[167] będąc w bośni, odwiedziliśmy jeszcze dwa miejsca: najpierw srebrenicę i na koniec mostar. mostar to niewielkie miasteczko w środkowej bośni, znane przede wszystkim z tego, że posiada jeden szczególny most. ów most, jak to w opowieściach z mostami zwykle bywa, nie tylko pełnił funkcję użytkową, ale także – co z punktu widzenia czasu wydaje się istotniejsze – wyraźnie symboliczną. nie dość bowiem, że można się było przez niego przeprawić z gratami na koniu albo skoczyć zeń (z mostu, nie konia) na główkę do przepływającej pod spodem neretvy (most ma 21 metrów wysokości i pływacy z lokalnego klubu rzeczywiście urządzają sobie takie zabawy) – to jeszcze był jak ten metaforyczny łącznik między światem muzułmańskim (reprezentowanym przez zamieszkujących mostar boszniaków) a chrześcijańskim (reprezentowanym przez mieszkających po drugiej stronie mostu chorwatów). oczywiście jednym i drugim ostatecznie odbiła palma i most został wysadzony w przysłowiowe piździet, czego też trudno nie rozpatrywać w kategoriach symbolicznych. tak czy inaczej – pod koniec dwudziestego wieku most odbudowano i – jak widać – na razie wisi. nie wiadomo jednak, na ile jest to symboliczny gest wyciągnięcia ręki jednych do drugich, a na ile po prostu ukłon w stronę turystów, którzy w innym razie musieliby targać toboły z zakupami naokoło.
właśnie dostałem sygnał, że mamy 10 minut na wymeldowanie się z hostelu, dlatego o srebrenicy w następnym odcinku.
28/08/2012 — 10:11
eh, jak ja lubię takie historie! przypomina mi się książeczka o moście galata. most w mojej świadomości odgrywa szczególną rolę. najbardziej lubię te, czy raczej tych ludzi, którzy mosty potrafią budować w swoich głowach:]
28/08/2012 — 10:13
jakobe, podróżuj i pisz do końca świata;)
29/08/2012 — 10:36
podoba mi sie cykl, zazdroszcze podrozy