[71] całkiem niedawno podczas spotkania autorskiego pewna kobieta – jak się przedstawiła – z krytyki politycznej zapytała mnie, jak to możliwe, że w mojej książce nie ma kalek językowych. ona osobiście – tak powiedziała – uważa to za sukces, ponieważ obecnie niemal wszyscy biorą wszystkich pod kalkę i nikt nie mówi swoim prywatnym głosem. w sensie autorzy nie mówią swoimi prywatnymi głosami, ale głosami zaczerpniętymi z rzeki, co zasadniczo kłóci się z ideą autora i autorstwa jako takiego. trochę nad tym pomyślałem i doszedłem do wniosku, że sam nie wiem. być może jest tak, że ja po prostu czytam mało albo mało co mnie interesuje i tym samym przebywam wiecznie w jednym pokoju, który jest moim własnym pokojem, i co za tym idzie – nikogo poza sobą nie rozumiem. jeśli tak jest w istocie, jeśli tylko siebie rozumiem, niech pójdę precz w diabły
20/07/2009 — 23:31
polecam philip’a roth’a „cien pisarza”jest tam fragment o tym….wiec nie idz w diably.zostan!przeczytaj ksiazke,a zobaczysz,ze nawet to co teraz napisales jest powtorka z kogos innego…
21/07/2009 — 07:56
to byłby bezsprzecznie dramat.
22/07/2009 — 07:25
Gratuluję książki
22/07/2009 — 15:57
wejście w czyjś świat jest jak „zapomnij, że jesteś, gdy mówisz, że kochasz”
a chcąc zachować dystans zacząć się może ocena tego, co tam zobaczysz, usłyszysz
więc może lepiej
zostać na pewnym lądzie
może