[153] innym razem siedzę w kawiarni na spotkaniu autorskim. przesłuchiwany jest mój kolega wespół z innym człowiekiem. ten pierwszy napisał zbiór opowiadań, smutnych i bolesnych, po których nachodzi człowieka ochota, aby zaszyć się w głuszy jak ten chłopaczek z into the wild i już więcej nie wracać do ludzi. drugi natomiast – jak sam mówi – wymęczył powieść. w zeszłe wakacje. o dresiarzach.
książkę o dresiarzach czytałem przynajmniej jedną, wojnę polsko-ruską, która pozostawiła mnie bez słowa. dosłownie: w moim leksykonie nagle zabrakło wyrazów, składnia stała się anachroniczna, przestałem mówić. jakby mi ktoś spuścił metaforyczny wpierdol i język zawiązał na supeł. w ten sposób, już jako doświadczenie zbiorowe, wojna weszła do kanonu powieści – mówiąc w wielkim, krzywdzącym skrócie – o dresiarzach. weszła i właściwie z miejsca przeorała temat.
drugi autor chyba zupełnie o tym nie wiedział, bo zapytany, jak się przygotowywał do napisania swojej, odpowiada, że poczytał trochę fantastyki, ale wojny polsko-ruskiej jakoś w sumie nie. widział natomiast ekranizację tejże i średnio mu się podobała, więc książkę sobie raczej odpuści. tym bardziej, że napisał swoją, też – było, nie było – o dresiarzach, hehe. wielka szkoda, pomyślałem, ale to jeszcze nie był ten moment, w którym straciłem poczucie rzeczywistości.
ten moment przyszedł nieco później, kiedy do rozmowy włączyły się cztery słuchaczki, jak się okazało – koleżanki drugiego autora. owe cztery słuchaczki, reprezentantki pierwszego roku uczelni wyższej, dość skwapliwie korzystały z możliwości zabrania głosu. mówiły chętnie i długo, przede wszystkim zaś mówiły z żywym entuzjazmem, który od pewnego czasu w mojej prywatnej nomenklaturze nazywam psychiatrycznym.
mówiły o tym, jak nietuzinkowy jest dzisiejszy świat, pełen ciepła, małych radostek i odpowiedzialnej miłości, i że smutek – jeśli w ogóle się pojawia – z łatwością można przekuć w radość, a brak doświadczeń granicznych, bo i taki temat się przewinął, nie jest tak naprawdę żadnym brakiem. wtórował im drugi autor, który przyznał wprawdzie, że on na brak doświadczeń granicznych akurat nie narzeka (śmierć psa), ale ogólnie to też raczej widzi świat w różowych okularach.
liczba kalek językowych z minuty na minutę coraz wyraźniej przekraczała możliwości adaptacyjne zdrowego człowieka, więc mimo że nie palę – wyszedłem na papierosa. gdy wróciłem, cztery słuchaczki tłumaczyły pierwszemu autorowi, temu od smutnej książki, że pesymizm jest nakładką na oczy i że powinien sobie poczytać psychologa santorskiego. może dzięki temu jego następna książka (pierwszego autora, nie santorskiego) będzie bardziej radosna i one, cztery słuchaczki, reprezentantki pierwszego roku uczelni wyższej, przed którymi świat nie ma żadnych tajemnic, obiecują, że kupią, bo tej smutnej to raczej nie kupią.
spotkanie trwało dwie i pół godziny. siedziałem skonfundowany, podczas gdy różowa armata entuzjazmu wystrzeliwała kolejne zdania. nawet pancerzyk ironii opadł ze mnie jak popiół, byłem bezbronny.
15/12/2011 — 16:51
hehe
15/12/2011 — 17:02
jakobe, dwie i pol godziny? tu sie nie ma co zastanawiac, tu trzeba spier*** :]
15/12/2011 — 18:24
Mialem podobnie, lecz z „Pawiem krolowej”. Z tendencja do dumnej ignorancji tez mialem podobnie, z ta roznica, ze wciaz nie wrocilem z przerwy na fajke.
15/12/2011 — 20:00
ech, fajka jako oddech , gdy duszno od wypowiadanych słów
to nie tak ma być
15/12/2011 — 21:14
Misiaczkowi – pysiaczkowi nie spodobała się książunia? :)
;)
15/12/2011 — 21:32
Frapujące jest to, że człowiek najgłośniej śmieje się z opowieści tragicznych. Z utęsknieniem czekam na kolejny „dramat”.
15/12/2011 — 21:35
’psychiatryczny entuzjazm’ kradnę to okreslenie i zamieszczam w mojej nomenklaturze
15/12/2011 — 23:27
pięknie!
16/12/2011 — 02:22
scenka pierwsza
skonfundowany mężczyzna wychodzi na papierosa.
„tak to ja się kurwa nie bawię” – klnie w myślach.
scenka druga
europejskie lotnisko.
kobieta zbiega szybko po szerokich schodach do hali przylotów.
jest zupełnie pusto, słychać tylko obsługę baru kawowego.
kurwa – pomyślała – stanął sobie na środku mojej drogi.
podchodzi bliżej i piszczy z entuzjazmem – no nie, nie wierzę.
ja też – odpowiada borys szyc.
fine;)
16/12/2011 — 12:40
kiedyś, jakieś hektary lat temu, stałam na przejściu dla pieszych pod moją uczelnią. był koniec jesieni, deszcz ze śniegiem sypał mi prosto na ryj i za kołnierz, auta przejeżdżające obok ochlapywały mnie z góry na dół, było późno, ciemno i zero perspektyw. w dodatku miałam tyle książek w torbie, że mi się dwie przecznice dalej urwała, oraz popsutą zapalniczkę, którą usiłowałam (chyba już siłą woli) odpalić przemokniętego bardziej ode mnie szluga. i w ten cudowny obrazek mojej rozpaczy wpadły nagle dwie studentki, całe w różach i pląsach i wacie cukrowej i zaczęły nawijkę:
– ja naprawdę myślę, że jest jak w amelii!
