rzecz o babuli

[217] matka moja nigdy nie zapaliła szluga przy swojej matce, chociaż jarała czterdzieści prawie lat. ilekroć się widywały, matka wstrzymywała konie i heroicznie powściągała nałóg. a kiedy 90-letnią już babulkę, coraz bardziej zdezorientowaną, postanowiła zaprosić do wspólnego mieszkania, nadal wymykała się cichcem na bucha do łazienki albo wychodziła na spacer. zawsze byłem pełen podziwu – czterdzieści prawie lat skrupulatnego mydlenia oczu. dosłownie leszek miller w spódnicy.

nie ze strachu to robiła czy z wyrachowania, a raczej z dobrego – jak podejrzewam – serca. babcia moja, której rodzeństwo padło albo w czasie wojny, albo – jeśli miało tyle szczęścia – dopiero po czarnobylu, postanowiła bowiem zostać kapsułką centrum i żyć wiecznie. całe swoje życie przeżyła w cnotliwej abstynencji, z dala od używek, otoczona – jak jakaś pani wiosna – warzywami i owocami. palacze wzbudzali w niej troskę i współczucie. matka moja najwyraźniej postanowiła zaoszczędzić jej zmartwień i przez czterdzieści prawie lat dekowała się ze szlugami jak armia krajowa w puszczy solskiej.

a teraz rzuciła. to znaczy przeszła na e-papierosa, czyli trochę rzuciła, a trochę ciągle jara. ale już nie musi się wymykać, zamykać w łazience – teraz palenie odbywa się pod jakimś zmyślonym hasłem, na przykład aplikowania sobie witamin, inhalacji czy czego tam jeszcze. w myśl zasady, iż babcia w takim jest wieku, że każdą ściemę łyknie.

dziś babuli stuka dziewięćdziesiąta trzecia wiosenka. pomimo wieku, wciąż jest zdrowa jak wiadro jabłek. a gdy już kiedyś przyjdzie jej pora, bo na każdego w końcu musi, będzie to zapewne ten rzadki przypadek człowieka, który umiera zdrowiuśki niczym rekin.

teraz babcia skubie winogrona, pije kompot i czyta tinę. przewraca kartkę i trafia na artykuł o człowieku, który zasnął z papierosem w ustach i spłonął żywcem we własnym mieszkaniu. mówi, że to niesłychana tragedia. po czym dodaje, z szelmowskim uśmiechem: dobrze, że basia się opamiętała. papierosa na prąd też mogłaby wyrzucić. a basia to jej córka, moja matka.

Categories: Bez kategorii

49 Comments

  1. Lubię Twoją babcię.

  2. Uroczy tekst. Dwieście lat dla babci, bo sto lat to za mało

  3. Czyli jednak punkt dla babci. Brawa!

  4. punkt dla babci i dla ciebie za ten tekst

    ps. robisz się populany u mnie w robocie. dzisiaj widziałem, jak koleżanka z działu obczajała twojego bloga

  5. tez nie pale przy mamie, po co ma sie stresoac bidulka ;)

  6. qwerty, mówisz tak pewnie tylko, żeby mi zrobić przyjemność.

  7. jakobe, jeszcze więcej zdrowia dla babuli, której z całego mojego malutkiego. . . eh, kurcze, przecież wiesz od czego to wszystko tutaj dla mnie się zaczęło. i proszę, kochaj ją mocno. „a basia to jej córka, moja matka.”

  8. >jakobe, mogę ci przesłać jej zdjęcie to przyjemność będzie jeszcze większa ;>

  9. ze zdjęciem oczywiście żartuję ;

  10. Nigdy bym nie zapaliła przy ojcu. Prędzej by mi nos odpadl

  11. Jedno słowo – świetne!

  12. Przyznaję, że od kilku tygodni jesteś z powrotem w zakładkach moich codziennych lektur ;) Nie wiem co się zmieniło w Twoim życiu, żeś stał się nagle takim pilnym blogerem, ale trzymaj się tego

  13. a więc nie jestem wyjątkiem, kitram się z paleniem od 10 lat, choć podejrzewam, że moja mama i tak doskonale o wszystim wie.

