gdańsk-warszawa

[222] tymczasem warszawa, coraz częściej i intensywniej, i znów jestem w pociągu. czasy się zmieniły, kochany pamiętniczku, i pociąg nie robi już tudum tudum, tudum tudum, jak jeszcze robił niedawno, zamiast tego słychać cyk cyk i chopina na każdej większej stacji. otwieram książkę, ale wzrok mój co chwilę dryfuje za okno i śledzę, jak przetapia się krajobraz, tu jeszcze budyneczek z cegły, ostatnie fortyfikacje miasta i zaraz drzewko, pole rzepaku, chłop cierpliwie zbija chatę z desek, łania siorbie u wodopoju. przesadzam, żadnej kurwa łani, to nie domek na prerii. ale jest ona, siedzi obok mnie w wagonie bezprzedziałowym, a ja kątem oka nieładnie podglądam, jak w telefonie przewija internet. na opuszczanym stoliku leży jej tablet z naklejką „SUKO!”, a obok spisane ręcznie notatki o śliniankach: ślinianka przyuszna, ślinianka podjęzykowa, ślinianka podżuchwowa. uważam, że to śmieszne, te ślinianki, tak pieczołowicie opisane, obok suki różowej z wykrzyknikiem. jedziemy w milczeniu i według intuicyjnego klucza wymieniamy się podłokietnikiem między naszymi siedzeniami. na przypadkowe trącenia reagujemy zakłopotaniem, ona chyba większym, a przecież to ja jestem ten kwadratowy i niezgrabny, i za moment rozleję sobie herbatę na buta, a ona wyciągnie dla mnie chusteczkę. ale to za moment, teraz pani z warsu pyta, czy coś podać z karty, mamy na przykład bardzo smakowite kremy. zatem krem poproszę smakowity, ona zamawia sałatkę. czasy się zmieniły, kochany pamiętniczku, i teraz w pociągu z przyszłości można zamawiać bez wstawania z miejsca, i zaraz krem z sałatką przynosi pani na eleganckiej tacce koloru burgunda, i pyta na koniec, czy smakowało, i klepie po pleckach, aby się ułożyło ładnie, i najwyraźniej układa się cudownie, bo przynosi jeden rachunek, a my się przecież nie znamy wcale, ja z panną od ślinianek, zaledwie chusteczka nas łączy i ten podłokietnik wspólny, a zatem uśmiech za uśmiech, chwila wahania i jeden rachunek na dwa prosimy rozbić, i znów wracamy do naszego milczenia. słoneczko z wolna znika za chmurką, miarowy szum pendolino nawet najtwardszych bierze na lulu i zasypia ona, z nogami podkurczonymi na siedzeniu, i głowa jej powoli osuwa się na moje ramię, i gdyby to nie była prawda, mielibyśmy fatalny obrazek jak z leona wiśniewskiego, ale ona nie śpi do końca i świadomie pozwala opaść głowie, i teraz wdycham jej włosy, jestem w kwiaciarni na rogu leśnej i starego rynku, i też powolutku odpływam, a głowa moja delikatnie opiera się o jej głowę i tak jedziemy, dwoje obcych sobie ludzi połączonych serią drobnych zdarzeń, którzy za chwilę rozejdą się i nie spotkają więcej, a przecież te ślinianki, podłokietnik, ten wspólny rachunek, to przecież musi coś znaczyć.

Categories: Bez kategorii

47 Comments

  1. ale ladne

  2. Jakobe, cieszę się, że wróciłeś-witaj-na swoim własnym blogu :)
    Czy po tym „romantycznym wpisie”, mam wnioskować, że następny tomik nie będzie już taki presuicydalny ? Świat czasami nie boli …

  3. Ojej jak pięknie! Trzeba bylo o numer poprosić albo tomik podarować z dedykacją ;) i juz sprawa rozwojową by była. W zyciu jak w piłce-niewykorzystane sytuacje sie mszczą!

  4. nie no, jak zawsze bardzo ładne, tylko tym razem nie wiem do końca czy to sen, czy jawa.

  5. Racja, nie ma co się rujnować na obce kobiety:)

  6. Wiśniewski bez dwóch zdań. Aż

  7. Wiśniewski bez dwóch zdań. Aż się lepi.

  8. a.: dzień dobry. następny tomik na razie w świecie idei, ale już teraz myślę, że pójdę w erotyki i satyry polityczne.

