[187] nagle, z tego wszystkiego, rumunia. budzę się w wiktoriańskim anturażu: ciężkie fotele, ciężkie hebanowe łóżka, mała acz poważna szafeczka nocna obok, a w górze żyrandol, żyrandolek właściwie – mini wersja żyrandola z transylwańskich cerkwi. w pokoju jest ciemno, z karniszy zwisają ciężkie bordowe zasłony, wobec czego lepiej słychać, co wydarza się na zewnątrz. a tam już mkną w te i we wte po hotelowym patio boje z torbami, kelnerki na obcasach i służby porządkowe, najbardziej spośród całej obsady przejęte porankiem. obok niewzruszenie szeleści fontanna. pokój mamy z oknem na patio, tuż przy półokrągłej, granitowej fontannie, skąd od bladego świtu mieli się woda i nie pozwala spać. za moment z pokojów wybiegnie dziatwa i poranek ostatecznie będzie można uznać za zakończony. o właśnie.
26/07/2013 — 08:55
podróż nabiera kolorytu. jakobe, napisz więcej o rumunii.
26/07/2013 — 09:44
FC Cluj, owa niespodzianka ligi mistrzów? miasto cudów, jeśli tak i poranków i mojego dzisiejszego zasłuchania w co tam słychać. pozdrawiam
27/07/2013 — 01:41
zazdraszczam podrozy
27/07/2013 — 08:46
jakobe, gdzie ty jestes?
27/07/2013 — 08:47
ale moe wazniejsze: gdzie bedziesz za chwile?
31/07/2013 — 09:34
albert, ta sama. wczoraj natomiast połowa bukaresztu oddana bez reszty kibicowaniu w meczu z tbilisi. czego potwierdzeniem były liczne zmilitaryzowane oddziały policji.
31/07/2013 — 09:35
y, za chwilę, o ile nie wydarzy się nehoda, powinniśmy dojechać do bułgarii, dokładnie do sofii, a jeszcze dokładniej – do takiej jednej pani.