[146] katalog ze spamem na blogu opróżniam ostatnio z większym żalem niż zwykle. zwykle przychodzą reklamy viagry albo serwisów typu big juicy asses, ewentualnie – ale to rzadziej – propozycje zabawy podwójnym dildo oraz całe plantacje krzaków z cyrulicy na kilkadziesiąt linijek, które nie wiem kogo i do czego miałyby namówić. ale od jakiegoś czasu zaczęły się pojawiać rzeczy miłe, proszę sobie wyobrazić, że otwieram katalog, a tam: splendidly done, jakobe! albo amazing site!, albo do it more often, i love it!, albo please don’t stop! wszystko to jest na tyle urocze, że zastanawiam się, czy nie zacząć odpisywać.
ale nie o tym miałem. raczej o czymś zupełnie innym, choć jeśli baczniej się przyjrzeć, można tutaj dostrzec analogię. o tym mianowicie, że idą wybory i poziom gówna w mediach dawno przekroczył stan alarmowy. nie chcę tutaj uderzać w seriozne tony, bo to ani miejsce, ani sam nie znajduję w sobie dostatecznej powagi, ale coś jest na rzeczy. siedzę z kumplami nad makaronem w knajpie, sami przytomni ludzie, można powiedzieć – kwiat polskiej inteligencji, ale w tym właściwym, pierwotnym znaczeniu: to znaczy ludzie, z którymi siedzę nad makaronem, nie dają sobie wcisnąć gówna w worku. rozmawiamy o polityce, że kogo interesuje krajowa polityka w warstwie innej niż humorystyczna, ten skazany jest na wieczne rozczarowanie, gdyż nie ma na wiejskiej respektu, nie ma respektu na wiejskiej. a pointa tego naszego nad makaronem siedzenia jest nieuchronna i bolesna, i daje się zamknąć w zdaniu, że już nam się nie chce: ani zaglądać do gazet, ani słuchać wystąpień, ani uczestniczyć w demokracji.
demokracja w tym smutnym jak urząd skarbowy kraju coraz mocniej i do znudzenia przypomina you can dance, ale bez tych wszystkich efektów dźwiękowych oraz petard. mimo że to żadna nowa tradycja, bo od zawsze głosuje się na kroki taneczne, to teraz żaden nie zada sobie nawet tego podstawowego trudu, aby wyjść na środek i odklepać formułkę z programu swojej partii. tak pro forma, z jakiejś tam podstawowej przyzwoitości. w zamian jedna smutna partia wypycha na plan pierwszy uśmiechnięte twarze, aby stworzyć wrażenie, iż jest w istocie partią uśmiechniętą, a druga, złożona z samych klaunów, wypycha na środek poważnych przedstawicieli inteligencji, aby stworzyć wrażenie, iż jest w istocie partią poważną i inteligencką. wszystkich natomiast zgodnie trawią: psychiatryczny entuzjazm, samouwielbienie i nieposkromiona arogancja, która już dawno przekroczyła stan alarmowy. kelner pyta, czy podać coś jeszcze, a my, że tylko rachunek, że można by oczywiście głębiej wejść w temat, można by w ogóle jakkolwiek w niego wejść, ale – jak się rzekło – już nam się nie chce. płacimy, wychodzimy, na koniec podchodzę jeszcze do baru i mówię: przepraszam, chciałem tylko dodać, że pierdolę, nie głosuję.