[216] kawałek od centrum, przy largo do chafariz de dentro, mężczyzna w kształcie komody przeprawia się przez ulicę z wielkim workiem na plecach. co jest w worku, o tym dowiemy się za chwilę. ulica jest pusta jak moja kieszeń po tej wycieczce, więc można mówić o zaskoczeniu, kiedy w człowieka-komodę za sekundę wjedzie rozpędzony skuter.
siedzę parę metrów dalej, w ogródku restauracji bez nazwy. menu jest tylko po portugalsku, kelner też jest tylko po portugalsku, więc do końca nie mam pewności, co zamówiłem. po mojej lewej piętrzą się domki rusztowań, po prawej sterczy mały, popękany kościółek obwarowany przez śpiących bezdomnych. przede mną puściutka ulica, za ulicą – już tylko muzeum fado, ostatni punkt mojej lizbońskiej odysei.
poza grupką turystów na segway’ach w białych kaskach i ochraniaczach na kolanach, którzy do muzeum zjechali prosto z dwudziestego drugiego wieku – jestem tutaj chyba jedynym turystą. nie mam wprawdzie segway’a ani kasku, ale bezdomni i tak mnie wyczuwają, podchodzą parami, jakby się wstydzili samemu, i coś nieśmiało szurają po portugalsku. parę kroków od centrum lizbona nie przypomina już skromnej, eleganckiej kobiety po pięćdziesiątce – tutaj, przy largo do chafariz de dentro, lizbona szarą od kurzu ma twarz i zbiera drobne.
muzeum jest otwarte jeszcze przez godzinę, ale zamiast wejść – siedzę i chyba się żegnam. patrzę na biały, popękany kościółek, na przysypiającego w drzwiach kelnera, na równiutko ułożoną kostkę brukową i podrywający się sporadycznie kurz na ulicy. gdyby to był polski film, w kadr weszłoby myslovitz i zagrało jakiś gówniany, sentymentalny kawałek na pożegnanie.
zamiast tego pojawia się człowiek-komoda z wielkim workiem na plecach. wzrok ma wbity w ziemię, powoli mija stoliki, wchodzi na ulicę. wtedy słychać głuchy grzmot, z worka jak korale wysypują się pomarańcze. w tej samej chwili kelner kładzie na moim stoliku zamówienie. o, ironio. babeczkę z plasterkiem pomarańczy na wierzchu.
18/08/2014 — 19:08
ach
koniec? nieee
18/08/2014 — 19:53
Jak ja Cię lubię czytać
18/08/2014 — 20:53
très bien, monsieur, ale co sie stalo z panem-komoda?
18/08/2014 — 20:54
nie mozna tak czytelniczke zostawiac bez happy endu
19/08/2014 — 07:34
od wczoraj przewijam sobie tę scenę. taki zrobiłeś mi film, jakobe.
19/08/2014 — 12:07
mam nadzieje, ze facetowi nie stalo sie nic powaznego. dobry tekst na koniec
19/08/2014 — 13:18
e., nie bardzo mu się to wszystko spodobało. poleżał chwilę, wstał i zaczął krzyczeć. chyba nic poważnego.
19/08/2014 — 13:23
no to chyba uf
19/08/2014 — 14:40
a ile lat ma ta kobieta na przedmieściach, ta zakurzona ?
19/08/2014 — 17:03
keats, ta jest po prostu zawsze wczorajsza.
20/08/2014 — 07:38
Znam to ciastko! To pastelitos de naranja. Bardzo popularne w Portugalii. Rozumiem, że już nie ma Cię w Lizbonie? Poleciłabym kilka cudownych miejsc.
23/08/2014 — 11:52
nie no, co ja dobrego czytałem, kiedy nie czytałem tych wpisów… ?
24/08/2014 — 04:14
jakie to jest doskonałe.
24/08/2014 — 08:08
Wyjeżdżaj częściej
28/08/2014 — 02:34
i to w ogóle jest nieprawda, co mówią na mieście. no wiesz, że niby się skończyłeś, że zacząłeś pisać jak ktoś z niedoczynnością tarczycy. ten tekst jest dobry. sprawia, że człowiek znów chciałby się przytulić do twojego ciepłego uda, i takie tam.
ej, a wiedziałeś, że jarmusch puszczał billowi murreyowi „w deszczu maleńkich żółtych kwiatów” podczas kręcenia „broken flowers’?
-głupio ci?
29/08/2014 — 07:04
ag, już mnie nie ma. teraz dom, własna pierzyna i własne kapcie. ciastko sobie wygooglowałem i rzeczywiście – to jest dokładanie to ciasteczko, sprawca tragedii.
29/08/2014 — 07:10
barbra, heh, do ciepłego uda. ja kończę się i zaczynam tak przynajmniej dwa, trzy razy w roku, z tego co słyszę, i już sam nie wiem, w której fazie jestem. a z tym jarmuschem to chyba mnie robisz w balona, co?
04/09/2014 — 21:26
Ładny obrazek. Drastyczny, ale ładny
22/07/2015 — 08:40
Uwaga całościowa. Mimo zdecydowanie bardziej wyrafinowanej formy, dostrzegam ideową zbieżność z produkcją wyśmiewanych dziewcząt ĄĘ.
Egoizm, materializm, duchowa pustynia.