[109] regularnie odnoszę wrażenie, iż nie sobą jestem, a bohaterem z seinfelda. właściwie to odnoszę wrażenie, że jestem dokładnie jerrym seinfeldem. jerry jest komikiem, prowadzi lekkomyślne życie człowieka, który nie posiada żadnych zobowiązań wobec świata. za nikogo nie jest odpowiedzialny i jedyne co go łączy ze srogą rzeczywistością to podatki. zarabia dobrze, to znaczy tyle, żeby mu starczyło, ale znajomi jerry’ego, a zwłaszcza jego rodzice, tkwią w niezachwianym przekonaniu, że tak naprawdę nie zarabia nic, bo nic nie robi, bo przecież pisanie dowcipów to nie jest żadna praca. pracą jest wegetowanie w biurze przez 8 godzin i przenoszenie poczty ze skrzynki odebrane do skrzynki przeczytane jak jakiś pieprzony telefon komórkowy. albo kręcenie kołowrotkiem betoniarki na budowie dwa razy w lewo, raz w prawo. no więc ja mam tak samo. nie piszę wprawdzie dowcipów na zamówienie, bo poczucie humoru mam takie, że sam siebie ledwo odszyfrowuję, ale nie sądzę, żeby ktokolwiek brał mnie za poważnego człowieka. nie mam stałej pracy, na życie zarabiam, pisząc te swoje testamenty i występując okazjonalnie po knajpach, a moja łączność ze światem jest taka, że nawet telefon mam na kartę. nie podpisałem żadnej umowy, za wyjątkiem tej na książkę, nie mam żadnej raty, żadnego kredytu. jedyne co tak naprawdę posiadam to podstawowe zabawki do oddychania: laptop, ipod, telefon komórkowy. równie dobrze mógłbym teraz siedzieć w bangladeszu i strugać łódki z batatów, gdybym uznał, że dzięki temu wskoczę na wyższy poziom epistemologii. ale jeszcze nie uznałem, na razie wiszę pomiędzy blokami, siedemdziesiąt metrów nad chodnikiem, i jedno mnie tylko zastanawia: czy to dobrze, czy to może źle?
23/01/2011 — 14:55
Wszystko zależy od punktu widzenia. Sam sobie ustal, czy dobrze, czy źle.
23/01/2011 — 14:57
A poza tym – chciałbyś robić przy betoniarce? Chociaż może powstałby z tego cykl sonetów :)
23/01/2011 — 15:11
u., kiedyś, gdy byłem o 3/4 metra mniejszy i bez problemu wchodziłem do bębna, może tak. a teraz to już mniej chętnie, chociaż sympatia pozostała.
23/01/2011 — 15:24
rzeczywistość chimeryczną jest i często to ona kiedy uznaje za stosowne łączy cię z ziemią.
23/01/2011 — 16:09
to prawda. a seinfeld na końcu idzie do więzienia. pamiętaj o tym.
23/01/2011 — 17:17
prawda jest taka, ze niewielu ma odwage zyc tak jak Ty.
23/01/2011 — 18:31
myślę, że wielu by chciało, ale niewielu ma możliwość.
23/01/2011 — 19:01
Hmmm. Zycie bez zobowiazan, kredytow, umow, czy stalej pracy jest na pewno duzo latwiejsze niz pod ciaglym obciazeniem finansowym lub kiedy nie jest sie panem swojego czasu. Ale to moze nie o to chodzi, moze sednem sprawy jest okreslenie co jest dla nas zrodlem szczescia. Mozna sobie odmowic bardzo wielu rzeczy, lub byc sklonnym do bardzo wielu wyrzeczen, jesli ma sie to co najlepsze, lub najwazniejsze. Niemoznosc zdobycia lub chocby okrelenia tego zrodla jest meczaca.
23/01/2011 — 19:39
jak Ci z tym dobrze, to dobrze, jak źle, to coś trzeszczy w konstrukcji. z tym że zobowiązania wobec skonkretyzowanego fragmentu świata to jest droga tylko w jedną stronę
23/01/2011 — 20:22
e., odwaga to jedno, tu potrzebny jest jeszcze zespół czynników zwanych potocznie talentem
23/01/2011 — 20:58
U. …i konsekwencja. wlasnie do tego porzydaje sie odwaga.
23/01/2011 — 22:18
konsekwencja – czyli brak spadku formy?
23/01/2011 — 22:35
konsekwencja w uznawaniu, że nic innego nie jest wystarczająco ważne. taka teoria, nie musi mieć zawsze zastosowania
23/01/2011 — 23:51
konsekwencja czyli zycie w zgodzie ze soba.
