[164] od tygodnia, o czym było notkę niżej, jestem na bałkanach. ostatecznie z serbii, o której też było niżej, przedostałem się do czarnogóry. mówię przedostałem, bo jakiś czas temu, kulając się po serbskich wioskach, zgubiłem paszport. myślę, że mogłem zgubić coś innego: szelki albo czajnik bezprzewodowy, który wożę ze sobą od początku wycieczki. jak się jednak szybko okazało, paszport na bałkanach nie jest specjalnie konieczny. w ambasadzie polskiej w podgoricy, stolicy czarnogóry – mieście brzydkim niczym stacja benzynowa w arizonie i przez to chyba niezwykle dla mnie fascynującym – uprzejma pani powiedziała, że możesz, drogi panie w technikolorze, podróżować na dowodzik po całych niemal bałkanach, tak więc hop sialalala dalej w świat.
od wczoraj siedzimy w kotorze. kotor to niewielkie miasteczko w czarnogórze nad adriatykiem. dosłownie nad adriatykiem, do morza mamy jakieś 100 metrów. ale nie ma tutaj wydzielonej plaży, a całe nabrzeże nabite jest jachtami bogatych rosjan i niemców. za naszymi plecami zaś ciągną się wielkie jak kurwa mać góry, na których szczycie sterczy sobie zameczek jakiegoś średniowiecznego czarnoksiężnika. za sześćdziesiąt złotych od łebka znaleźliśmy nocleg w samym sercu starówki. wszystko jest tutaj piękne i podskórnie czuję, że nie tego szukam na bałkanach.
21/08/2012 — 11:28
rozumiem cię jakobe, chyba. z nadmiaru piękna można się . . . , nieprawdaż? pozdrawiam z okolic adriatyku:)
21/08/2012 — 14:41
wieceej chce
22/08/2012 — 09:14
polecam zapuszczenie się w ten góry – warto.
22/08/2012 — 09:25
*w te góry
22/08/2012 — 16:49
gdzie teraz? pisz pisz! bo jestem na głodzie:]