[121] mariusz szczygieł powiedział w artykule, iż przeciętny nasz sąsiad pepik przeczytał w tamtym roku średnio 17 książek. siedemnaście. średnio. czyli jeden tytuł co trzy tygodnie. brzmi nieźle. w polandzie 17 książek to raczej ogólna średnia życiowa, nie wyłączając z tego lektur i podręczników szkolnych. taki żart, powiedzmy. w tym samym artykule napisał jeszcze szczygieł, że przeciętna, łączna liczba książek w czeskim domu to 246. policzyłem, jak bardzo jestem pod kreską, i wyszło, że trochę jednak bardzo. na stanie posiadam niecałe 170 książek, w tym tomiki, słowniki i magiczne albumy kucharskie o tym, jak gotować, nie mając ognia ani składników. tyle że ja w ogóle mam niewielkie mieszkanie, a w zanadrzu jeszcze ambicję, żeby gdzieś tutaj pierdolnąć – za przeproszeniem – jakuzzi, kino domowe i stroboskop sprzężony z empetrójką na wypadek, gdyby ktoś mnie kiedyś wziął z zaskoczenia i odwiedził z szampanem. inna sprawa, że podobno papier kończy karierę. tak przynajmniej twierdzi grzegorz hajdarowicz, wydawca przekroju. pięć lat, powiedział, pięć lat i koniec, finito, game over. napisałem już w tej sprawie do mariusza szczygła z prośbą, aby niezwłocznie poinformował o tym naród czeski, bo może naród czeski wciąż jeszcze nie wie. to żeby wiedział. pięć lat.
22/03/2011 — 11:00
a to 2500 książek już się nie załapało :))
22/03/2011 — 11:03
heh, szybkie oko. pomyślałem, że może jednak nie będę się chwalił. ostatnio chwalę się ściąganiem filmów, umieszczam na stronie średnio legalnie pliki z komiksem – nie chcę dalej kusić losu.
22/03/2011 — 11:19
udało mi się – jest wtorek, więc zagram w lotto.
dziś przeczytałam, że kontrola skarbowa nie śpi i sprawdza legalność oprogranowania w firmach.
kto wie, może wkrótce zaczną sprawdzać pliki :)
22/03/2011 — 11:59
no właśnie, z tego powodu kopię fosę i powoli się bunkruję. nie znasz dnia, ni godziny.
22/03/2011 — 12:43
kurde, to co oni czytajo?
22/03/2011 — 13:30
podobno w polskim domu przeciętna liczba książek nie przekracza 50.
22/03/2011 — 17:15
dobre z Czechami na końcu. a Szczygieł odpisał?
22/03/2011 — 17:23
pytam, bo naród czeski ma prawo wiedzieć.
22/03/2011 — 17:26
„Czesi czytają najwięcej w Europie. Średnia liczba książek w czeskim domu to 246.”
skąd wiadomo, że ten co posiada 246 książek, przeczytał je wszystkie?
kto przeczytał ze zrozumieniem wszystkie posiadane książki kucharskie, temu stawiam piwo za każdą sztukę.
i jeszcze pytanie. czy chodzi o czytanie książek jakichkowliek, czy czytanie książek wartościowych?
moja sąsiadka ma ze dwa regały harlequinów i wierzę, że przeczytała je wszystkie.
czy to ją czyni knihomilem?
22/03/2011 — 20:41
caddy, co do 246 książek – tego nie wiadomo. nie wiadomo nawet, czy rzeczywiście czytają tyle, ile twierdzą, że czytają. być może panuje w narodzie czeskim jakiś rodzaj strachu przed etykietką knihofoba, który prowokuje respondentów do fantazyjnych deklaracji. trudno powiedzieć, tym trudniej, że szczygieł nie podaje informacji źródłowych i nie wiadomo, kto w jaki sposób mierzył. co do wartościowych książek zaś – w podobnych ankietach z reguły nie ma rozróżnienia, harlequin pozostaje na równi z kafką. tu pewnie nie było inaczej (szczygieł wspomina o czeskiej, właściwie czeskim grocholi).
22/03/2011 — 20:51
jacek, a szczygieł nie odpisał. zastanawiam się w tej sytuacji, czy nie napisać bezpośrednio do czeskiego parlamentu. ludzie powinni wiedzieć. pięć lat.
22/03/2011 — 20:54
Nie wiem czy z tych badań wynika jednoznacznie, że Czesi czytają o tyle więcej książek. Wiadomo, że książek się na ogół nie wyrzuca lecz gromadzi przez lata. Jeśli założyć, że Praha nie była zniszczona w czasie wojny to Czesi mają pewnie wiele książek po dziadkach czy pradziadkach, które dziedziczy się jak staroświeckie meble.
Ciekawe jakie to są książki, bo średnia roczna 17, jeśli mówimy o porządnych pozycjach, to naprawdę dużo. Może oni zliczają każde wzięcie książki do ręki? Takich przejrzanych i napoczętych to mam rocznie setki…
22/03/2011 — 21:54
z tym posiadaniem książek to – jak rozumiem – bardziej ciekawostka. że można sobie w domu podejść, policzyć, porównać. taka zabawa. clue programu to 17 przeczytanych tytułów w roku. no i tutaj rzeczywiście nie wiadomo, jakie twarde dane za tym stoją (panie mariuszu, mógłby pan?), ale tak czy tak – czesi, podobnie jak niemcy czy szwedzi, znani są w europie ze swojej inklinacji do czytania. mnie prawdę mówiąc, nie zależy specjalnie, aby się doszukiwać tutaj słabych punktów.
23/03/2011 — 09:20
knihomil, piękne słowo.
co do rychłej śmierci papieru – nie wierzę. testowałam ostatnio amazonowe cudo i wybaczcie, szanowni państwo, ale jak mi nie szeleści, to nie potrafię.
