[127] nie jestem family guy. niedawno rozmawiałem z matką przez okrągłe 40 minut i jest to bodaj nasz personal longest, najdłuższa wspólna rozmowa od lat. nie ma się czym chwalić, ale jest być może nad czym pomyśleć. przeczytałem w prasie, że jedyna droga do trwałego szczęścia to budowanie szczerych i otwartych relacji z bliskimi i główka zrazu mi opadła, albowiem ostatnią szczerą i otwartą komunikację z bliskimi przeprowadziłem – jak sądzę – dwa lata temu, gdy wychodziła moja książka. słowem – mam lagi na łączach i nie doświadczam trwałego szczęścia. wielkie halo.
rodzina to jest zresztą taki element rzeczywistości, w którym emocje piętrzą się jak budynki na blokowisku, wobec czego nie ma się co dziwić, że człowiek wychowany na szklanej pułapce woli raczej z kim innym i o czym innym. przetwórstwo emocjonalne w życiu codziennym to nie jest moja domena. moją domeną jest komunikacyjna czkawka, ironia, autoironia, do tego stopnia, że niekiedy przestaję rozeznawać się w sobie, co jest moim rzeczywistym poglądem, a co jedynie ironicznym komentarzem do świata. wszystko z marszu trafia w podwójny nawias i niewiele spoza nawiasu wychodzi. co ostatecznie może nie jest taką złą metodą radzenia sobie z życiem: jaka rzeczywistość, taka metoda.
ale i tutaj pojawia się pewien przełom. człowiek ironiczny w pewnym momencie przyłapuje się bowiem na tym, iż nieoczekiwanie stał się swoim własnym żartem i teraz dryfuje po bezkresnych terytoriach kałuży, skąd nie widać chodnika, i tylko od czasu do czasu myśl przez jego głowę przemknie, że być może pora na moment zdryfować w stronę brzegu. wobec czego odwiedza matkę, która jest właśnie w trakcie kolacji, i z początku nieco zakłopotany rozmawia z nią przez okrągłe 40 minut.
24/04/2011 — 17:46
Podwójny nawias – sprytne ;-)
24/04/2011 — 18:18
Ładne.
24/04/2011 — 20:38
jest postep to wazne ja mam tak samo z ludzmi ktorym wisze pieniadze tez sie jakos nie mozemy spotkac….
24/04/2011 — 21:35
ja z moją matką pięciu minut spokojnie nie mogę rozmawiać. no po prostu z nią się nie da
24/04/2011 — 21:47
zrobilo sie konfesyjnie i troche mnie to krepuje
25/04/2011 — 10:45
http://www.youtube.com/watch?v=DXHaCEhOiWU
family guy
25/04/2011 — 20:09
bardzo dla mnie aktualny temat, jeszcze aktualniejsza treśc…
25/04/2011 — 20:12
Jakobe, a w ogóle bywasz szczęśliwy?
25/04/2011 — 21:24
„przetwórstwo emocjonalne” vs „podwójny nawias”
0:1
„swoim własnym żartem” – rzut wolny dla pe
rozmowa – bramka kontaktowa (?)
25/04/2011 — 21:31
a kolacja stygnie… :|
26/04/2011 — 07:42
anonim, czasem bywam radosny.
26/04/2011 — 11:55
właśnie. mi się często wydaje, że ludzie inteligentni z założenia nie potrafią być szczęśliwi w trybie długofalowym, bo za dużo myślą, a myślenie szczęśliwości nie sprzyja. trudno.
26/04/2011 — 12:25
cały kłopot polega na tym, że każdy inaczej postrzega szczęście.
dla jednego to zdrowie, rodzina i stabilizacja.
inny czeka jeszcze na spełnianie marzeń, pełną kiesę i prestiż.
jeszcze inny jest szczęśliwy, gdy ma święty spokój.
bycia szczęśliwym trzeba się chyba nauczyć.
a z najbliższymi rozmawia się chyba najtrudniej. ja na przykład zawsze wychodzę z założenia, że przecież oni wiedzą albo powinni wiedzieć. dopiero potem łapię się na tym, ze niby skąd, jesli nie ode mnie.
26/04/2011 — 12:42
paradoksalnie. bo kto jak nie czlowiek inteligentny ma znalezc sposob na szczescie? to glupiec powinien miec trudniej.
26/04/2011 — 12:52
Zgadzam się z Caddy. Gdyby to było takie łatwe, szczęście rosłoby na drzewach. A nie rośnie. Czy rośnie?:)
26/04/2011 — 12:57
rosnie
26/04/2011 — 12:57
MM, może rosło na tej wiśni, co ją poeta ściął w poprzednim poście? ;)
26/04/2011 — 14:39
Szczęście to nie jest odpowiednie określenie. Teraz mówimy Dobra Zabawa. Trochę wyjdę z roli i powiem coś co przeczytałem kiedyś w książce (takiej, której nikt na pewno nie czytał): Szczęście powstaje jakko produkt uboczny, tak samo jak koks.
26/04/2011 — 20:37
akurat dobrą zabawę sytuowałbym dość daleko od szczęścia. bo szczęście jest zdecydowanie głębiej. i jak najbardziej bywa niż jest, że zasunę banałem
26/04/2011 — 22:30
„cały kłopot polega na tym, że każdy inaczej postrzega szczęście”.
27/04/2011 — 07:54
kiedy życie jest ciągłym balansowaniem na wściekłej linie, to szczęściem jest złapanie równowagi, a bliscy są stałym punktem odniesienia (bywa, że jedynym).
27/04/2011 — 08:38
jakiś czas temu obejrzałem film man on wire (tutaj strona) – jeśli jest tak, jak mówisz, caviale, główny bohater musi być niezwykle szczęśliwą postacią.
27/04/2011 — 10:21
powiem tak jak foma – bywa. i zaryzykuję wspólny wniosek: życie może być interesującą przygodą.
27/04/2011 — 11:20
Hipster, ale ktory koks?
02/05/2011 — 20:06
Czytałam kiedyś wywiad z Woodym Allenem w którym opowiadał o sobie i swojej siostrze, która podobno należy do gatunku tych wiecznie zadowolonych z życia i siebie a Woody, wychowany przez tych samych rodziców, w ten sam sposób zawsze ma masę zastrzezeń. Taka wewnętrzna melancholia.