  9. ania: ale wiesz, co mówią o niedosycie.

  10. ds: tak ładnych snów to ja niestety nie miewam.

  11. Bratzacieszyciela

    19/05/2015 — 09:55

    cyganka prawde ci powie – w erotykach widze przyszlosc twa, niedopowiedzianych. Wisniewski sie chowa. Choc w sumie troche plagiat – u niego tez Ona nie miala imienia. No ale. Litteratura karmi sie soba.

  12. ale ja w kontekście siebie, bo po tym ascetycznym półroczu, to normalnie nie wiem czy to wpis widmo, czy tak na serio. i tylko komentarze utwierdziły mnie, ze to nie jakaś moja mara, tylko wszystko z krwi i kości!

    i ja tez wiem co mówią o niedosycie, tylko dlaczego ten niedosyt akurat tutaj?!
    a wpis jak ten krem smakowity. wchodzi gładko, smakuje wybornie i układa się tam, gdzie trzeba.

  13. spotted: pendolino

  14. Po tym jak mówiłeś, że nie ruszają Cię zachody słońca jakoś nie daję wiary w Twoje erotyki.

  15. Może stanie się tak, że dobre z internetów ją tu przywiedzie i się odezwie. Albo i nie, będzie wolała odżywiać niedosyt.
    Gratuluję nominacji. Kot Suseł również gratuluje.

  16. jest to wpis łamiący serce. bo kto by nie chciał być tak opisany? tylko według schematów komedii romantycznych ona powinna się o tym dowiedzieć, wpis przeczytać i po kilku pełnych wahań chwilach się odezwać, wbrew tym komentarzom o niedosycie. Mam nadzieję, że tak będzie, chciałabym przeczytać happy ending w takim wydaniu :]

  17. Oj, takie spotkania dwójki nieznajomych na chwilę, w przedziale pociągu, w autobusie, są straaasznie romantyczne. Też kiedyś miałam taką przygodę. Jechałam pociągiem, też do Warszawy. W pewnym momencie do przedziału wsiadł chłopak- od razu wpadł mi w oko i przesiedział mi tam przez całą podróż. Z całego przedziału szczególnie intensywnie istniał dla mnie ten kąt w którym siedział. Na stacji Warszawa Zachodnia nagle obudził się pewien pan z siedzenia naprzeciwko mnie- dosłownie ocknął się, wyjrzał przez okno, zerwał się z siedzenia i wybiegł z pociągu, niezły timing. Na to spojrzeliśmy się na siebie z przystojnym chłopakiem i roześmieliśmy się do siebie serdecznie. Och, miał piękny uśmiech. Tylko, i tu pech dla mnie, w tamtym okresie z wielką pasją i zapałem praktykowałam zen- o każdej porze i przy każdej okazji. Zen- wszystko przychodzi, odchodzi, pozostać zawsze nieporuszonym i niewzruszonym. Tak było właśnie w tamtej chwili- zen, zen na to że był bardzo przystojny, zen na to że miał piękny uśmiech, zen na to że zaczęliśmy rozmawiać, zen podczas całej rozmowy. On był ciepły, serdeczny i zaangażowany- ja nieporuszona, neutralna, wielka mistrzyni zen, całe jego ciepło i zaangażowanie wytracało się w moich sporadycznych uwagach i odpowiedziach bez zaangażowania. Tak dobiliśmy do Warszawy Centralnej, ja cały czas w medytacji, chłopak trochę zgaszony moim właśnie osiągniętym oświeceniem, powiedzieliśmy sobie „do widzenia” no i pochłonęła nas Warszawa, najpierw jego, potem wysiadłam ja, z ukłuciem w sercu, które oczywiście z niewzruszeniem obserwowałam, nie wiem czy już wcześniej wspominałam, ale wtedy z wielką pasją praktykowałam zen. I teraz: Chłopaku o pięknym uśmiechu, prawdopodobnie mieszkasz we Włocławku bo tam wsiadałeś do pociągu, jechaliśmy razem do Warszawy i uśmialiśmy się z tego gościa który wyprysnął z pociągu- przepraszam, to był zen, to wszystko przez to, BARDZO MI SIĘ PODOBAŁEŚ! I tyle zostało mi z całej tej romantycznej przygody- nic, czyli zen- oj, jak silna jest moja praktyka!

