[99] od poniedziałku obowiązuje podobno zakaz palenia w miejscach publicznych. sam palę wyłącznie filtrowany crack, okazjonalnie heroinę, a w najgorszym razie kawę zbożową, toteż nie czuję się zakazem szczególnie dotknięty, toteż może od razu sobie daruję i zmienię temat. inna rzecz mnie zastanawia: wpieprzanie w kinie – o co chodzi z tą całą krucjatą miłośników kinopleksów przeciwko wpieprzaniu delikatesów w kinie? chodzi o volumy czy o jakąś głębszą ideę? ja oczywiście rozumiem, że jak ktoś wpieprza na cały regulator, to to nie jest ani mądre, ani specjalnie kulturalne i takiemu max volumowi z nachosami w rozdętej paszczy należy z miejsca upierdolić obie ręce. ale nawet wtedy nie chodzi o wpieprzanie sensu stricto, istotą jest nieposkromione buractwo, jaźń nieujarzmiona, która wyprowadza delikwenta na rozległe pastwiska ignorancji. w innym razie należałoby od razu oprotestować ortalionową odzież, która szeleści przy poruszaniu się, i głośno oddychających ludzi, a dodatkowo – w ramach aneksu do umowy o zakazach – zakazać czytania gazety na kiblu. zresztą o czym my tutaj mówimy, ja do kina chodzę średnio co 7 godzin i może z trzy takie przypadki w życiu zanotowałem, kiedy delikwent swoją postacią okazał się głośniejszy od całej aparatury nagłaśniającej (być może inna byłaby statystyka, gdybym chodził na kino nieme, ale nie chodzę). dlatego może gdzie indziej jest pies pogrzebany i tak naprawdę nie chodzi o zakłócanie spokoju ani nawet o to, że chrupaniem rozprasza się aktorów w filmie, ale o samą ideę konsumowania, która jest sprzeczna z ideą oglądania filmu. w trójmieście, z tego co wiem, pomniejsze, niesieciowe kina nie sprzedają delikatesów choćby z tej prostej przyczyny, że wszystkie niesieciowe kina zniknęły z powierzchni ziemi, uginając się pod ciężarem konkurencji. wraz ostatnim tąpnięciem wszyscy amatorzy kina przenieśli się do kinopleksów, które nie od dziś na delikatesach zbijają kokosy, i teraz co, i teraz przychodzi taki mieczysław, amator kultury wysokiej oraz piewca ascezy, przychodzi do takiego – powiedzmy – multikina i zaczyna jojczyć, jakby nie wiedział, dokąd przyszedł, że mu jedzą na filmie ludzie, a on tego nie lubi, bo mu się kojarzy źle. wtedy co robię ja, wtedy ja odwracam się w stronę mieczysława, jakbym chciał go pacnąć w tę jego bezczelność, spoglądam mieczysławowi głęboko w oczy i dostrzegając ten ból, jaki rysuje się pięknie na jego tęczówkach, wręczam mieczysławowi dwa bilety do teatru na braci karamazow. niech już się nie męczy mieczysław.
o to chodzi? koniec. kurtyna.
18/11/2010 — 15:31
Oooo, trudny temat
18/11/2010 — 21:48
:))))
19/11/2010 — 01:04
:-DDD…Kuba, o to chodzi. kurtyna.
Dostajesz „kosz z kwiatami” na scenę i cmoka w czółko, za genialne, obrazowe słowo, myśl…
i dosadne poczucie humoru… :))
Widząc dziś napis Multikino – uśmiechałam się na myśl o Twoim tekście… :)
19/11/2010 — 15:59
Osobiście nie lubię śmierdzącego sosu serowego do nachos. Od razu mam kino 4D, fuj… poza tym jedzenie torby pompowanego powietrzem popcornu który kosztuje prawie tyle co bilet, a którego produkcja i sprzedaż wynosi nie więcej niż 1 zł, to robienie z siebie idioty. Wszystkie kina śmierdzą teraz popcornem… mnie to wnerwia.
