[128] to zresztą nie jest koniec ani nawet początek, ten nerw uruchomił się znacznie wcześniej. najpierw pomyślałem: trochę to jednak niestosowne, iż mój ewentualny dzieciak, o ile kiedykolwiek będę miał dzieciaka, urodzi się przynajmniej trzydzieści lat po moich urodzinach (mógłby wówczas od razu zwracać się do mnie per ty stara budo) i zobaczy człowieka, który nie będzie miał mu nic do powiedzenia. inna sprawa, że jeśli urodziłyby się wcześniej, być może zastałby ojca w mało pedagogicznych okolicznościach: z kokainą w nosie i dwiema tajskimi prostytutkami w mieszkaniu do połowy wypełnionym kisielem. nie mówię, że na pewno, ale jest oczywiście taka możliwość.
a później przyszły myśli nieco bardziej konwencjonalne, nad którymi nie ma potrzeby się tutaj rozwlekać. tylko tyle, że na fali tej nowej wrażliwości i w obliczu niedostatecznej wiedzy o sobie i tobie, dzieciaku, zacząłem grzebać w rodzinnej mitologii. napisałem nawet do żih-u z listą szczegółowych pytań o dziadka, który w ’42 siedział w nowogródku. nie na zakładowych wakacjach, a u niemców w obozie. obóz mieścił się w gmachu sądu i siedział w sądzie taki dziadek, z wyrokiem śmierci za niewinność, za dawidowe pochodzenie i w obliczu śmierci odbierał lekcję życia. być może dlatego – tak później pomyślę – przez resztę obecności niewiele mówił (czyżby niewystarczającej tragedii ludzie gadatliwi zawdzięczają swoją gadatliwość?). przeważnie czytał, a gdy się odzywał, to krótko i treściwie: umyj szyję, zjedz pomidora. a później umarł i nie zdążyliśmy nawet pogadać.
do pewnego momentu takie historie funkcjonują w umyśle jako anegdota, mniej lub bardziej przykra mitologia. aż w końcu następuje moment spustowy, na przykład w głowie rysuje się obraz trzydzieści lat młodszego pacholęcia, które zwraca się do ojca w kwestiach fundamentalnych słowami skąd się wziąłem, stara budo?, i mitologia zamienia się w historię współczesną, a historia współczesna przechodzi w teraźniejszość. byłoby retorycznym nadużyciem, gdybym na koniec jeszcze dodał, iż teraźniejszość zaczyna wreszcie lepić babki z przyszłością, ale co ja mogę – tak to mniej więcej wygląda, dzieciaku.
27/04/2011 — 14:56
dobra, wystarczy, bo wygląda jakbym sobie tutaj urządził seminarium z historii.
27/04/2011 — 15:19
co z tego że seminarium. ja tam akurat lubię. a jak jest inteligentnie i z nerwem, to już w ogóle zajebiście lubię.
27/04/2011 — 16:26
jakobe myśli o dziecku. może jest to jeden krok dalej, co najmniej jednak tak duży jak krok na księżyc. ;] przy dzieciach świat przewala się do góry nogami, właśnie z powodów jakie tu opisałeś. stajemy się nagle częścią przeszłości. i nikt w to nie wierzy, póki sam tego nie dozna.
27/04/2011 — 19:39
jak to możliwe, że na moim stole, w rozrzuconych od dwóch dni starych zdjęciach i listach, znajduję prosty wiersz zapisany na brzozowej korze…
eh, przepraszam, to chyba rodzinne spotkania wpędzają człowieka w sentymenty.
a tak w ogóle, chcę powiedzieć to samo co pierwszy dzień wiosny.
27/04/2011 — 20:38
ale to sie zajebiscie czyta tylko czekam kiedy zaczniesz wjezdzac na innych poetow albo pisarzy bo troche tego mi tutaj brakuje
28/04/2011 — 08:09
eh Sam, ta wieczna potrzeba igrzysk :))
z tego co sobie przypominam, wiek rodziców w pamięci dzeci zatrzymuje się tak w okolicach czterdziestki. dalej jest długa przerwa, po której okazuje się, że rodzice stali się już staruszkami i pewnie zaraz umrą.