'nic innego nie jest wystarczajaco wazne’ – nie wydaje mi sie, zeby nasz bohater byl az tak rozbity.
24/01/2011 — 05:17
Gdybyś strugał łódki, lub kręcił betoniarką – z pewnością uszczęśliwiłbyś swoją pracą pewną grupę osób, dzięki temu, że tego nie robisz – uszczęśliwiasz inną grupę osób.
Jeśli czujesz się jak Jerry, a nawet nim jesteś, to musi być to prawdą, mimo braku 49 samochodów Porsche. Czuć, że jest się we własnej skórze – w Twoim przypadku – w skórze Jerry’ego – to wspaniała sprawa. Uszczęśliwiać siebie przede wszystkim, a przez to i innych. Mnie natomiast zastanawia to, dlaczego zadajesz sobie pytanie „dobrze to, czy źle”. Czy to nacisk (stereotypu?) z zewnątrz, czy jakiś ucisk od środka? Retorycznie się zastanawiam :-)
70 metrów nad ziemią, w sam raz na fajny widok… :-)
24/01/2011 — 06:42
lidia, to jest dobre pytanie, ja sam do końca nie wiem, skąd ono się tutaj wzięło, ale intuicyjnie, podskórnie niejako czuję, że zapala się we mnie jak czerwona lampka, ilekroć podejmę jakąś istotniejszą – jak to się mówi – decyzję. że to niedookreślenie w rzeczywistości i brak jakiegoś tam kontekstu, a przede wszystkim luźny, może zbyt luźny, stosunek do odpowiedzialności za siebie sprawiają, że czasem przychodzi taka refleksja i wówczas spojrzy człowiek pod nogi i zamyśli się na moment. inna natomiast sprawa, że innego życia nie widzę.
24/01/2011 — 06:50
a jak już mowa o konsekwencji i odwadze, to należy – gwoli równowagi i sprawiedliwości – wspomnieć też o tępym uporze i głupocie, które sąsiadują z tymi pierwszymi tak mocno, że trudno nierzadko odróżnić, co jest tak naprawdę co. mnie matka zawsze powtarzała, żebym wziął się za jakąś normalną robotę i przestał wydziwiać.
24/01/2011 — 07:00
kropko, to jest chyba sedno sprawy. ociosać się z przypadkowych potrzeb.
24/01/2011 — 08:23
dlaczego przypadkowych? bo uzgadnianie potrzeb z pomysłem na siebie jak najbardziej
24/01/2011 — 08:34
no przypadkowych. w trakcie toczenia się przez świat obrastasz w potrzeby i przyzwyczajenia, które są wymyślone i sztuczne, wykreowane przez wyobraźnię albo wynikają z jakichś tam standardów społecznych. naiwnością jest sądzić, że wszystko, co robisz, to wynik niezmąconej woli.
24/01/2011 — 09:03
ale czy ty, jakboe, chcesz coś zmienić w obecnym życiu?
24/01/2011 — 09:26
jasne że obrasta, w potrzeby, przyzwyczajenia, obowiązki, fascynacje albo gadżety, które stają się potrzebami. popatrz na swój zestaw: „laptop, ipod, telefon komórkowy”. dlaczego uznałeś go za nieprzypadkowy i potrzebny? mógłby być przecież walkman i notatnik, albo tylko notes w kieszeni. albo cokolwiek innego. owo prawie nic jest ważne i niezbędne tylko dlatego, że nadałeś mu takie znaczenie, kierując się jakimiś kryteriami. i tak jak walkman przez empetrójkę zamienia się w ipoda, tak kryterium a przez ą przechodzi w b.
24/01/2011 — 12:26
„bangladesz” to jest niezła sprawa;)
zmienia perspektywę.
24/01/2011 — 16:03
Może 'caviale’ ma rację ?
…”mnie matka zawsze powtarzała, żebym wziął się za jakąś normalną robotę i przestał wydziwiać” – chyba każdy z nas to słyszał, kto nie ma 'normalnej roboty’. Z pewnością wynika to z troski rodzicielskiej, a my być może odczytujemy ten sygnał jak oczekiwanie rodziców, które musimy spełnić. Jest jeszcze kwestia tego, co jest normalną robotą dla różnych ludzi…
Dobrze jest zajmować się tym co się lubi, a nie zawijać sreberka.
Czasem bywa, że Trzeba zawijać sreberka i jest to szlachetne jak najbardziej.