  14. caviale, wiem. będę.

  15. kk, nie tyle się zmieniło, co chyba po prostu rzeczy wróciły na swoje miejsce.

  16. eli, poprawione. babula z rosyjskiego wymawia, to i ja zacząłem.

  17. jakobe, to pięknie. chciałabym, żebyś był moim wnukiem ;]

  18. Robert Robur

    04/09/2014 — 21:18

    Elegancki tekst

  19. Robert Robur

    04/09/2014 — 21:21

    Oczywiście spóźnione najlepsze życzenia dla babci

  20. pisz! pisz nam więcej!

  21. Jakobe, a kim chciałeś zostać, gdy byłeś mały?

  22. Może to pytanie wścibskie, a może wtórne, ale hasła wnuczek babuli i potencjalny wnuczek caviale (wzruszające, ale przy okazji naprawdę zabawne) zaczęły mi tak dziwnie działać na wyobraźnię.

  23. zo, pamiętam taki wczesny moment w moim życiu, kiedy matka przyniosła z pracy na weekend maszynę do pisania. pracowała podówczas w gdańskiej stoczni jako pani od pieniędzy i cyferek, i musiała napisać na poniedziałek jakieś bardzo ważne sprawozdanie z czegośtam. a nie można przecież odręcznie, stąd maszyna do pisania. wtedy po raz pierwszy usiadłem przed klawiaturą z literkami i napisałem swoją pierwszą w życiu rzecz – półstronicowy kryminał. to było wspaniałe doświadczenie. postanowiłem, że jak dorosnę, będę pracował w fabryce produkującej maszyny do pisania.

  24. pamiętam o czym był ten kryminał. a maszyna do pisania to w tym kontekście jest blisko maszyny liczącej. jakobe, przyznaj się, że chciałeś zostać burroughsem (niebawem wychodzi książka b. i kerouaca), chociaż potem mówiłeś, że chcesz zostać gwiazdą country, ale spadłeś z drzewa i wiemy jak to się skończyło.

  25. zo, spotkanie z tobą jest zawsze czystą przyjemnością.

  26. Jakobe- może jeszcze Ci się ziści ten cudowny sen.
    KK- podejrzewam że Jakobe postawowił wygrać nagrodę dla najpilniejszego blogera, może jest do zdobycia jakiś złoty puchar?

  27. Jakobe, dziękuję, wspaniała historia. Moje przypuszczenia wędrowały w jakimś bardziej amerykańskim kierunku: astronauta, kowboj (tu już bliżej, bo przecież ta gwiazda country), nie wiem właściwie, dlaczego. A tymczasem, całe szczęście, tak pięknie podziałały gdańskie realia.

    caviale, ♡

  28. caviale, chyba chciałem być po trochu wszystkim i każdym. ale borroughsem dopiero później, na początku żywy był w moim domu mit hemingwaya. maszyna do pisania, szklaneczka soku jabłkowego obok i papieros ze zrolowanej kartki kratkę. to były moje atrybuty.

  29. krufka, oj tam puchary, nagrody. wolałbym nowego czytelnika.

  30. zo, to ciekawe z tym kosmosem. połowa kolegów przechodziła fazę na astronautę albo kosmonautę, ale mnie zawsze było bliżej do krawężnika. że się tak wyrażę. starczy powiedzieć, że miałem ostrą fazę na bycie mleczarzem. roznoszenie mleka wydawało mi się ciekawsze niż latanie na księżyc. swoją drogą, wow, serduszko. jak się tutaj robi serduszko?

  31. och, no przecież, hemingway. jaki to musiał być piękny obrazek, ten papierosek. i nawet sok jabłkowy komponuje się. ja chyba chciałam być george sand, przebierałam się w bryczesy i oficerki dziadka, głowę topiłam w babcinym kapelusiku i tak zasiadałam do pianinka.
    a z tym mlekiem – przepraszam, że wtrącam się w wątek – to przecież był kosmos, wystawiasz wieczorem pustą butelkę a rano znajdujesz mleczną.
    no właśnie, serduszko. wiesz, zo, że chyba chciałam zrobić to samo, tyle że słowami, ale wstydziłam się.

