[165] kolejnym punktem wycieczki miała być bośnia i hercegowina, czyli w naszym przypadku sarajewo, srebrenica, mostar. ale kiedy opuszczaliśmy czarnogórę i byliśmy zaledwie 20 kilometrów od granicy z bośnią, okazało się, że na północy płoną lasy, płoną tak bardzo i ochoczo, że drogi są nieprzejezdne, wobec czego lokalna policja – z braku lepszych pomysłów, co w tym przypadku oznacza po prostu brak alternatywnych dróg – zawróciła nas z powrotem na południe, skąd przyjechaliśmy. ostatecznie znów pognaliśmy nad sam adriatyk i skończyło się na dubrowniku w chorwacji. tutaj postanowiliśmy zrobić przystanek i następnego dnia ruszyć na sarajewo.
dubrownik już po kilku godzinach okazał się najdroższym i najbardziej zatłoczonym miejscem na bałkanach i noclegu w jakiejś przyzwoitej cenie, która nie zniszczyłaby naszych budżetów, szukaliśmy do drugiej w nocy (dodam, że jest zaledwie cztery godziny później, kiedy o tym piszę). w międzyczasie okazało się, że rezerwacja w hostelu, którą zrobiliśmy naprędce z knajpy gorbacov przy głównej arterii miasta, wcale nam niczego nie zarezerwowała. nasz pokój, mimo zapewnień komputera, okazał się zajęty, o czym dowiedzieliśmy się telefonicznie chwilę przed dotarciem na miejsce. co jednak zabawne i w pewnym sensie pokrzepiające – menadżer rzeczonego hostelu przejął się naszym nieszczęściem do tego stopnia, że najpierw do mnie zadzwonił, żeby przeprosić za błąd systemu, następnie zlokalizował nas na mieście i osiem minut później zjawił się przed nami na swym czarodziejskim skuterze, i przez następne półtorej godziny pomagał nam znaleźć jakąś metę. bezskutecznie. a skoro nawet menadżer hotelu nie może znaleźć wolnego pokoju w swoim własnym mieście, to znaczy, że coś jest nie tak i trzeba stąd spierdalać. kiedy kilka godzin później przeszliśmy się po centrum dubrownika – pięknego niczym z czytanki andersena – i przy okazji natknęliśmy się na 60 milionów turystów, wiedzieliśmy, że pierwsza myśl była słuszna: trzeba stąd spierdalać i nie wracać nigdy więcej.
23/08/2012 — 13:57
swoją drogą, już dawno nie byłem taki regularny. brawo!
23/08/2012 — 14:02
nareszcie! :))
23/08/2012 — 15:41
bo jak mawia klasyk, czasem trzeba wyjechać, żeby być na miejscu
23/08/2012 — 15:49
wiecej podrozy wiecej. po zapadlych dziurach, surowych i kamienistych, gdzie cisza wyglada z malych okienek, w oddali szczekaja psy, niekiedy przebiegnie gropka dzieci i przebudzi dziadka chrapiacego na schodach.
dariusz czaja napisal dobra ksiazke w takim klimacie. polecam i ksiazke i takie klimaty:]
p.s. jakobe, jak ty zyjesz w temperaturze powyzej 17°C ? ;]
23/08/2012 — 20:52
p.p.s. gropka ( patrz andrea gropa ;)
24/08/2012 — 20:12
wielkie brawa. regularnie, zgrabnie, chwytnie i dowcipnie, prawie czujemy piasek na twarzach. zazdroszczę wypadu.
26/08/2012 — 08:05
caviale, no właśnie, zwykle w kole dwudziestu kwiczę, a wczoraj kolejny raz mieliśmy ponad czterdzieści (w aucie kilka stopni więcej, bo nie ma klimatyzacji) i jakoś niespecjalnie nas to przeszło. pogoda zresztą od pierwszego dnia próbuje nas wykończyć, więc to chyba jakoś tak działa, że skoro nie ma innego wyjścia, to należy ciału przetłumaczyć i się jakoś dostosować.
26/08/2012 — 20:34
moje ciało nie słucha;)