3. debreczyn

[186] kochany pamiętniczku, poranek w debreczynie przy péterfia utca jest chyba najgłośniejszym od tygodni. w pokoju, o ścianach bardziej żółtych od – nie znajduję lepszego słowa – cytrynki, wyje przenośna lodówka i szumi wiatrak na ruchomej nóżce. przez uchylone okno wartko leje się gwar ulicy – to nie do wiary, pamiętniczku – tyle gwaru w tak spokojnym mieście. wszystko to okazuje się jednak mniejszym złem w porównaniu z temperaturą pokoju, mimo że – powiedzmy sobie szczerze – zimna woda w lodówce wciąż jest nie dość zimna, przeciąg nie dość porywisty, a mielone przez wiatrak powietrze nie dość orzeźwiające.

głowa z rana boli mniej, choć kark po nocy bardziej sztywny. autodestrukcyjne tendencje na węgrzech uruchamiają się w najmniej oczekiwanych momentach. także – czy może przede wszystkim – w trakcie zabawy. przedwczoraj nad balatonem straciłem w trakcie zabawy zęba, zerwałem z czaszki trzy centymetry kwadratowe włosów i przetrąciłem kark. wczoraj, z tej okazji, odbył się dzień lekarza. dziś, po drodze do rumunii, jeszcze chirurg i za parę dni znów będę śmigał jak helikopter. o ile, oczywiście, wcześniej nie zetnę się jak żółtko w żółtym jak cytrynka pokoju przy péterfia utca.

Categories: Bez kategorii

8 Comments

  1. a u nas wiatr pizga…

  2. autodestrukcja w trakcie zabawy: „przedwczoraj nad balatonem straciłem w trakcie zabawy zęba, zerwałem z czaszki trzy centymetry kwadratowe włosów i przetrąciłem kark”, czyżby chodziło o jeden z najlapidarniejszych opisów sceny bójki w barze, ewentualnie namiętnej sceny łóżkowej?

  3. lubie ten porankowy serial

  4. mam jednakoz nadzieje, ze z tym pokiereszowaniem sie to tylko figura stylistyczna…?

  5. ałć, głowa zaszyta? a’propos utraconych włosów przypomniała mi się historia sprzed lat. miała miejsce nie nad balatonem a w kaszubskiej „kałuży”. w trakcie zabawy znalazłam się pod rowerem wodnym, który przewrócił się do góry dnem w wyniku działań moich fantastycznych kolegów. w rower zaplątały się wszystkie moje bransoletki, rzemyczki, apaszka i oczywiście długie włosy. wyplątywanie zajęło dobrą chwilę a obrazy, które wtedy widziałam, pamiętam doskonale do dzisiaj. byłam przekonana, że są ostatnimi. no i straty we włosach były znaczne.

  6. kochanie, umówmy się, że jedno z dwóch. niech frunie mit, fruuuu.

  7. y, też chciałbym mieć taką nadzieję. tymczasem jednak minęło parę dni, parę miast i powoli wracam do wyjściowej sprawności. od tygodnia niczego sobie nie zrobiłem, na twarzy współtowarzysza notuję pewne rozczarowanie.

  8. caviale, thriller na kaszubach. ale wszystko się zgadza. papa, który przez lata próbował wbijać w łeb swojemu krnąbrnemu pacholęciu złote prawdy o życiu, powtarzał: z wodą, mały, nie ma żartów. no i nie ma. głowa zaszyta, ale gdy zaśmieję się zbyt nagle i szeroko, przez płaty ciemieniowe mknie rozkoszny ból. nazywam go sobie „bólem radości”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Copyright © 2024 jakobe mansztajn: stała próba bloga

Theme by Anders NorenUp ↑