[93] skończyło się na tym, że obie moje pięty zostały głęboko w gdyńskiej ziemi, a także urwało mi dupę wespół z plecami, straciłem słuch i ból rozgościł się we mnie szczodrze. teraz, po czterech dniach na froncie, poszukuję wózka inwalidzkiego, najlepiej z silnikiem spalinowym albo elektrycznym, abym nie musiał w takim jak dotychczas stopniu korzystać z własnego ciała, skoro mogę nie korzystać i dalej świetnie się bawić. opener, drodzy państwo – bo o nim mowa – mimo nieprzebranej i w chuj z nimi gawiedzi ciągnącej się przez horyzont jak tęcza, wciąż daje radę. daje radę mimo typowo polskiej organizacji, która polega na tym, że podstawowy element całej zabawy, tj. openerowe opaski, kończy się pierwszego dnia, a bramki do wpuszczania tłumu na pole festiwalowe są w stanie działać sprawnie jedynie przy kilkudziesięcioosobowych, a nie – jak to miało miejsce – kilkutysięcznych kolejkach. daje radę mimo chujowego piwa i daje radę nawet wtedy, kiedy nie masz już siły, aby słuchać, i czujesz, że za moment ostatecznie zerwie ci się taśma.
07/07/2010 — 16:34
bardzo rzeczowa relacja z festiwalu. nie byłam. żałuję!
07/07/2010 — 23:05
można? można ;)
byle do przyszłego.
08/07/2010 — 12:12
nic nie ma o toj – tojach, a szkoda. nieodłączny element festiwalowy, mam nadzieję, że też dał radę?;)
08/07/2010 — 16:58
>Sylwia, bo ja z kolegą przez cały festiwal obstawialiśmy płot.
09/07/2010 — 12:19
hehehe, pozazdrościć co niektórym płci…
11/07/2010 — 14:33
to w takim razie CO 'dawało radę’, bo nie łapię?
11/07/2010 — 15:26
>pankot, a co mogło dawać? koncerty, bracie, atmosfera czterodniowego bożego narodzenia, tyle że bez śniegu, nad czym ubolewam.
11/07/2010 — 21:53
ja tam się mogę założyć o moją prawą stopę, że i śnieg był, i trawa zielona, i trochę kolorowych cukierków,
i podróż do wnętrza ziemi.