[105] w latach dziewięćdziesiątych matka moja pracowała w stoczni. czasy były ciężkie i pensja ojca nie wystarczyła, żeby utrzymać całą naszą czwórkę. zresztą pensja to nie jest odpowiednie słowo, ojciec przez długi czas nie miał i nie chciał mieć stałej pracy. był młody i rześki, próbował różnych rzeczy. jeździł nocną karetką po samobójców, sprzedawał popcorn w różnych miejscach miasta, prowadził lokal z automatami do gry, a sezonowo – parking i budkę z owocami przed parkiem oliwskim, na jakiś czas otworzył nawet pub w kontrowersyjnej dzielnicy gdańska, dokąd schodzili się studenci i lokalni gangsterzy. ojciec z tymi gangsterami nierzadko grywał w pokera na pieniądze, a jako że w karty zawsze był dobry, z czasem trzeba było lokal zamknąć. ojciec nigdy nie był typem, co się mości w fotelu jak kokoszka i pierdzi w sianko, mimo to zaliczył jeszcze incydent w pracy biurowej. nie wiem, co tam robił, chyba męczył się straszliwie. pamiętam tylko, że któregoś razu, gdy wyszedł na moment z pokoju, niechcący zerwałem znad jego biurka firanę z karnisza i nie mogąc sobie poradzić w drugą stronę, zająłem się rozpaczą jak ogniem. takim kurwa byłem gangsterem. ojciec wrócił, spojrzał i naprawił, chociaż sam najchętniej rozniósłby to biuro w drobny mak.
matka w tym czasie, niejako w tle i na wypadek, gdyby rzeczy nagle przestały dla ojca funkcjonować, pracowała w stoczni jako księgowa. wstawała regularnie o czwartej nad ranem, a jeśli miała dodatkową rzecz – to nawet wcześniej, robiła śniadanie dla naszej czwórki, czasem jeszcze uprała coś ręcznie i znikała na 10 godzin liczyć swoje cyferki. już w tamtym czasie, jako kilkuletnie pacholę, miałem poważny problem ze śmiercią i sen nie był moją mocną stroną. gdy więc matka suszyła skarpety nad palnikiem w kuchni, ja siadałem obok na parapecie i gapiłem się na czarną, pustą ulicę gospody, która wtedy była moim domem. poranne wstawanie szybko weszło mi w krew i w końcu zastąpiłem matce budzik. lata żwawo mijały i coraz krótsze stawały się moje noce. w międzyczasie stocznia zdążyła upaść i matka straciła pracę, ale do mnie to chyba nie dotarło. dalej wstawałem o niemiłosiernych porach, siadałem po ciemku w kuchni i czasem tylko odpalałem ogień w kuchence, żeby nie siedzieć samemu. wszystko to spotyka się dzisiaj, w środku ciemnej nocy, gdy znów budzę się zanim zasnąłem. ulica gospody za oknem już dawno zniknęła, ojciec znalazł swoje miejsce w życiu, matka może spać dłużej. wszystko z czasem jakoś się ułożyło. wszystko poza jednym – kilkuletnim bohaterem z parapetu, który utknął daleko w przeszłości i bez względu na czasy, a być może po prostu z głupiego przyzwyczajenia, nie jest w stanie zmrużyć oka.
05/01/2011 — 09:01
Ładnie, Jakobe, bardzo ładnie.
05/01/2011 — 10:09
Na bezsenność najlepsze są ziółka, ale nie wsystkie, bo od niektórych można mieć jeszcze większe problemy ze snem.
05/01/2011 — 10:50
„gdy znów budzę się zanim zasnąłem.” znam coś podobnego. ni to sen ni jawa, myśli krążą, coraz to nowe przychodzą i jak już się na dobre rozbrykają, wiem, że sen to jawa. Jest coś co pomaga – solidne zmęczenie, ale w pozytywnym wymiarze, nie wymuszone, a chciane i lubiane.
pozdrawki
;)
05/01/2011 — 11:24
âgdy znów budzę się zanim zasnąłem.â
brzmi to jak etap trzeźwienia.
próbowałeś liczyć barany?
05/01/2011 — 11:31
barany podobno za bardzo tupią, żeby przy nich usnąć :roll:
trochę zazdroszczę Ci Jakobe tych krótkich nocy. zasypiając zawsze mam poczucie, że to za wcześnie, że szkoda czasu na sen, i staram się podkradać mu minuty i kwadranse, odchorowując to potem rano. wygląda to trochę jak ze słońcem w grudniu, niby jest go więcej, rośnie z jednej strony, ale z drugiej ubywa jeszcze bardziej i nie wiadomo co lepsze
05/01/2011 — 12:20
Właśnie przywróciłeś mi wspomnienie :) u mnie w domu suszyło się skarpety na usłanej gazetami płycie kuchni kaflowej
05/01/2011 — 12:45
Hm. Nie znałam Cię z takich tekstów. Trochę mnie zaskoczyłeś. In+.