Trudno mi zauważyć, żeby Twój stosunek do odpowiedzialności za siebie był zbyt luźny, mam wrażenie, że styl życia jaki prowadzisz wymaga wręcz odpowiedzialności, samodyscypliny i pracy, by móc realizować swoje plany. Skoro są efekty i nie stoisz z kapeluszem… ?! Powodzenia Jakobe :-)
24/01/2011 — 18:56
jest taki film z robertem de niro i alem pacino pod tytułem „gorączka”. ciekawą filozofię ma bohater grany przez de niro.
25/01/2011 — 05:04
caddy, mam tutaj coś na kształt plateau, dlatego chyba nieszczególnie. ale z drugiej strony wyjątkowo średnią opcją byłoby, gdybym planował obudzić się w tym samym punkcie swojego życia, w jakim jestem teraz, za – powiedzmy – 25 lat.
foma, ale że walkman, papierowy list czy notatnik z długopisem są lepsze i bardziej wiarygodne? choćby na poziomie samego pisania w notepadzie, komunikacji i słuchania muzyki?
25/01/2011 — 08:08
nic tak nie cieszy jak praca w banku
25/01/2011 — 08:08
polecam
25/01/2011 — 08:17
jakobe, nie że lepsze i bardziej wiarygodne, ale że jeszcze czas jakiś zupełnie wystarczalne i spełniające te same funkcje. chodzi mi o to coś, co sprawia, że jedne zmiany uważamy za nieistotne, a inne za rewolucję w życiu
25/01/2011 — 08:26
sory ze sie wtracam moze chodzic o to ze latwiej zadzwonic z telefou komorkowego niz isc 2 km do najblizszej budki telefonicznej
25/01/2011 — 08:33
i można wyjść z domu, bez poczucia, że się telefonu od wydawcy nie odbierze. oki, to jest argument
a praca w banku? hm… się zastanawiam czy polecać
25/01/2011 — 10:15
czyli nie chcesz nic zmieniać, ale boisz się, że za 25 lat możesz tego żałować. dobrze rozumiem, czy kompletnie pokręciłam?
swoją drogą myślę, że życie bez zobowiązań jest wygodne i dobre jedynie dla osoby żyjącej samotnie. podobnie ze strategią uszczęśliwiania przede wszystkim siebie. gdy własne życie zaczyna się wplatać w życie innej osoby, obstawanie przy takiej drodze jest niczym innym jak egoizmem.
25/01/2011 — 11:44
chcę powiedzieć, że teraz jest w porządku, ale za 25 lat chciałbym być w zupełnie innym miejscu – może nawet założyć rodzinę, niekoniecznie własną. co do reszty – pełna zgoda.
25/01/2011 — 11:55
foma, tyle że nie o przedmiotach mówimy, a potrzebach. mnie osobiście nie jest potrzebny ipod jako taki, ale w chuj mocno lubię słuchać muzyki :].
25/01/2011 — 12:19
ba, też lubię. i muzykę i książki. ale korzystam z odtwarzacza w telefonie. i jaką kartę pamięci bym nie wsadził do środka, to zaraz się zapełnia :]
25/01/2011 — 13:03
jakobe, czyli wystarczy nie przegapić momentu właściwego do zmiany. bułka z masłem :)
25/01/2011 — 17:25
„wyjątkowo średnią opcją byłoby, gdybym planował obudzić się w tym samym punkcie swojego życia, w jakim jestem teraz, za â powiedzmy â 25 lat.”
u mnie w głośniku lecą podobne kawałki ;)
czyli że albo zmienić coś w tym, co jest
albo zmienić to, co jest
„czyli wystarczy nie przegapić momentu właściwego do zmiany. bułka z masłem :)”
tylko tego na stół nie serwują w całości ;)
stąd też nie wiadomo czy od razu o repetę czy może lepiej na kolację dojeść…
pzdr i powodzenia
25/01/2011 — 17:47
well, the jerk store called, and they’re running out of you.
nie mogłem się powstrzymać.
25/01/2011 — 18:47
czekaj, czekaj. co to znaczy „niekoniecznie własną”?
26/01/2011 — 06:17
caddy, mnie założenie rodziny napawa niejaką obawą, więc cały temat łagodzę głupkowatymi dodatkami retorycznymi. nic poważnego.
paf, what’s the difference? you’re their all-time best seller anyway.
26/01/2011 — 08:17
jakobe, zakładaj śmiało, mało co może się równać odpowiadaniu na trudne pytania kilkulatka
26/01/2011 — 08:41
foma, to taka historia może, już o niej pisałem w jednym miejscu, ale wciąż mnie bawi. rozmawiam z moją dwuletnią bratanicą i w pewnym momencie czuję, że dzieciak sprzedaje mi kit w sprawie jednej kreskówki. mówię wtedy: ktoś tu ściemnia. na co dziewczynka podnosi się z podłogi, podchodzi do ściany i zapala światło w pokoju. taki kojarz.