23/03/2011 — 12:55
jest we mnie podobny rodzaj myślenia. kindle, ipady to są rzeczy fajne i praktyczne, nie trzeba śmigać po bibliotekach, a także można w prosty sposób wyszukać w książce wszystkie zdania ze słowem dupa i zachichotać, gdy się jakieś znajdzie – to są zawsze przyjemne momenty. ale z drugiej strony jakoś nie mieści mi się ipad w scenerii: siedzi jerzy pilch w krynicy morskiej na pomoście, nogi macza w wodzie, a w dłoni jego zamiast wypłowiałej książki połyskuje niebieskie światło ekranu.
23/03/2011 — 13:18
przy założeniu, że jesteście w mniejszości – to znaczy w grupie czytających – może się okazać, że jednak te odczucia nie będą miały wpływu na kolej rzeczy. chociaż ja też nie bardzo wierzę, że to już za pięć lat. trzebaby do tego czasu powyrzucać wszystkie papierowe książki. wyobrażacie sobie to?
23/03/2011 — 13:23
http://zwierciadlo.pl/artykul/jakobe-mansztajn
j, a o tym nic nie powiesz? ;)
23/03/2011 — 14:33
właśnie, ja sobie przez chwilę pomyślałam (w kontekście tego pomostu i jemu podobnych), że taki kindle to świetny na wczasy, mały i pojemny, ale potem do mnie dotarło, że chyba nie polubiłby się z piaskiem i promieniowaniem UV. no więc ostatecznie jedynym argumentem, jaki mógłby do mnie przemawiać, jest aspekt finansowy, bo trzeba przyznać, że – biorąc pod uwagę ceny prawdziwych książek – poczyniona inwestycja zwróciłaby się stosunkowo szybko.
23/03/2011 — 14:49
wpadłam pod biurko czytając Twój wpis jakobe:) sarmacka fantazja, nie ma co:)
statystyki ciekawe – trochę przygnębiające, ale jeśli liczby, tabele i wykresy mogą sprowokować do myślenia.. to ja to kupuję!!
23/03/2011 — 19:59
hahaha, ta średnia życiowa naprawdę mnie rozbawiła :) u mnie książek coś tyle ile u Ciebie. Ech, bycie pod kreską, albo powiem lepiej – ostatnio – na kreskę, to mój żywioł, by śmiało nie przyznac, że pasja. ech
23/03/2011 — 20:26
jeszcze można na kresce. przepraszam, tak mi się skojarzyło.
23/03/2011 — 21:41
dołączam do grupy, jeśli takowa istnieje, fanów książek papierowych,
czyli takich, które oddychają,
a z podpisem, dedykacją od autora żyją
pozdrawki;)
23/03/2011 — 22:15
witam dziś. dwa dni później. daję odzew co do wspomnianej terapii LSD. tu, nie pod poprzednim wpisem, bo nie jestem pewna, jak działa Ci system powiadomień co do komentarzy, a tak jest na bardziej bieżąco.
jakobe, serio serio. o owym zjawisku stosowania LSD jako leku na polepszenie stosunków w rozsypujących się małżeństwach oglądałam jakiś (bo tytułu nie przytoczę) około-narkotykowy (to chyba nie jest wcale poprawne wyrażenie, ale zaryzykuję) dokument w ti vi. nie chcę nikogo wprowadzać w błąd, ale rzecz miała miejsce w latach 60. i cała terapia cieszyła się powodzeniem (a co! przeżywanie kosmicznych doznań wraz z łóżkowymi zbliża)aż odkryto uzależniający wpływ specyfiku. tyle pamiętam. bawi mnie moment (tu właśnie tworzę w wyobraźni konkretny dla sceny kadr)zapisywania tabletek na receptę, cały lęk i zaangażowanie pary związane z wizytą u takiego specjalisty i dalej niepewność przy łykaniu i haj oraz związane z tym doznania… kosmos. Szperałam trochę w wszechwiedzącym Internecie, ale to jednak śmietnik jest i nie znalazłam nic o tym konkretnym zagadnieniu. Oczywiście nie mało jest o historii LSD w świecie terapii grupowych itp. do szukania czego odsyłam na własną łapkę.
pozdrawiam ciepło.
23/03/2011 — 22:24
tam mi się w ostatnich słowach 1-ego akapitu wkradło, zupełnie niepotrzebne 'za’.
23/03/2011 — 22:25
o jej. to chyba zmęczenie, mam na myśli 'na’.
24/03/2011 — 05:04
swoją drogą, ciekawe jak mocno i czy w ogóle popularność ajpadów i kindli przełoży się na popularność czytania jako takiego. czy może jednak skończy się na posiadaniu i takich zabawach:
24/03/2011 — 05:20
jaskółka, dzięki za trud. to jest w ogóle ciekawy (posiadający także wyraźny ładunek humorystyczny) temat – terapia małżeńska za pomocą halucynogenów. poszukam, jak coś znajdę – podeślę.
btw, system powiadamiania o nowych komentarzach działa jak złoto.
24/03/2011 — 10:30
jeszcze coś mocno w temacie:
http://nofuturebook.pl/
25/03/2011 — 01:07
Może pepiki tyle czytają, bo już wiedzą.
25/03/2011 — 07:36
:))
25/03/2011 — 19:56
nie śmiem ciągnąć rozmowy w cyklu co nowa notka, więc nadal tu.
to ja e-maila zawrę w polu nad miejscem na komentarz, będę wdzięczna i ja.
26/03/2011 — 08:45
Jeżeli komiksy też się bawią to wyrabiam czeską normę.
26/03/2011 — 08:45
A jeżeli się nie bawią to nie wyrabiam.