– och! ach! ale z czym?
-no, że w kazdym z nas drzemie coś dobrego! taka amelia!
pomyślałam sobie wtedy, że nie ma absolutnie żadnej, nawet najmniejszej szansy na to, żeby jakas głupia cipa gładząca ziarno urządzała sobie we mnie drzemki.
od tej chwili czytam jeszcze więcej smutnych książek, a na uczelnie dowożę się autem. pod drzwi.
16/12/2011 — 13:51
dam, for the first few sentences, i thought you were talking about us in Bookarnia… szit, Jake, jesli tak dalej pojdzie, jako twoj wydawca, zaopatrze cie fajki z budzetu firmy. w anglii sa przeciez tansze;)
16/12/2011 — 15:16
Można się naigrawać ze studentek pierwszego roku uczelni wyższej,ale one to przynajmniej wiedzą, jak żyć
16/12/2011 — 15:17
Mam pytanie do Goddog -a Amelię to widziała, czy tylko słyszała?
16/12/2011 — 15:41
:D dobry wpis
16/12/2011 — 15:44
No szkoda, wielka szkoda, ze niektorych komentarzy nie mozna lajkowac :)
16/12/2011 — 17:33
U. widziałam, i to kilka razy. wobec czego mogę świadomie bojkotować głaskanie ziarna. zero we mnie czułości, wiem.
17/12/2011 — 18:21
milczysz a ja cie kocham
17/12/2011 — 22:56
z takimi histerycznie entuzjastycznymi dziewczętami wiąże się jedno poważne zagrożenie. Spotykasz je raz, a potem okazuje się, że są na każdym możliwym wydarzeniu kulturalnym.
19/12/2011 — 16:19
Uwielbiam takich zadowolonych z siebie autorów
19/12/2011 — 16:30
jakobe, a nazwisk nie podasz? ;>
19/12/2011 — 22:40
kurde, nie mogę znaleźć mojej Amelii. Goddog, oddaj
20/12/2011 — 14:34
już mówiłam. nikt, kto gładzi ziarno we mnie nie drzemie. nie mam, U. choćbym chciała, to nie mam, a że nie chcę, to nie mam tym bardziej. zamiast amelii obejrzyj sobie np. planet terror, lepiej robi na trawienie.
20/12/2011 — 15:21
z moim trawieniem wszystko w porządku; dużo piję
21/12/2011 — 00:20
oni też, polubicie się.
23/12/2011 — 16:10
skąd ty jesteś tak naprawdę, Jake?
http://off-press.org/main/off-news/mansztajn_update/
;)
24/12/2011 — 08:41
a mansztajn nie jest z poznania?
24/12/2011 — 08:46
a nie, to ja jestem z poznania. mansztajn jest z krakowa
25/12/2011 — 15:44
studentki pierwszego roku <3
ups, to przecież też ja.
szkoda, że z takowego pierdolenia trzpiot sprawnie zespawanego z nobliwością tzw. sztuki tzw. poetyckiej wyłuskują się później frazy, uwaga cytat zaciągnąłem hamulec ręczny na parkingu dnia koniec cytatu, przepraszam. to z jakiegoś modernistycznego poety polskiego, nazwiska nie zapamiętałam, a szkoda.
kolesie chcą sobie a/pociupczyć, b/PRZELAĆ NA PAPIER SWOJE REFLEKSJE DOTYCZĄCE ŚWIATA c/ a+b, nie wiadomo co gorsze
studentki z umysłem zaklinowanym między okładkami płyty dvd z Amelią (fakultatywnie innym filmem z Audreyi) lecą na to, i fajnie, jakoś się ten cykl prokreacyjny kręci raz dokoła.
25/12/2011 — 22:44
jakobe, a o czym był twój pierwszy kryminał?
http://www.youtube.com/watch?feature=endscreen&NR=1&v=DS5hVyzsxaM
26/12/2011 — 00:22
ja czasem też mam ten masochizm
że siedzę i siedzę
wtedy myślę sobie o apokalipsie, że spoko – teraz to już na pewno przyjedzie
i wraca mi dobry humor
26/12/2011 — 13:22
caviale, pierwszy i jedyny. detektyw rozwiązuje zagadkę serii morderstw w pewnym bloku.
26/12/2011 — 14:05
popełnionych na niewinnych dziewczętach między pierogami, barszczem a brzegiem pucharu? ;]
28/12/2011 — 09:23
naturę okropną mam, tak zwaną zaczepną.
mój kot mnie nienawidzi, bo czeszę go tylko pod włos.
do tego język zbyt długi, w który ugryźć się nie potrafię…a powinnam.
dobrego końca roku, jakobe.
i początku też.
28/12/2011 — 11:32
e tam, ludzie.
a ja to bym chciała być psychiatryczną entuzjastką.
czasem dobrze jest założyć sobie worek na głowę.
28/12/2011 — 22:49
psychiatryczną entuzjastką? entuzjazm nie pociąga mnie w żadnej wersji
29/12/2011 — 10:54
ale foma, zobacz.. te cztery koleżanki są w gruncie rzeczy całkiem z siebie zadowolone.
to jak z jedzeniem szczura. póki nie wiesz, że to szczur, smakuje jak królik.
nie chciałbyś być zadowolony :)?
30/12/2011 — 15:53
caddy, dla mnie owo zadowolenie jest jak szczur. póki nie uświadamiam sobie, że jestem zadowolony jest super, jak widzę zadowolenie, to jakoś dziwnie…