19/11/2010 — 19:22
kropek, jak się idzie do zoo, to można oczekiwać, że będzie śmierdziało. wiadomo też, że się przepłaca – idziesz do knajpy, przepłacasz za wódkę, idziesz do restauracji, przepłacasz za wodę. ale ten jeden złoty to chyba i tak przeginka. nie wiem, jak z produkcją, ale nie znam nikogo, kto za mniej niż ziko za godzinę stałby cały dzień i sprzedawał popcorn.
20/11/2010 — 14:52
prawda, można oczekiwać. z drugiej strony nie ma alternatywnej i uczciwej opcji obejrzenia filmu. kin studyjnych, co kot napłakał albo i wcale. sęk w tym, że niektórzy przez okoliczności są zmuszeni wąchać popcorn w kinopleksach. nie znaczy to według mnie, że powinni bezwzględnie akceptować warunki – bo tak po prostu jest. wówczas wiele rzeczy nie miałoby sensu. najbliżej patrząc – wasze akcje zjednoczenia czytelniczego. ja generalnie jestem mieczysławem i choć kultura jest kulturą, bez zbędnego przymiotnika, wkurza mnie popcorn i cola w kinie, i przez to ciągłe wychodzenie na siku, jakby wszyscy mieli chore pęcherze. dlaczego muszę siedzieć cicho? nie rozumiem.
20/11/2010 — 16:48
Ja zawsze jak siądę w kinie, to tak intensywnie zaczynam się zastanawiać, czy chce mi się siku i żeby mi się przypadkiem nie zachciało, że po półgodzince na bank wybiegnę, nawet jeśli kapnie tylko kropelka.
20/11/2010 — 17:26
może masz chory pęcherz ? :)
20/11/2010 — 22:24
Nerwy mam zszargane i za bardzo się przejmuję Mieczysławami.
21/11/2010 — 21:08
caddy, nie musisz. ja wychodząc właśnie z tego samego założenia, postanowiłem pojątrzyć, w dziurze pomerdać palcem.
22/11/2010 — 22:15
czyli, znaczy się, e…
nie zrozumiałam przekazu..?
czy nie?
23/11/2010 — 05:18
„dlaczego muszę siedzieć cicho?” – otóż nie musisz, ja nie muszę, kolega ziętek nie musi. wszyscy korzystamy w tego samego prawa do wyrażania poglądu – tyle że ty jesteś przeciw, ja jestem za, poza tym wszystko się zgadza.
23/11/2010 — 08:41
czyli miała być wreszcie dyskusja, zamiast peanów? chyba już fersztejen.
teraz nie wiadomo jeszcze czy koelga ziętek jest za, czy przeciw. wypowiedział się jedynie w kwestii siku. ziętek?
23/11/2010 — 11:43
Nie wiem jaka dokładnie jest teza, ale wolałbym mieć możliwość opuszczenia seansu w dowolnym momencie. Za czy przeciw czemu? Będą mnie przetrząsać, czy nie wnoszę batoników? Jeszcze to? Mało wam?
23/11/2010 — 11:44
Przyjdzie Państwo i będzie sprawdzać, czy mam batoniki.
23/11/2010 — 11:50
Nie mam nic przeciw temu, żeby sobie w kinie wsuwać orzeszki, czy też sączyć jakiś napój, albo też, żeby obok sal kinowych były miłe kawiarenki jako dopełnienie pożywki intelektualnej. Nie podoba mi się natomiast fakt, że śmierdzi na sali kinowej, oraz, że popcorn, wraz z jego smrodem, materialną marnością, opakowaną w gigantyczne kiczowate pudła, stał się SYMBOLEM kinematografii w Polsce!
23/11/2010 — 12:08
Możecie sobie robić akcje „tylko świnie jedzą w kinie”, ale jeśli będziecie chcieli zakazywać, to widzimy się na barykadach!
23/11/2010 — 12:40
ziętek. przecież Państwo, które stoi przy wejściu i tak sprawdza. Państwo sprawdza, czy masz bilety na przykład.
o siku już wiemy. ale jakie jest Twoje zdanie w kwestii jedzenia. chociaż widzę, że raczej za, skoro chcesz wnosić batoniki i rzucać popcornem z barykady.
