bałkany, serbia

[163] zrobiłem sobie przerwę. kiedy usiadłem do napisania tej notki, byłem prawie trzy tysiące kilometrów od domu, w belgradzie. a w belgradzie ruch jak na marszałkowskiej, z tą różnicą, że marszałkowska przy belgradzie wygląda jak nieżywy tramwaj. przepraszam wszystkie nieżywe tramwaje. tak czy inaczej – wyjechałem i od kilku dni jestem na bałkanach. nie sam, z przyjaciółmi. jeździmy od państwa do państwa i teraz właśnie serbia, która im dalej od belgradu, tym bardziej – że tak powiem – przypomina samą siebie: serbię pozbawioną splendoru wielkiej stolicy, która płacze małymi, nieotynkowanymi budynkami i cała uwiera swoją lirycznością. ale najpierw belgrad.

sam belgrad to raczej smutne miasto – piękne i smutne, i oczywiście – jak każda stolica – kłamie. piękno zresztą nie jest tu oczywiste – jest to raczej piękno niedoskonałe, wynikające z ryzykownej mieszanki bizantyjskiego wręcz dostojeństwa z wybiedzonymi budynkami, na które patrzy się jak na niedożywionego psa. niedożywionych psów jest tu zresztą sporo. z tego piękna właśnie bierze się zarazem dojmujący smutek. w samym sercu miasta, pośród bogato zdobionych fasad teatrów, muzeów czy budynków rządowych, stoją przestrzelone na wylot bloki po niedawnej wojnie. stoją trochę jak wyrzut, zieją dziurami i swoim widokiem rozrywają serce.

kiedy kończę o belgradzie, jestem już kilkaset kilometrów dalej. w małej miejscowości na południu serbii, między jednym a kolejnym pasmem gór. widok mamy taki, że z rana nie mogłem uwierzyć. ale żeby nieco zejść na ziemię, kilka godzin wcześniej postanowiłem zgubić paszport. o tym jednak w następnym odcinku, o ile następne w ogóle będą.

Categories: Bez kategorii

5 Comments

  1. Powaznie zgubiles paszport ?

  2. niedobrze z tym paszpotem, wrocisz w ogole?

  3. niech będą następne

  4. oczekuje lepszego zakonczenia niz w Bialym Kruku naszego Andrew;) every ending must be a beginning…

  5. fajnie jakobe fajnie. nie ukrywam, że czekałam na podróże i opisy ich kolejnych etapów, z których najciekawszy jest, według mnie, poza samym przeżywaniem, ten ostatni, po powrocie do domu. ostatnio też widziałam dobry dokument o „naszym Andrew”. kurcze jakobe, ja również jestem jakieś trzy tysiące kilometrów od domu i mam widok na góry.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Copyright © 2024 jakobe mansztajn: stała próba bloga

Theme by Anders NorenUp ↑