smutek-kręgosłupek

[250] a potem siedzę, pamiętniczku, w poczekalni do lekarza, dokąd przywiodło mnie rosnące zamiłowanie do własnego zdrowia. niegdyś machnąłbym ręką na ten upierdliwy ból pleców, obrócił się na drugą stronę i zaczekał, aż sen wszystko wyrówna, ale dziś już mniej mam cierpliwości. ból jest bólem jest bólem i nawet jeśli weltschmerz wydaje się bardziej romantyczny od bólu zęba czy kolki, to gdy wykrzywia wpół człowieka przy próbie podlania fikusa, to nagle zdaje sobie człowiek sprawę, że najbardziej przejmująca literatura powstaje nie w sercu, a w odcinku lędźwiowym l5-s1 i myśli wtedy sam do siebie, jakby się żegnał z kolegą z ławki, że no dobrze, męczenniku, miałeś swoje pięć minut, ale teraz masz trzydzieści siedem lat, jeszcze nigdy tyle nie miałeś, więc może spróbujmy inaczej, spróbujmy od tego, że dzień jest słoneczny a niebo bezchmurne i może zechciałbyś zejść w nieodległej przyszłości po jogurt do sklepu osiedlowego, zamiast na twardej jak hipopotam zalegać podłodze i odliczać minuty, odliczać godziny, odliczać owieczki promieniującego bólu, aż znów samo przejdzie i znów tryumfalnie powstaniesz jak sandra bullock w „grawitacji” z błota, i w twarz się zaśmiejesz własnym zaniedbaniom, albowiem taki z ciebie chojrak, męczennik z wyboru, który ból od zawsze brał na przeczekanie.

słowem – postanowiłem wziąć się za siebie, pamiętniczku, wobec czego nie z podłogi, a z poczekalni nadaję i rozmyślam, gdzie się podziały te wszystkie plakaty jedno jabłko dziennie trzyma lekarza z dala ode mnie, które nie dalej jak 25 lat temu wisiały na ścianach wszystkich przychodni w polsce, a na pewno we wszystkich serduszkach chorowitych dzieci. najwidoczniej długo mnie nie było. zamiast tego skandynawska oszczędność i na ścianie tylko mikro ekranik wyświetlający reklamy suplementów diety naprzemiennie z pogodą. po mojej prawej – rejwach z korytarza, po lewej – młody szczyl w żółtej jak kurczaczek kurtce siedzi na fotelu tak, jak ja bym siedział, gdybym nie uczył się na błędach, i pyka w telefon jakby jutra miało nie być, może faktycznie nie będzie. a więc tak wygląda dorosłość: białe ściany, suplementy, w tle koniec świata i trzydziestosiedmiolatek, któremu na język się ciśnie jak ciepła ślina przed rzyganiem: młody człowieku, usiądź, kurwa, prosto, za dwadzieścia lat mi podziękujesz.

Categories: Bez kategorii

11 Comments

  1. cudne. zycze zdrowia

  2. Super, ale fajnie Jakobe, że wróciłeś, bardzo się cieszę, a najbardziej z tego że uprawiałeś seks w publicznej toalecie. :) Życzę ci dużo zdrowia i pieniędzy, bo ostatecznie tego potrzeba żeby się w Polsce leczyć. Jeszcze raz, bardzo fajnie, że wróciłeś, czekamy na więcej. :)

  3. nareszcie

  4. tak bardzo Cię dziś rozumiem. mnie również ostatnio nie odpuszcza ból pleców i to jest bardzo nieprzyjemne uczucie .

  5. Fajnie przeczytać trzy wpisy na raz, to jak jeden sezon dobrego serialu, gdzie czekasz rok na kolejny ;))

    A co do zdrowia, to cóż, pesel robi swoje, ważne jest to zdrowe odżywianie i przy naszej narodowej kulturze jedzenia dojrzejesz do tego co właściwe, jak z tymi śmieciami, bez oszukiwania. Siebie.

    Gorzej z aktywnością fizyczną. Nie chwalisz się, że basen, czy bieganie, siłownia, ale piszesz o uprawianiu seksu, no dobrze, że chociaż tyle, ale błagam, nie w toalecie publicznej… gdybyś wiedział ile tam żyjątek wokół…. oj, oj ;)

  6. Jakubie, jako cyrulik podpowiem: neurochirurgiczne operacje są albo koszmarnie drogie, albo koszmarnie długo naczekasz się w nfz-towej kolejce. No i efekt często gęsto niepewny. Spróbuj dobrej rehabilitacji, wzmacniania mięśni grzbietu z innymi emerytarmi na ”zdrowym kręgosłupie” i seksu w miejscach publicznych quantum satis. Nie dziękuj :*

  7. a dwadzieścia lat jak z bicza strzeli, panie kierka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Copyright © 2024 jakobe mansztajn: stała próba bloga

Theme by Anders NorenUp ↑