23/11/2010 — 12:53
osobiście nie podoba mi się również syf, jaki zostaje po projekcji. często zdarza się, że obsługa nie zdąży posprzątać przed kolejną, więc potem muszę chodzić po chrupkach. przypomina mi to, jak wiosną niechcący rozdeptuje się ślimaki. niemiłe uczucie.
możnaby organizować, raz w tygdoniu w przewietrzonej sali, pokaz bez popcornu i batoników. choć niestety nie będzie można spotkać ziętka w tej sali kinowej. to wada.
rozumiem jednak, że takie rozwiązanie nie ma szans na realizację z tej prostej przyczyny, że mamona rządzi światem i kinopleks w takiej akcji nie ma wcale interesu.
23/11/2010 — 15:57
Naprawdę pragnąłem uniknąć tego typu „dyskusji”! Poradzę Ci, co zrobić, żeby ograniczyć Twoje cierpienie. Otóż nie wiem skąd bierze się to przekonanie, że obejrzenie filmu w przewietrzonym, niepachnącym popcornem, niechrupiącym pod stopami pomieszczeniu to jakieś niezbywalne prawo ludzkie. Nie mówimy tu o jakimś wielkim wykluczeniu, o uniemożliwieniu obejrzenia filmu po wsze czasy, odcięcie Cię od życiodajnej pępowiny światowej kinematografii, narażaniu Twojego zdrowia, ale o obejrzeniu filmu w przewietrzonej salce, niechrupiącej. To usługa jak każda inna, płacisz, nie podoba Ci się, syf jest, to nie przychodzisz. Obejrzysz na dvd albo nie obejrzysz. Umrzesz? Znajomi Cię porzucą? A jeśli masz naprawdę ostrą fanaberię, zbierz takich kulturalnisiów, niech każdy weźmię choinkę zapachową i sobie opłaćcie seans. Naprawdę nie chciałbym się bardziej wgłębiać w niuanse i osuwać w banał, bo i tak już się wstydzę.
23/11/2010 — 17:37
Sie zgadzam z Zietkiem, dobrze to chlop ujal.
23/11/2010 — 17:44
Jedzenie w kinie to nie jest dla mnie problem, jak ktoś lubi to niech sobie je, każdy ma prawo i nie jest tak, że pudełko z nachosami albo popcorn stały się symbolem kinematografii w Polsce, dla mnie takie tezy zalatują już histerią, która jest niespółmierna do problemu.
23/11/2010 — 18:09
Problemem w kinach, jeśli już musimy jakiś wskazać, są słabe filmy, które trafiają do dystrybucji.
23/11/2010 — 19:18
olaboga. no uniósł się kolega.
a ja zapomniałam napisać, że wkurza mnie jeszcze klimatyzacja i półgodzinne reklamy przed każdą porojekcją…
23/11/2010 — 19:46
a poważnie. no kurczę. nie podoba mi się, że śmierdzi i jest syf. chciałabym mieć możliwość obejrzenia filmu w nieśmierdzącym, czystym pomieszczeniu. mam przecież do tego to samo prawo, co Ty, ziętek, do wnoszenia batoników. różnica jest taka, że Ty batoniki będziesz mógł wnosić dalej, a ja pozostanę w sferze chcenia. nie rozumiem skąd tyle jadu? przecież nie krzyczę, żeby ludzi zamykać w kinowym gettcie dla jedzących chrupki. a tu widzę, że pełna akceptacja chrupek jest jedyną słuszną linią. jakby nie dało się znaleźć czegoś pośrodku.
23/11/2010 — 20:38
Nie ma żadnego jadu, po prostu nie nadużywam emotek. I chodzi właśnie o to, że nie masz żadnego prawa, serio. Dzięki za pogaduchy:*
24/11/2010 — 00:23
Będąc wczoraj w kinie (na „Dla niej wszystko” – podobał mi się), znając już tekst Jakobe – siedząc na najwyższym piętrze ławek – przyglądałam się jak tabuny WNOSZĄ WIELKIE PUDŁA ĹťARCIA.
