[129] majówka jeszcze nigdy nie była taka wyczerpująca i destrukcyjna. stąd pauza na blogu celem przywrócenia poziomu elektrolitów w organizmie i złapania równowagi pomiędzy uszami. wróciłem po pięciu dniach lewitowania nad ściółką leśną, wróciłem z silnym poczuciem, że właściwie to najchętniej zamieszkałbym na jakiejś gałęzi w borach tucholskich i zamiast na komputerze – wydzierał wiersze rylcem na sosnowej korze. to nieprawda, nie zamieszkałbym, ale ilekroć wracam skądkolwiek, tylekroć w głowie mam burdel i jak bumerang wracają do mnie słowa remarque’a: ego zawsze pragnie swego przeciwieństwa. przeczytałem je kiedyś w książce, której tytułu teraz nie pamiętam, i od tego czasu wiszą nade mną jak klątwa kasandry. stoisz – chciałbyś leżeć, budzisz się w półmilionowym mieście – chciałbyś się nie obudzić w stuosobowej wiosce. a na końcu boli cię głowa i najpierw myślisz, że to wciąż alkohol, a później myślisz, że to jednak nie alkohol.
05/05/2011 — 20:56
przystanek na horyzoncie – tak się nazywała książka.
05/05/2011 — 21:45
czyli zyjesz, to najwazniejsze
05/05/2011 — 22:01
a nie odmarzły koledze giczałki w tych ciemnych lasach?
06/05/2011 — 07:45
Jest w tym co napisałeś, mimo że tekst jest krótki, dużo refleksyjności i takiego ogólnego smutku, ale smutku, który nie do końca jest smutkiem, bardziej żartobliwą melancholią.
'a na końcu boli cię głowa i najpierw myślisz, że to wciąż alkohol, a później myślisz, że to jednak nie alkohol.’ – To zdanie ma duży potencjał refleksyjny.
06/05/2011 — 08:22
caddy, byłem jak elektrownia, zasilałem kominek.
c+, całe szczęście, że nie wypłukałem się z refleksyjności, w innym razie mógłbym od razu złożyć szabelkę.
06/05/2011 — 08:31
a na końcu stwierdzasz, że to nie głowa…
06/05/2011 — 09:36
….tylko serce
06/05/2011 — 10:40
albo kolano :)
06/05/2011 — 13:19
Albo jednak głowa.
06/05/2011 — 15:30
halo, to ja!
takie małe wioski, to miejsce dla wytrwałych
podobno im trudniej w życiu tym ciekawej :)
bez marudery jakobe!
06/05/2011 — 15:38
polonistko,
z bolącą głową nigdzie nie jest ciekawie, a w małej wiosce może nie być ibupromu
06/05/2011 — 16:12
polonistka, wioska mnie powiła, miejskie krowy karmiły mlekiem, wszystko się zgadza.
06/05/2011 — 17:03
and now for something completely different: nie wiem, czy panowie i panie mieliście już styczność, ale to jest momentami wspaniałe http://vivianmaier.blogspot.com/
06/05/2011 — 17:23
momenty są:) dzięki.
06/05/2011 — 18:12
halo, to znowu ja!
jakobe jest taki świetny felieton Mrożka o tęsknocie, prowincji i miejskim Wielkim Świecie…
podążam wg tego :)
06/05/2011 — 18:33
c+ 'dużo refleksyjności i takiego ogólnego smutku, ale smutku, który nie do końca jest smutkiem, bardziej żartobliwą melancholią’-to się nazywa stara dusza
07/05/2011 — 11:31
1. u mnie ten ból jest chroniczny;) 2. zastanawiam się czy większość twoich gości, jakobe, (lub intruzów takich jak ja;) ma odczucie, że czyta o sobie? 3. na korze można pisać piórem;)
07/05/2011 — 14:16
polonistka, zaznajomiłbym się. gdzieś w sieci znajdę?
07/05/2011 — 14:23
caviale, ad 2. na pewnym poziomie ogólności wszystkie wydają się podobne. a intruzów widuję niekiedy w domu, jak przyjdą sprawdzić licznik gazu. tutaj intruzów brak.
07/05/2011 — 18:06
za mało jest takich blogów.
07/05/2011 — 18:15
zdjęcia są świetne. byłoby szałowo, gdyby bozia obdarowała okiem pani vivian.
a jeśli chodzi o ból, melancholię i te takie, to wydaje mi się, że kolega przeżył szok tlenowy. w mieście, jak się człowiek poddusi trochę smogiem, to od razu poziom wrażliwowści spada, a rośnie odporność na weltschemrz.
na wieś powinno się zatem zabierać woreczek foliowy wypełniony miejskim powietrzem. w sytuacji szoku lub nagłego ataku nieprzysiadalności woreczek otwieramy. parę wdechów i wszystko wraca do normy.
ps. dobry intruz nie jest zły. zawsze jest do kogo gębę otworzyć.