05/01/2011 — 13:13
foma,
i beczą. moje często do szlagieru „zabioręęę Cię właśnie tam”. w kółko. przez pół nocy.
to jest prawdziwy blokowy folklor :)
Kirke,
na takiej płycie piekło się też placki. takie z mąki i wody. u mnie przynajmniej.
jak to jest kiedy się nie śpi w czasie, gdy wszyscy inni śpią? to musi być takie małe spotkanie z samotnością. chyba.
05/01/2011 — 14:21
Mi to przypomina Alberta Camus „Człowiek, który śpi tylko 4 godziny na dobę nie jest sentymentalny” (chyba mój ulubiony cytat z AC)
05/01/2011 — 17:52
Ładne to. I wiele mówi o pokoleniu transformacji ustrojowej. Bo wiesz, w wielu miejscach gdańskich blokowisk dorastało się wtedy podobnie.
pozdrowienia z jednej z kontrowersyjnych dzielnic ;-)
05/01/2011 — 20:31
dziś dzień prawie bez komputera, stąd ta moja nieobecność tutaj. ale ile można, człowiek po godzinie zaczyna czuć się jak zwierzę.
magda, zioła to jest generalnie dobry pomysł w życiu, ale mnie chyba niespecjalnie zależy, żeby się zmuszać, nakłaniać, prosić – skoro nie idzie, to nie idzie, nie będę się upierał, mogę nie spać.
05/01/2011 — 20:34
sarna, zmęczenie jest w porządku, mam swoje ulubione formy wysiłku i one są z reguły bardzo skutecznymi formami usypiania.
caddy, któregoś razu liczyłem polskich polityków i celebrytów przeskakujących przez płot. czyli podobnie.
05/01/2011 — 20:46
foma, istnieje taka szkoła myślenia, która stoi na stanowisku, że wszystkie najciekawsze zjawiska w sztuce powstały albo po narkotykach, albo nad ranem. nie wiem, kto to powiedział i czy przypadkiem teraz nie zmyślam, ale jeśli zmyślam, zgadzam się z sobą w co najmniej pięćdziesięciu procentach.
kirke, to co za gazety czytaliście, że tak pięknie suszyły?
05/01/2011 — 21:02
aniss, no to miłe, czyli jeszcze można.
caddy, u mnie i tak lokal pusty, więc nic się specjalnie nie zmienia. jedna może tylko rzecz – nie dzwonią z banku.
05/01/2011 — 21:18
Na wsiach dzieci nie miewają bezsennych nocy. Tam śpią jak zabite zasapane małe króliki. Szkoda, Jakobe, żeś z miasta. Szkoda dla ciebie i twoich chłopięcych wspomnień. Całe szczęście dla literatury.
05/01/2011 — 21:30
mizuu, a zamknąć można oklepanym niemiłosiernie shakespearem – „ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś”.
miła osoba, zaryzykowałbym tezę, że dorastało się tak samo. wiadomo, inne były możliwości, inna proweniencja, ale zasadniczy zrąb z jednej bity formy.
05/01/2011 — 22:09
u., ach, wsi spokojna, wsi wesoła. ale zwariowałbym tam w końcu, ja jestem jednak z tego miotu, który odczuwa nagły spokój, gdy usłyszy pracującą pralkę albo odkurzacz.
05/01/2011 — 22:19
jakobe, pamiętam, że były to tzw. gazety niebłyszczące, a jedyną, która przychodzi mi teraz na myśl jest Niedziela. Tygodnik parafialny, którego higroskopijność wydawała się wręcz proporcjonalna do jego wodolejstwa.
05/01/2011 — 22:19
Ładne to co napisałeś o matce. Naszym rodzicom było chyba trudniej jak nam, mimo wszystko.
06/01/2011 — 03:33
kropka, bogiem a prawdą to ja właściwie nie wiem, w czym moje i moich kolegów życie mogłoby być trudne. być może to czyni je takim nieznośnym.
06/01/2011 — 04:01
Chociaż znam wspomnienia swoich córek, będących twoimi rówieśnicami(?) – nie sądziłam, że czas transformacji był tak wyrazisty w waszym odczuwaniu.
Klimat, który przekazałeś z pewnością przynależny jest mojemu pokoleniu, tak sądziłam… do dzisiaj.