Znowu miałam ubaw… :)
Jasne, zdarzy się, że czasem przeszkadzają „wyjątkowe jednostki”, ale nie generalizuję… skupiam się na filmie. Pozdrawiam :-)
24/11/2010 — 09:42
Rozmiary pudeł z popcornem i wszechogarniający smród gastronomiczny, a także ilość nadawanych przed seansem ryczących reklam dla idiotów, przekroczyły już wg mnie granice absurdu.
Nie wszyscy to po prostu dostrzegają, a machina posuwa się niepostrzeżenie dalej. Ponoć 20 razy powtórzona reklama, obejrzana przez nas bez specjalnego wysiłku umysłowego (jak wzbudzenie w sobie sprzeciwu) działa tak czy siak. Można nam wmówić wszystko… I o ile tak działa wolny rynek, czyli jeden oferuje a drugi kupuje (lub nie!), o tyle uważam, że powinno tu zadziałać prawo wyboru. Jeśli chcę obejrzeć jedynie film, za który płacę, nie powinno mi się wciskać całego tego chłamu „gratis”.
Co do głośnego zwracania uwagi, to już zupełnie inna para kaloszy. Uważam, że w kinie jest to bezsensowne.
24/11/2010 — 10:27
ja tam kocham popcorn. mam nawet taką maszynkę w domu, która pykpykpyk i jest micha popcornu. z lidla mam z promocji i to był mój najlepszy zakup w życiu. ot.
24/11/2010 — 10:30
do osoby ponizej: to siedz w domu! nikt ci nie kaze narazac sie na takie cierpienie, tym bardziej ze wywalasz jeszcze 20 zlotych za bilet. czy ktos cie do tego zmusza?? rany normalnie jakby ci ktos trzymal pistolet przy skroni. nie znosze takiego zrzedzenia, reklamy, wielkie pudelka, smrod, halas a do tego slabe filmy – dlatego siedz w domu! wszystkim wlacznie z toba wyswiadczysz przysluge.
24/11/2010 — 10:31
moj komentarz nie byl adresowany do có, tylko do osoby podpisanej kropka.
24/11/2010 — 12:00
No widzisz weber, a ja Ci nie mówię, żebyś siedział w domu z tym popcornem. ;) I tu się różnimy. Po prostu powinien być wybór (tak jak z paleniem papierosów, choć to dużo mniej istotny problem), a wyboru nie ma.
Nigdzie nie było też o słabych filmach, trochę Cię poniosło.
25/11/2010 — 05:22
>có, serio masz taką maszynkę? bo ja myślałem, żeby sobie wstawić taką do nachosów, wiesz, żeby trzymała temperaturę.
25/11/2010 — 08:50
K U R T Y N A
25/11/2010 — 21:52
W Gdyni ostało się niesieciowe kino na Waszyngtona. Z trzaskającymi fotelami. Bez popcornu i reklam przed czy też po.
***
Bilety do teatru? A chętnie.
29/11/2010 — 18:13
ależ mi się ten wpis spodobał.
trafnie, gładko, bez owijania w bawełnę ;) (no może ciut).
30/11/2010 — 11:33
A mnie wkurwia wpierdalanie popcornu, lodów, naczosów, podczas multikinowych multipleksowych seansów.
I szczerze pisząc, nie obczajam o co, z tym pałaszowaniem, kaman. To tak fajnie jest jeść nie widząc co się je?
Bo nie chodzi chyba o zaspokojenie głodu.
Tak, jestem za zakazem jedzenia jedzenia na seansach.
I nie żeby jakieś ideologiczne pobudki. Po prostu.
01/12/2011 — 15:15
co się dziwujecie? czy współczesne „kino” to nie konsumpcja właśnie? Nie tylko buzią ale oczaaami, słuchem (hę?), dokrewnie, dodupnie. Może za ileś tam lat homo technicus dokopie się do swoich przodków i wygrzebując z czaszki kawałki chipa homo consumere (jak chipsa spomiędzy zębów) pojmie, co znaczyły hieroglify: tylko świnie siedzą w kinie.
człowiek to taki nibymyślący zwierz. wkładając i wyciągając, nie wiesz, człowieku, co jesz.