28/04/2011 — 09:11
co ja mogę â tak to mniej więcej wygląda, Caddy.
;]
28/04/2011 — 09:11
to do igrzysk bylo
28/04/2011 — 09:32
., powiedziałbym raczej, że pomyślałem o dziecku, niekoniecznie myślę cały czas. ale tak – trzydziestka zbliża się wielkimi krokami, czas podsumowań, pierwszych refleksji i tęsknot, stąd też może ten historyczny nerw we mnie.
28/04/2011 — 09:35
sam, średnio jestem zasymilowany ze środowiskiem, ale jak znajdę powód, to – cytując klasyka – zakurwię z laczka i poprawie z kopyta :].
28/04/2011 — 09:39
caddy, to ja tak właśnie mam, jeszcze parę tygodni temu byłem pewien, że oni ciągle w okolicach czterdziestki, a tu proszę – teraz to mnie jest do czterdziestki bliżej.
28/04/2011 — 11:27
ta, tak. tak to mniej więcej wygląda. dziecko powinno się mieć przed trzydziestką, bo potem to bywa różnie ze złapaniem tzw. kontaktu. i całe życie przez to może się wydać jakieś takie do dupy (przepraszam).
28/04/2011 — 12:46
do Bo: czyli po tzw. „ptokach” jeśli chodzi o mnie:( teraz to już tylko coraz bliżej do grobu!! a tak na poważnie.. sama nie wiem, co lepsze: 1.wejść wcześniej w „rodzinę”, odchować – mieć dobry kontakt z dzieciakiem i później czas na samorealizację, czy 2. realizować się, dojrzeć!! o ile to możliwe?? i dopiero wtedy zdecydować się na potomka.. tylko dlaczego z czasem tak trudno podjąć to wyzwanie ŚWIADOMIE?
28/04/2011 — 13:43
prawdopodobnie to co powiem będzie naiwne, ale może czasem trzeba dać się ponieść…miłości? wprowadzić trochę improwizacji?
28/04/2011 — 13:47
ale przecież dzieci można mieć bez miłości.
28/04/2011 — 13:55
caddy, pewnie, że można. tylko wtedy to raczej z wielką stratą dla dzieci.
28/04/2011 — 14:10
może z kolei to, co ja napiszę będzie naiwne.. bez miłości TO JA NIE CHCĘ;) choć ta cała MIŁOŚĆ ulotną bywa, zdaje się..
28/04/2011 — 15:20
jakobe, ów hipotetyczny dzieciak będzie się do ciebie zwracał tak, jak go nauczysz, różnica wieku nie ma tu nic do rzeczy. trochę strzelam, ale jakościowe rozróżnienie pomiędzy 20+ a 30+ pojawi się pewnie dopiero w okolicach gimnazjum. inna sprawa, że teraz trzydziestoletni młody rodzic to norma. ale żeby nie było tak różowo-lukrowo – cytacik: 'wygrałem tato. a ty jesteś przegrany’ [sic!]
caddy, do miłości jako jednej z przyczyn rodzicielstwa dorzuciłbym słodką niewiedzę czym się to potem je ;]
28/04/2011 — 17:53
nie no jasne, że fajnie jak jest miłość i te sprawy. no i wiadomo, każdy tak chce.
ja mówię o stronie praktycznej, dzieci można mieć bez powyższego. na biologii o tym mówili.
to była najciekawsza lekcja, jak mogliście nie uważać? :)
a poważnie, mam wrażenie, że im człowiek jest starszy, tym mniej przerażająca staje się wizja posiadania potomstwa. może wie się na tyle dużo, że ta nieświadomość, o której piszesz foma, jest wręcz kusząca.
poza tym fajnie jest mieć coś swojego :)
oczywiście powyższe zupełnie nie dotyczy osób, które nieco bardziej koncentrują się na sobie. ich plany i ciekawość może iść w zupełnie inną stronę. ale każdy może wybierać według własnego uznania.