  32. słuchajcie, to już zahacza o banalnie ironiczny kicz, ale na ścianie mojego domu mieszkają od kilku lat fryderyk i george, i mówią do siebie je t’aime.

  33. Mleczarz! Ja nigdy z tej instytucji nie korzystałam, ale moja babcia miała kiedyś 2 krowy: Czarną oraz Lolę. Rano prowadzała je na łąkę i po południu trzeba je było stamtąd odbierać, jak się odbiera dzieci z przedszkola, co też chętnie robiliśmy (my, jej wnuczęta). A kiedy ktoś przyszedł, żeby kupić butelkę mleka, dumnie nalewaliśmy je ze wielkiego baniaka, który miał specjalny mały kranik. Obdarzać ludzi takim dobrem to bardzo fajne uczucie. Pewnie porównywalne do tego, gdy się sprząta kościoły, o czym podobno ja marzyłam rozpaczliwie, gdy miałam 3 lata.

    Natomiast serduszko, ha! Mam po prostu takie znaczki w swoim tak zwanym inteligentnym telefonie, ale nie używam ich zbyt często, praktycznie wcale. Przyznaję, teraz też trochę miałam opory (bo, parafrazując jedno hasło, „słowa nie obrazki”), a trochę mnie kusiło mnie, żeby sprawdzić, czy system je przepuści, bo kiedyś już coś podobnego odrzucił. Nie wiedziałam też, co odpowiedzieć, więc zaryzykowałam. Jak widzicie, udało się.

    caviale, to nie kicz, to romantyzm!

  34. no dobra, romantyzm (i romantyczność) nie wyklucza kiczu, ale wydaje mi się, że banalność Twoim ścianom raczej trudno zarzucić.

  35. zo, sam mural jest w porządku, nawet go lubię. chodzi raczej o to, że po latach od tych wydarzeń z dzieciństwa, ktoś przyszedł i namalował mi coś takiego na ścianie.

  36. caviale, a więc to tak. A ja wyobrażałam sobie dwa portrety wiszące w drewnianych ramkach tuż obok siebie.

  37. zo, „what do you want to be? what do you want to do with your life?” wiedziałam, że to musi mieć jakiś związek. tak myślę ;] co do muralu, przepraszam, jednak nieprecyzyjnie wyrażam myśli.

  38. Jakobe- hehe, jasne, i tego Ci życzę!

  39. caviale, mural wydaje się znacznie ciekawszy. A ten cytat próbowałam wyszukać i wyskoczył mi filmik o tym, że się nie wie, co robić w życiu. W sam raz dla mnie, pomyślałam. Początek z rysunkami był całkiem obiecujący, ale musiałam przerwać oglądanie w momencie, w którym wkroczył patos ze swoją przejmującą muzyką, zdjęciami krajobrazów, uśmiechniętymi ludźmi i mądrymi formułkami, nie dałam rady.

  40. a już miałam iść do kina, bo mówią, że „boyhood” jest wspaniały.

  41. caviale, też słyszałam same pozytywne głosy o „boyhoodzie” i mam nadzieję, że okaże się zupełnie inną bajką niż to, co znalazłam na yt.

  42. absolutnie rozkochana w babci, papierosie na prąd i mamie basi.

  43. jakobe, czy w tym zadymionym od fajek pokoju wywąchałeś już tytuł dla nowej książki?

  44. Jakobe napisz coś

  45. przepraszam, ale troszkę zagubiona jestem. czy ja zadałam niegrzeczne pytanie?

  46. caviale, przegapiłem to pytanie. tak, tytuł już jest. „studium przypadku”. ale ćśśśś.

  47. dziękuję:]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Copyright © 2024 jakobe mansztajn: stała próba bloga

Theme by Anders NorenUp ↑