To piękne, że jest płynne, łagodne przejście atmosfery tamtych czasów w następne pokolenie, w inny klimat, że nic nie dzieje się nagle i zaskakująco… pomijając kataklizm.
Taką prostą i oczywistą rzecz uświadomiłeś mi dzisiaj. Dzięki. Ładnie to zrobiłeś…
06/01/2011 — 09:09
O w mordę, Jakobe. Wsi spokojna i wesoła? To sobie pozwoliłeś na gorzki, tudzież zjadliwy, żart.
06/01/2011 — 10:16
lidia, coś tam w końcu pamiętamy, tyle że z pozycji pacholęcia widać inaczej. u nas jest chyba więcej nieuzasadnionego sentymentu, jakiegoś łagodnego spojrzenia.
aniss, gorzki, kwaśny, niezjadliwy.
06/01/2011 — 10:59
jakobe, istnieją też pomysły nieedukowane, które pojawiają się kiedy chcą, to może być to niecałe pięćdziesiąt procent
06/01/2011 — 12:58
jak spędza się bezsenność, skoro nawet z bankiem nie można pogadać? może chociaż orange przysyła smsy?
w tej sytuacji przydałby się jakiś znajomy/znajoma w innej strefie czasowej. moglibyście do siebie dzownić i przepowiadać pogodę. czy coś.
06/01/2011 — 13:16
U., zgadzam się! u moich dziadków na wsi wszystkie dzieciaki też zasypiały natychmiast i snem twardym jak kamień. chodziło o to, żeby zdążyć przed dziadkiem.
jak się komuś nie udało, to przez całą noc już nie zmrużył oka. tak dziadek chrapał.
06/01/2011 — 13:21
jeszcze jedno.
a na czym polegał ten problem kilkulatka ze śmiercią?
chyba że włażę z buciorami.
jeśli tak, to nie było pytania.
06/01/2011 — 14:03
„zająłem się rozpaczą jak ogniem. takim kurwa byłem gangsterem.” super:)
cały tekst zresztą też, jednym tchem przeczytane.
Aż mi się zrobiło zimno w kostki na tym parapecie w ciemnej kuchni.
Czy to przez bezsenność rozmyślasz, czy przez rozmyślania nie śpisz?
pozdrawiam
06/01/2011 — 16:32
caddy, z smsami to jest akurat tendencja wzrostowa. przysyłają je od szóstej do dwudziestej drugiej. że mój numer został wylosowany i mogę wygrać bmw, a jak wygram, to oni mi je dadzą na 100%, tylko muszę wysłać smsa w ciągu 15 minut, inaczej szansa przepada, dlatego oni ślicznie proszą, żebym zastanowił się dwa razy, zanim nie wyślę, a gdy nie wysyłam, odzywa się komisarz konkursu i mówi, że dają mi dodatkowe 5 minut na zmianę decyzji.
a co do problemu kilkulatka ze śmiercią – ja nie wiem, skąd to się wzięło. sartre mówił, że refleksja nad śmiercią jest pierwszą refleksję filozoficzną w życiu człowieka. to chyba taki etap, jeden odnotuje i pójdzie dalej, drugi się zafiksuje.
06/01/2011 — 16:36
foma, a to jest nawet cała oddzielna szkoła, która uważa podobnie i chyba w istocie tak jest, że pomysł zawsze rodzi się nieproszony. ale później potrzeba formy i zaczyna się orka.
virgo, to dobre pytanie, na które niestety nie znajduję dobrej odpowiedzi.
06/01/2011 — 19:16
tez mialem chrapiacego dziadka. z siostra gwizdalismy mu do obu uszu bo to podobno pomaga ale na niego to bylo za malo
06/01/2011 — 19:31
caddy, dzięki, bo chyba zrozumiałaś, o co mi szło. O mocny sen wiejskiego dzieciaka zryranego dniem. Ale niekoniecznie i nie zawsze zryranego sielankowymi podrygami na łąkach pełnych kwiecia – i tu ukłon ku aniss i jej uwadze o zjadliwości jakobowego stwierdzenia o wsi spokojnej wesołej. Mnie chodziło raczej o zmęczenie kilku-, kilkunastolatka po całym dniu zbierania jagód w lesie tudzież truskawek na polu, bynajmniej nie do gardziołka, a do kociołka i dalej do skupu. Ĺťeby było na spodnie i zeszyt do szkoły, bo mama i tato ledwo ciągną (albo nie ciągną w ogóle i trzeba również wspomóc rodzicowy budżet, czyli chleb i margaryna). Popegeerowski niesielankowy klimat. Na takiej wsi się więc śpi bo zwyczajnie jest się zmęczonym. Ale to i tak, uważam, lepsze niż blokowiska i pobudki o czwartej nad ranem.