28/04/2011 — 21:14
caddy, im człowiek starszy tym bardziej uświadamia sobie co oznacza posiadanie potomstwa. odpowiedzialność w takich chwila działa bardziej przeciw niż za. a jeszcze bardziej to czuć kiedy już masz jedną pociechę.
29/04/2011 — 08:01
uświadomiłam sobie, że właściwie gadam jak eksperci w telewizji – udając znawcę tematu, o którym tylko czytałam.
nie ma opcji, jestem jeszcze jakby po drugiej stronie płotu.
mam tylko jedno pytanie, foma – gdybyś mógł zrobić parę kroków wstecz i wiedziałbyś, co cię czeka, wolałbyś poplumkać jeszcze wolno, czy mieć jednak tego bystrego kajtka?
29/04/2011 — 08:22
myślę, że miłość jest niezbędna, niezależnie od strony technicznej;)
29/04/2011 — 08:33
Z podręcznika Hipstera (fragment we współpracy z Emo): Powoływać kolejne istnienie na ten okrutny świat samo w sobie jest okrucieństwem.
29/04/2011 — 08:35
a jaka jest alternatywa?
29/04/2011 — 09:40
caviale, jest! zmienić świat :)
29/04/2011 — 09:56
caddy, a ile kroków wstecz i dlaczego tylko tyle (albo aż tyle)? ;) bez bystrego juniora już nie wyobrażam sobie świata, bez rozwrzeszczanej malutkiej? hm… ;D
29/04/2011 — 09:59
Sterylizacja i niczym nie pohamowana rozpusta.
29/04/2011 — 10:22
caddy, jestem za:) i plasuję się gdzieś pośrodku:)
29/04/2011 — 10:50
http://www.fatfreddysdrop.com/live-at-live-music-hall-cologne-2/
29/04/2011 — 11:05
Hipster, i pozbawisz swojego potomka takiej przyjemności?;)
30/04/2011 — 21:42
Czyli, foma, moge sie pokusic o stwierdzenie, ze cale gdybanie na temat wszystkich ewentualnych scenariuszy mozna wlozyc do szafy. Jak juz male jest, to i tak niespecjalnie chcialoby sie zawrocic, nawet jesli bylaby taka mozliwosc? Swoja droga, kolega mi kiedys powiedzial: „kochasz to, zmieniasz dla niego cale zycie, a ono w wieku nastu lat i tak ci powie, ze go nidy nie kochales” :)
30/04/2011 — 23:02
do nastu jeszcze mam jakiś zapas :) ale faktem jest, że w pewnym momencie już nieco inną perspektywą się posługuje, na nieco inny horyzont patrzy i znosi się wcześniej nieznaszalne. co nie znaczy, że czasem nie chce się mieć wszystkiego i wszystkich gdzieś i pożyć tak, jak żyło się w erze sprzed.
02/05/2011 — 20:26
Jeśli już to ambitnie i nie jedno:)
03/05/2011 — 07:23
cisza i nic?
03/05/2011 — 19:14
Można spojrzeć na to z innej strony. Ale można też nie. ;)
04/05/2011 — 14:20
Z innej mańki ( a może jednak nieco zbieżnie, bo i ten temat trochę w takich reminiscencjach pływa): zaraz 40 rocznica śmierci Wojaczka. Czy ktoś zna zespół Fonetyka, który w Ygreku będzie grał Wojaczkowi?
04/05/2011 — 18:39
nie znałam, ale zajrzałam na stronę i piosenka na niej opublikowana jest całkiem wporzo.
idę na koncert, bo może być ciekawie.
05/05/2011 — 11:27
nie moj klimat, ale to akurat jest bardzo udane
08/05/2011 — 22:05
Bardzo dobry tekst. Może funkcjonować jako samodzielna miniatura prozatorska.