Miesiąc: listopad 2010

o miłości

[99] od poniedziałku obowiązuje podobno zakaz palenia w miejscach publicznych. sam palę wyłącznie filtrowany crack, okazjonalnie heroinę, a w najgorszym razie kawę zbożową, toteż nie czuję się zakazem szczególnie dotknięty, toteż może od razu sobie daruję i zmienię temat. inna rzecz mnie zastanawia: wpieprzanie w kinie – o co chodzi z tą całą krucjatą miłośników kinopleksów przeciwko wpieprzaniu delikatesów w kinie? chodzi o volumy czy o jakąś głębszą ideę? ja oczywiście rozumiem, że jak ktoś wpieprza na cały regulator, to to nie jest ani mądre, ani specjalnie kulturalne i takiemu max volumowi z nachosami w rozdętej paszczy należy z miejsca upierdolić obie ręce. ale nawet wtedy nie chodzi o wpieprzanie sensu stricto, istotą jest nieposkromione buractwo, jaźń nieujarzmiona, która wyprowadza delikwenta na rozległe pastwiska ignorancji. w innym razie należałoby od razu oprotestować ortalionową odzież, która szeleści przy poruszaniu się, i głośno oddychających ludzi, a dodatkowo – w ramach aneksu do umowy o zakazach – zakazać czytania gazety na kiblu. zresztą o czym my tutaj mówimy, ja do kina chodzę średnio co 7 godzin i może z trzy takie przypadki w życiu zanotowałem, kiedy delikwent swoją postacią okazał się głośniejszy od całej aparatury nagłaśniającej (być może inna byłaby statystyka, gdybym chodził na kino nieme, ale nie chodzę). dlatego może gdzie indziej jest pies pogrzebany i tak naprawdę nie chodzi o zakłócanie spokoju ani nawet o to, że chrupaniem rozprasza się aktorów w filmie, ale o samą ideę konsumowania, która jest sprzeczna z ideą oglądania filmu. w trójmieście, z tego co wiem, pomniejsze, niesieciowe kina nie sprzedają delikatesów choćby z tej prostej przyczyny, że wszystkie niesieciowe kina zniknęły z powierzchni ziemi, uginając się pod ciężarem konkurencji. wraz ostatnim tąpnięciem wszyscy amatorzy kina przenieśli się do kinopleksów, które nie od dziś na delikatesach zbijają kokosy, i teraz co, i teraz przychodzi taki mieczysław, amator kultury wysokiej oraz piewca ascezy, przychodzi do takiego – powiedzmy – multikina i zaczyna jojczyć, jakby nie wiedział, dokąd przyszedł, że mu jedzą na filmie ludzie, a on tego nie lubi, bo mu się kojarzy źle. wtedy co robię ja, wtedy ja odwracam się w stronę mieczysława, jakbym chciał go pacnąć w tę jego bezczelność, spoglądam mieczysławowi głęboko w oczy i dostrzegając ten ból, jaki rysuje się pięknie na jego tęczówkach, wręczam mieczysławowi dwa bilety do teatru na braci karamazow. niech już się nie męczy mieczysław.

o to chodzi? koniec. kurtyna.

radości i trudności na antenie

(byłem w radio, nie mówiłem wcześniej, bo zapomniałem, ale byłem, porozmawiałem przyjemnie z prowadzącym i teraz widzę, że na stronie radia jest link do audycji, więc tak sobie pomyślałem, że jeśli kogoś interesuje, co tam mansztajn za fajerwerki sadzi słuchaczom, to można sobie odpalić tutaj)

wakaty, wakaty

[98] ostatnio mnie ten człowiek zapytał, dokąd wywiało wszystkie fajne blogi. odpowiedziałem, że wszyscy fajni ludzie już dawno wyszli z internetu na wieś albo przenieśli się na facebooka, czyli w zasadzie też jakby na wieś. wobec tego myślę, że może już czas spakować plecak, zrobić kanapki na drogę i bez żalu opuścić ten płonący, tonący budynek. na koniec z mętną satysfakcją pomachać jeszcze wszystkim tym wyjątkowym cymbałom, którzy swoimi osobami zasiedlili wakaty. na przykład elokwentnym cymbałom z filmwebu albo jeszcze elokwentniejszym kolegom z portali społecznościowych napierdalających sobie fotki w kiblu z papierosem w ustach. internet zaczyna masowo robić loda, za chwilę zostanie już tylko grzebanie palcem w tej samej dziurze i popierdywanie w kołderkę. a to było przecież takie porządne miejsce.

Copyright © 2024 jakobe mansztajn: stała próba bloga

Theme by Anders NorenUp ↑