  18. Haha, właśnie chyba pobiłam rekord długości moich komentarzy na tym blogu:)

  19. bardzo ładny wpis. i taki stachurowy.

  20. Ładna historia Krufko.

  21. o chuj. *-*

  22. a.: i słusznie.

  23. mania: dziękuję, kotu susłowi także. a z tym niedosytem to może jest tak, że wszystko, co miało się wydarzyć, wydarzyło w tamtym pociągu.

  24. zo: gdyby to była komedia romantyczna, nigdy byśmy w tej warszawie nie wysiedli.

  25. krufka: ładnie opowiedziane.

  26. „wszystko, co miało się wydarzyć, wydarzyło w tamtym pociągu” – to prawda, czasami tak jest, że lepiej zostawić niedopowiedzenie, bo potem można się rozczarować. (albo i nie)

  27. Też kiedyś przeżyłam coś podobnego. Jechałam pociągiem z Gdyni do Katowic, a w Częstochowie do mojego przedziału dosiadł się taki Janusz Andrzej Nowak. Wymieniliśmy spojrzenia, zapach Brutala zgodnie z nazwą brutalnie uderzył po nozdrzach wszystkich współpasażerów, a właściwie to współpasażerki, bo byłyśmy tam cztery: pani w różowym kostiumie, moje dwie przyjaciółki i ja. Janusz rozejrzał się po przedziale, nie zadając tego niezręcznego pytania: można?, a jego badawcze spojrzenie trwało dłużej niż zwykle trwa wybór, czy chce się zostać czy może jednak szukać lepszego miejsca, Janusz był raczej typem zdobywcy niż romantyka. Wybór padł na mnie, usiadł obok. Pociąg z jękiem godnym Częstochowy ruszył z peronu, zaś pierwsza puszka z ulgą wypuściła gaz. Nie minęło dużo czasu od opróżnienia drugiej, kiedy głowa Janusza osunęła się na moje ramię, a potem na kolana. Rytmiczny stukot pociągu i dwa browary uśpiły biedaka. Pani w różowym kostiumie przytomnie doradziła: a zrzuć go pani, niech se nie myśli. Ale ja jakoś nie mogłam. Patrzyłam w tę śpiącą twarz i myślałam sobie, że nie mogę go obudzić, bo być może jedzie właśnie do pracy w kopalni i tam będzie ciężko pracował, a ja nie mam prawa ingerować w to, co mu się śni. A twarz miał czerwoną, jak czerwone najpewniej były ręce Wokulskiego. Chrapanie zagłuszyło: tudum, tudum, tudum. Bo to było z czasów, kiedy pociąg jeździł tudum tudum tudum, a ja miałam 17 lat. Więc, drogi pamiętniczku Jakobe, czasy naprawdę się zmieniły. Albo nawet 16.

  28. mogłeś Pan zapłacić

  29. a., Jakobe- dziękuję:)

  30. mln- o choroba, widzę że trafił ci się nachalny górnik

  31. Albo nachlany górnik :P

  32. Kto chce kupić mój samochód?? od dziś trasę Gdańsk – Warszawa przemierzam pendolino;)

  33. Piękne, przeczytałam trzy razy

  34. Już cztery;)

  35. nowokwiat A

    28/05/2015 — 09:53

    kochany pamiętniczku wszystko się zmienia

  36. ładny tekst, choć moim zdaniem to wszystko było, chociażby w Ozie czy Kunderze, czyli dobry wzorzec (cóż zgodzi się Pan), ale było właśnie. I teraz już nie wiem czy to dobrze czy źle, bo jeśli wszystko było już, to dobrze, a jeśli nie, to źle. /i źle czytać często bo o uniesienia coraz trudniej

    (nie wiem czy wszystko było, już w końcu nawet wysłali psa w kosmos, w literaturze już z kosmosu nawet zwieźli)

  37. ten wpis przywrócił mi wiarę w piękno jazdy PKP
    ja spotykam w podróży 70-letnich rencistów, którzy czują wielką potrzebę opowiedzenia mi o swoich haluksach lub raku jądra jamnika Mietka
    jednak co trasa Gdańsk- Kraków to nie Przemyśl-Kraków, cóż tu porównywać, cóż porównywać

  38. Gdańsk – Warszawa

  39. Spotkałam kiedyś takiego jednego, jadąc gdzieś za zachodnią granicą. Rozmowa kleiła nam się niezwykle dobrze, szczególnie po tym jak Pani Wieloryba przyczyniła się uwięzienia jego głowy na moich kolanach. Pierwszy raz wtedy pomyślałam , że nie siedzi on tam przypadkiem. Kilka miesięcy później odnalazłam go, nie szczędząc sobie wstydu i jego matce łez wzruszenia. Były spotkania, rozmowy i długie spacery po Gdańsku. Później było równie filmowo, stylem polskim bez happy endu, ale za to z morałem, że szukać warto i upewnić się, czy to faktycznie wszystko przypadkiem.

