71. korpko, jest w tym jakiś rodzaj tryumfu. ducha nad ciałem albo na odwrót – ciała nad duchem, trudno powiedzieć. brak kontroli nie jest specjalnie uroczym doświadczeniem, ale muszę się przyznać, że w regularnym piciu właśnie to pociągało mnie najbardziej, ten swobodny stosunek siebie do samego siebie.

  72. krufka, dziękuję. spróbuję. wprawdzie nigdy nie byłem dobry w utrzymywaniu uwagi i w ogóle cały jestem rozkojarzeniem, ale może właśnie dlatego należy przysiąść i uspokoić herbatę. ostatni czas spędziłem w autobusach, jeżdżąc od jednego miasta do drugiego, i chociaż nie jest to ten rodzaj ciszy i skupienia, o jakim tu mówimy, to ewidentnie jest w podróżowaniu jakiś pierwiastek z medytacji: siedzisz w ciszy przez pięć godzin, początkowo obserwujesz współpasażerów, próbujesz zająć sobie nimi głowę, ale ile można gapić się na kobietę w apaszce jedzącą hummus łyżeczką, toteż odwracasz głowę i spoglądasz na zewnątrz, za okno, ale w tym samym czasie – mimo że brzmi to naiwnie – zaczynasz spoglądać do wewnątrz. gapiąc się na wielkie białe pole, poprzetykane strachami na wróble, dostrzegasz swoje białe pole, poprzetykane twoimi strachami na wróble i nie uciekasz pod kołdrę, bo przecież nie ma tutaj kołdry, więc gapisz się dalej, białe gapi się na ciebie i tak medytujecie na swój temat przez następne cztery godziny.

  73. caviale, flash mob? w sensie z okazji pilcha? a z tą parafrazą trafiasz – jak sądzę – w punkt. mnie regularnie łazi po głowie fragment z remarque’a, który w „przystanku na horyzoncie” powiedział: „ego zawsze pragnie swojego przeciwieństwa”. ludzka natura najwyraźniej jest najbardziej złośliwym wytworem ewolucji: żywy pragnie śmierci, a umarły – gdyby mógł – zapragnąłby życia.

  74. czyli – cierpienie uszlachetnia, ale najlepiej cudze?

  75. jakobe, nie, tak tylko przez płaty ciemieniowe przeleciał obrazek przedstawiający lot wariatów nad miastem. trzeźwych wariatów. a remarque przewija się tutaj regularnie, nieprawdaż?

  76. zo, nie wiem czy trafnie, ale kojarzę cię z krakowem. jeżeli trafnie, to 28 masz wspaniałe spotkanie. pozdrawiam.

  77. p.s. wariatów w sensie jak najbardziej pozytywnym:]

  78. caviale, czyżby z Autorem tego Bloga? Skąd, jak, gdzie? Nie widzę żadnych znaków na (krakowskiej) ziemi, niebie ani w internecie.
    Dobrze kojarzysz ;] Stąd się zaczęło moje bycie tutaj, w komentarzach, że nie mogłam być na Conradzie.

  79. Jakobe- bardzo sie ciesze ze sprobujesz:) i na prawde- nie skupiaj sie na niczym, pelna samowolka, jak mysli chca hasac to niech hasaja, jak zobacza ze jest na to pelna zgoda to sie zdziwia i uspokoja.
    I jeszcze mi przyszlo do glowy ze osoba jedzaca hummus w pociagu to bardzo dziwny widok, w tych pociagach w ktorych ja jezdze to pasazerowie jedza zazwyczaj jajka na twardo. Ale moze Ty podrozujesz pierwsza klasa, a ja druga.

  80. Caviale- co Ty mowisz? to moze on byl uczulony? to moze ja jestem uczulona?? tak patrze na niedojedzona paczke z piatku- a wiec to bedziesz ty, lajkoniku…

  81. zo, niestety nie, chodzi o tamtą książeczkę. a autor tego bloga niech wybaczy, że mówię tu o takich sprawach. kolejne faux pass.

  82. krufka, nie słuchaj moich żartów;]

  83. jakobe, co zaś polecasz do picia? :)

  84. mojito bezalkoholowe?

  85. caviale, prawda. gdyby mi się tak źle nie kojarzyło, powiedziałbym „remarque über alles”, ale źle mi się kojarzy, więc mówię „remarque pany”.

  86. a co do picia – no cóż, pijam muszyniankę. ewentualnie galicjankę. i tak sobie żongluję nimi w zależności od nastroju, rodzaju imprezy, towarzystwa.

  87. na taki mróz jak dzisiaj polecam herbatę czarną Earl Grey, najlepiej w dzbanku, do tego pół pomarańczy w plastrach, kilka główek goździków (taka przyprawa w torebce) oraz odrobinę utartego imbiru (świeżego, ale może też być suszony z torebki). tak przyrządzona herbata pachnie wspaniale, ja ją piję na słodko. :)

  88. EEE. Kwestia podejścia- całe życie byłam trzeźwa na imprezach, a nigdy nie miałam poczucia, że nie pasuje. Różnicy między znajomymi pijanymi a trzeźwymi, aż takiej nie było, żeby nić porozumienia została zerwana (chyba, że mówimy o totalnych zgonach- wtedy nie ma o czym mówić). No i na trzeźwo- można i tańczyć i świrować- (bo i tak nikt z obecnych pamiętać nie będzie), a jak przyjdzie co do czego to złapać za kluczyki i radośnie odjechać- bądź w innej sytuacji- przed Panem taksówkarzem- jaskółki robić dla udowodnienia istoty rzeczy (cham- i tak mi nie uwierzył). Anyway- da się. Wystarczy odpuścić :)

  89. To zacięcie nadal trwa? Mi się to nie udaje, chyba zbyt łatwo daję się nakusić. Nie żebym specjalnie jakoś protestował przed innymi, bardziej w duchu przed sobą. Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Copyright © 2024 jakobe mansztajn: stała próba bloga

Theme by Anders NorenUp ↑