07/05/2011 — 23:54
jakobe, nie w sieci nie znajdziesz ;)
Podeślę Ci na maila… W ogóle polecam cały zbiór felietonów, ale to już na priwie napiszę :)
08/05/2011 — 10:52
jakobe, wyrozumiałość to dzisiaj rzadka cecha:)
08/05/2011 — 11:10
caddy, :]. to może być to, przed snem podpiąć się do butli tlenowej wypełnionej miejskim powietrzem i spokojnie zasnąć.
08/05/2011 — 13:05
caddy: kocham Cię za ten wpis:)
08/05/2011 — 14:43
Remark o tak. Tak tak. Takie życie.
08/05/2011 — 21:46
Zgadzam się z Remarque’iem, ale z drugiej strony farciarzem jest ten, kto potrafi jarzyć paszczę na widok tego co ma w misce. Ale jaka pełna by miska nie była, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Sytuacja między młotem a młotem.
09/05/2011 — 09:09
bardzo trafne to o ego. brawo dla klasyka.
09/05/2011 — 11:45
na woreczkach z miejskim powietrzem można pewnie niezły interes zbić. wszak co miasto to inaczej. raz można nowojorskim, raz wrocławskim powietrzem się zachłysnąć, a innym razem jakąś małomiasteczkową atmosferą, by potem szybki citing, Katowice, Poznań, Oslo, Londyn, Rejkiawik…
09/05/2011 — 12:42
i świecie :)
10/05/2011 — 01:13
http://www.youtube.com/watch?v=ZCx0X2YSd1M&feature=player_embedded tak tak
10/05/2011 — 23:10
Widzialam te foty na blogu Kuby Dabrowskiego.
Jako zwierzęta powinnyśmy mieszkać w lesie. A nie w miejskiej dżungli.
11/05/2011 — 09:34
Baś, i powinniśmy pić wodę :)
gospodarz nam zaniemógł.
a może właśnie coś wygrywa? :)
11/05/2011 — 10:00
albo poczuł kolejny zew natury
11/05/2011 — 10:15
czyżby wydzierał rylcem w sosnowej korze?
11/05/2011 — 10:18
Litrami! I żywić się nektarem i ambrozją:)
11/05/2011 — 10:50
http://www.youtube.com/watch?v=Z0x6cxLoPmg&playnext=1&list=PL1D529C3C6E5E610F
11/05/2011 — 14:28
skoro nasz landlord nas ignoruje, to ja opowiem kawał:
zdesperowana dziewczyna stoi na nadbrzeżu i chce popełnić samobójstwo. zobaczył ją młody marynarz, podchodzi do niej i mówi:
– nie rób tego, zabiorę cię na pokład naszego statku, ukryję, przemycę do ameryki, tam zaczniesz nowe życie. przez cały rejs będę cię karmił, będę dawał ci radość, a ty będziesz dawać radość mnie.
dziewczyna, postanowiła dać życiu jeszcze jedną szansę i poszła z marynarzem na statek. ten ukrył ją pod pokładem, karmił i dogadzał, a całe noce spędzali na miłosnych igraszkach.
pewnego dnia sielankę przerwał kapitan, który przypadkiem odkrył kryjówkę dziewczyny.
– co tu robisz? – zapytał surowo.
– mam umowę z jednym z marynarzy. zabrał mnie do Ameryki, karmi i dogadza, a ja pozwalam mu robić ze mną, co zechce. mam nadzieje, że kapitan go nie ukarze?
– nie – odpowiedział kapitan – chciałbym jednak, żebyś wiedziała, że jesteś na pokładzie promu wolin -świnoujście – wolin.
12/05/2011 — 08:54
ciężkie ostatnie dni, nagłe historie i wypadłem z rytmu. ale jestem, czytam, nie ignoruję.
12/05/2011 — 09:17
kiedy ciężko, to chyba należy wesprzeć, chociażby słowem dobrym:) bo ramieniem wesprą najbliżsi.
12/05/2011 — 15:51
ta dziewczyna musiała być baaaaardzo zdesperowana:)
12/05/2011 — 20:54
jako dziecko wsi głoszę: najlepiej ryje się w korze brzozy!!! ;)
13/05/2011 — 11:37
z cyklu „tę stronę trzeba zobaczyć”:
http://todayspictures.slate.com
jest o tyle ciekawa, że każdego dnia publikują na nie zdjęcia wyciągnięte z archiwum magnum. każdy dzień to inne hasło.
dziś jest piątek, trzynastego.
13/05/2011 — 15:46
śietna strona. jakobe żyjesz?
13/05/2011 — 15:46
* świetna