[186] kochany pamiętniczku, poranek w debreczynie przy péterfia utca jest chyba najgłośniejszym od tygodni. w pokoju, o ścianach bardziej żółtych od – nie znajduję lepszego słowa – cytrynki, wyje przenośna lodówka i szumi wiatrak na ruchomej nóżce. przez uchylone okno wartko leje się gwar ulicy – to nie do wiary, pamiętniczku – tyle gwaru w tak spokojnym mieście. wszystko to okazuje się jednak mniejszym złem w porównaniu z temperaturą pokoju, mimo że – powiedzmy sobie szczerze – zimna woda w lodówce wciąż jest nie dość zimna, przeciąg nie dość porywisty, a mielone przez wiatrak powietrze nie dość orzeźwiające.
głowa z rana boli mniej, choć kark po nocy bardziej sztywny. autodestrukcyjne tendencje na węgrzech uruchamiają się w najmniej oczekiwanych momentach. także – czy może przede wszystkim – w trakcie zabawy. przedwczoraj nad balatonem straciłem w trakcie zabawy zęba, zerwałem z czaszki trzy centymetry kwadratowe włosów i przetrąciłem kark. wczoraj, z tej okazji, odbył się dzień lekarza. dziś, po drodze do rumunii, jeszcze chirurg i za parę dni znów będę śmigał jak helikopter. o ile, oczywiście, wcześniej nie zetnę się jak żółtko w żółtym jak cytrynka pokoju przy péterfia utca.
23/07/2013 — 12:15
a u nas wiatr pizga…
23/07/2013 — 17:10
autodestrukcja w trakcie zabawy: „przedwczoraj nad balatonem straciłem w trakcie zabawy zęba, zerwałem z czaszki trzy centymetry kwadratowe włosów i przetrąciłem kark”, czyżby chodziło o jeden z najlapidarniejszych opisów sceny bójki w barze, ewentualnie namiętnej sceny łóżkowej?
24/07/2013 — 00:56
lubie ten porankowy serial
24/07/2013 — 00:58
mam jednakoz nadzieje, ze z tym pokiereszowaniem sie to tylko figura stylistyczna…?
25/07/2013 — 21:21
ałć, głowa zaszyta? a’propos utraconych włosów przypomniała mi się historia sprzed lat. miała miejsce nie nad balatonem a w kaszubskiej „kałuży”. w trakcie zabawy znalazłam się pod rowerem wodnym, który przewrócił się do góry dnem w wyniku działań moich fantastycznych kolegów. w rower zaplątały się wszystkie moje bransoletki, rzemyczki, apaszka i oczywiście długie włosy. wyplątywanie zajęło dobrą chwilę a obrazy, które wtedy widziałam, pamiętam doskonale do dzisiaj. byłam przekonana, że są ostatnimi. no i straty we włosach były znaczne.
26/07/2013 — 07:50
kochanie, umówmy się, że jedno z dwóch. niech frunie mit, fruuuu.
26/07/2013 — 07:53
y, też chciałbym mieć taką nadzieję. tymczasem jednak minęło parę dni, parę miast i powoli wracam do wyjściowej sprawności. od tygodnia niczego sobie nie zrobiłem, na twarzy współtowarzysza notuję pewne rozczarowanie.
26/07/2013 — 07:57
caviale, thriller na kaszubach. ale wszystko się zgadza. papa, który przez lata próbował wbijać w łeb swojemu krnąbrnemu pacholęciu złote prawdy o życiu, powtarzał: z wodą, mały, nie ma żartów. no i nie ma. głowa zaszyta, ale gdy zaśmieję się zbyt nagle i szeroko, przez płaty ciemieniowe mknie rozkoszny ból. nazywam go sobie „bólem radości”.