26/01/2011 — 09:04
czytałem, czytałem :) mój junior lubi podyskutować o tym co Grabaż albo Janerka miał na myśli
26/01/2011 — 09:09
dobrze zaczął.
26/01/2011 — 13:23
strachliwi są ludzie z tych naszych roczników – jesteś kolejna osobą z taką obawą. nie wiem z czego to wynika – z braku, czy raczej z nadmiaru poczucia odpowiedzialności. a może raczej z potrzeby rozkładania wszystkich aspektów życia na części, po to tylko, żeby każdą z nich dokładnie obejrzeć i upewnić się, czy aby napewno jest potrzebna lub pasuje?
26/01/2011 — 20:12
well i had sex with your wife.
26/01/2011 — 20:51
caddy, przeczytałem ostatnio, że społeczeństwa coraz oporniej formalizują związki z tej prostej przyczyny, że później są jaja przy rozstaniu. takie zabawne czasy, że ludzie już na dzień dobry myślą o napisach końcowych.
26/01/2011 — 20:51
paf, my wife is in a coma.
26/01/2011 — 22:02
myślenie o cywilizowanym rozejściu się jest podobno objawem dojrzałości ;]
27/01/2011 — 01:02
a czy w takim razie cywilizowane rozejścia są objawami dojrzałości?
mnie czasem łapie myśl, że 'eee. inni to sobie rodziny, dzieci, domy, firmy, etc etc, a ja co, jeżdżę sobie starym golfem, który już się rozpada, dziubię sobie te tekściki, a jedyna praca, jaka była mi dana, to korki z polskiego’. już pomijając fakt, że 'ktoś musi’, to mimo wszystko cieszę się, że jakoś mnie omija ten cały zlot poważnych obywateli.
27/01/2011 — 08:37
może raczej, że jeśli już muszą być rozejścia, to żeby nie pozostawały po nich popiół i zgliszcza.
27/01/2011 — 12:14
heartofadog, dobrze powiedziane.
foma, ale żeby już na wejściu – matko bosko kochano.
27/01/2011 — 12:28
foma, heartofadog
co właściwie oznaczy: cywilizowane rozstanie?
mi się to kojarzy z sytuacją, gdzie wszyscy udają, że jest w porządku, z naciskiem na udają.
jakobe,
zdaje się, że do założenia rodziny wcale nie jest potrzebna formalizacja związku, więc to chyba nie to. ale z tymi napisami końcowymi się zgodzę.
takie mamy czasy, że ludzie wiecznie szukają planu awaryjnego. brakuje bezkompromisowości w pewnych sprawach. i może trochę odwagi.
27/01/2011 — 12:43
jakobe, oszwszem, niektórzy już wejściu zakładają wyjście. może nie w każdej sytuacji, ale to robią. a im bardziej są świadomi że wejście może się skończyć wyjściem, tym bardziej robią.
weźmy takie sobie takie przyglądanie się gdzie są wyjścia awaryjne z kina, klubu czy innej wielkiej bryły. dostrzegasz dopiero wtedy, kiedy tobie albo komuś wystarczająco bliskiemu było potrzebne i ta potrzeba z przeszłości zakorzeniła się w głowie. albo gdy masz zboczenie zawodowe.
przykład nie dotyczący co prawda związków międzyludzkich, ale mechanizm podobny. bo to jest tak, że pewne rzeczy najlepiej robić bez świadomość konsekwencji i skutków. a im bardziej się człowiek zastanawia, tym więcej argumentów na nie.
27/01/2011 — 23:02
caddy, cywilizowane rozstanie czyli, dla mnie, w skrócie: pieprznięcie chujem (przepraszam, jak urażam) w sosnę. jeśli rozstanie jest cywilizowane, a pod tym słowem wstawiam sobie inne, w których zawiera się grzeczne pakowanie kapci do walizki i ściskanie rączek, oraz dzielenie się psem na pół, to w zasadzie co zostaje 'rozstane’? cywilizowany związek? taki troche mało trafny zlepek. niby wszyscy wiedzą, o co chodzi, ale nikt nie widział. i chyba dobrze.
27/01/2011 — 23:05
co oczywiście nie znaczy, że odchodząc muszę wyrwać tej drugiej osobie serce. najlepiej przez uszy.
28/01/2011 — 08:02
podoba mi sie twoj sposob myslenia konkretny glos w dyskusji
28/01/2011 — 09:43
heartofadog,
to wyjaśnienie do mnie trafia. dzięki!
generalnie odczucia w tym temacie mam podobne.