  40. Jakobe, gdybyś jednak zdecydował się kiedyś na erotyki,to niech będą jak u Tetmajera,coś w stylu „lubię, kiedy kobieta omdlewa w objęciu” (o ile to nie jakieś podwaliny nekrofilii ?)

  41. polecam „Przed wschodem słońca” z 1995, bardzo przyjemne i nie tylko dla pań. niech mówią, co chcą, dla mnie historia tam przedstawiona jest autentyczna i opowiadania jak to w pewnym sensie temu dowodzą, mimo że poszliście każde w swoją stronę.

  42. Ten blog jest właściwie pierwszym blogiem w moim życiu i chyba przeczytam go od początku do końca, bo już niewiele mi zostało. Czytam, bo dobrze mi się czyta i dobrze robi.
    Przypomniałam sobie wczoraj kasetę z koncertem pani Umer, którą zakupiłam gdzieś w liceum czyli dawno. Opowiadała ona tam między piosenkami o takim czasie w jej życiu, po urodzeniu drugiego syna, kiedy przypominała takie panie z anegdoty. Jedna mówi do drugiej:
    – Słuchaj, kochana najgorsze u życiu jest to myślenie, w kółko o wszystkim trzeba tylko myśleć i myśleć. No nie mogę. Na co druga odpowiada:
    -Ty sobie po prostu zbyt to życie komplikujesz. Ja gotuję klopsy na dwa dni, a potem oni je sobie tylko odgrzewają.
    No i ja też się tak czuję od jakiegoś czasu, a ten blog mnie trochę odświeża czy coś w tym rodzaju, może też inspiruje sny, bo miałam sen po dłuższym czasie. Śnił mi się mój teść w jakiś miłych okolicznościach. I niby nic takiego, ale rano zastanawiałam się czemu mój teść wyglądał jak Edward Norton? Sny bywają fajne.
    Aby jednak nie było mi za miło, czego znieść po prostu już nie mogłam, obiłam dzisiaj na parkingu jedno takie autko, które nawet nie miało właściciela. Chciałam już sobie odjechać, ale jednak nie mogłam go tak zostawić. Poszukałam pana od sierotki i powiedziałam, że przepraszam, że zazwyczaj nie jestem taka agresywna i nie wiem co mnie napadło. Cóż zdarzają się zderzają.
    Minusem czytania niniejszego bloga jest w moim przypadku fakt, że zaczęłam kląć mimowolnie, a zawsze byłam taką grzeczną dziewczyną.

  43. Takie historie przywracają moją wiarę w miłość. Cały czas się tylko zastanawiam ile w nich faktów, a ile fikcji literackiej. Mimo wszystkich wątpliwości cieplej się na sercu robi. Dziękuję.

  44. Mnie się wcale nie robi na sercu cieplej! Ja mam dosyć niedosytu. Ja mam dosyć kręcenia w głowie filmów, bo zobaczyłam czyjeś dłonie, obojczyk albo wyostrzony w uśmiechu kącik ust.

    Ja się chcę w końcu najeść. Albo i nie jeść, byle tego głodu więcej nie czuć, bo to nie daje żyć w spokoju.

    Żeby tak nie czuć, jaki by człowiek był skuteczny, jaki wydajny!

  45. Pięknie napisane. Masz talent i nie przekombinowujesz. Świetnie się czyta Twoje teksty. Nie wiem, czy to fikcja literacka, czy nie, ale jeśli nie, to szkoda, że nie poprosiłeś jej o numer :)

  46. Monika Galik

    09/07/2015 — 17:35

    no, bardzo ładne toto, takie ckliwe, nastrojowe, wymuskane i Koterskim zalatuje nieco.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Copyright © 2024 jakobe mansztajn: stała próba bloga

Theme by Anders NorenUp ↑