06/01/2011 — 20:35
ale ze blokowiska sa takie podle? pytam bo ja tez z bloku i moge powiedziec za siebie ze moglo byc gorzej
06/01/2011 — 22:31
Ha ha Sam, nie że podłe, tylko (z subiektywnego punktu widzenia rzecz jasna) gorsze niż klepisko. Wiesz, może twierdziłabym inaczej, gdybym wychowała się na trzepaku pośrodku falowców. Ale tak nie jest, więc jest jak jest.
07/01/2011 — 12:14
tak naprawdę wszyscy mamy beemy. ja z odbiorem swojej też jeszcze czekam. niech stoi. taka pogoda, solą sypią. szkoda auta.
ale jako dziecko bałeś się, że umrzesz gdy zaśniesz, czy śniła Ci się śmierć? a może bałeś się duchów? mój brat jako dziecko nie sypiał całymi nocami i rodzice nie wiedzieli, co mu jest. potem dopiero się okazało, że ma bardzo bogatą wyobraźnię i przychodziło do niego mnóstwo dziwnych stworów. „i see dead people”. ten klimat. biedny dzieciak, nacierpiał się, zanim rodzina zorientowała się o co chodzi. tyle dobrego, że teraz jest nieustraszony.
Sam,
też próbowaliśmy. też bezskutecznie. dziadek czasem budził się sam od swojego chrapmnięcia i wtedy była szansa dla spóźnialskich. ale to zdarzało się bardzo rzadko.
U., na wsi jest też ciemno. jeśli o jakimkolwiek miejscu (poza jaskinią) można powiedzieć ciemne, to wskazuję wieś w środku nocy. tam jest tak czarno, że to bez znaczenia, czy człowiek ma oczy otwarte, czy zamknięte.
07/01/2011 — 12:24
U., ale przyznaj, był też czas na zabawę i hasanie po łąkach.
07/01/2011 — 13:46
w sumie to okej widoki w miescie nieszczegolne widoki na wsi przyjemniejsze ale dynamika obu tych miejsc tez ma znaczenie
07/01/2011 — 16:09
u., nie miało być zjadliwie, gorzko raczej i bez złej intencji.
caddy, słusznie, niech czeka :]. co do reszty – wiele rzeczy się nałożyło. jedna, o której często wspominam, to „sąd ostateczny” memlinga. pokazali nam go kiedyś w bazylice mariackiej w gdańsku podczas wycieczki szkolnej. myślałem wtedy, że zwariuję.
07/01/2011 — 17:55
bezsennik. lubię to.
gdyż bezsennikiem jestem.
07/01/2011 — 20:57
caddy, masz rację, ciemność na wsi jest jedyna w swoim rodzaju, od razu wiadomo, czy księżyc, choćby w kawałeczku, gdzieś hasa po niebie
jakobe, na mnie tak wariująco podziałał Eliphas LĂŠvi, niby nic wizualnego i w wieku lat nastu, ale długo zeszło, zanim udało się toto obłaskawić
08/01/2011 — 08:58
foma, ale o tekstach mówisz, tak? to mnie jakoś ominęły, czytałem za to aleistera crowleya. były spooky, ale do pewnego wieku. potem ironia i sarkazm wzięły górę.
08/01/2011 — 10:42
jakobe, tak, a dokładnie o Magii wysokiej. dorośli powinni uważać, co się dzieciom sprzedaje w księgarniach i antykwariatach… Crowleya jakoś opuściłem, a skoro mówisz, że nie idzie w parze z ironią i sarkazmem, to się pewnie już z nim nie spotkam
08/01/2011 — 12:47
http://www.youtube.com/watch?v=xMuiUWRcUQU
może juz widzialeś, ale musiałem sie podzielić.
08/01/2011 — 12:48
(przyznaję, srednio na temat)
08/01/2011 — 14:34
caddy – jak się chce, to ZAWSZE można się bawić i hasać po łąkach :) i to bardzo dynamicznie (Sam)
08/01/2011 — 17:15
podobno nad ranem świat wygląda jakby pokryła go cienka warstwa mleka. brak snu jest dobry, bardzo dobry. jeśli nie wliczymy cery.
08/01/2011 — 17:23
czyli ktoś ci zrobił traumę.
bałeś się że spłoniesz z czartem? a czy przypadkiem nie było tak, że coś zbroiłeś i babcia powiedziała: „diable dziecko”, a potem wszystko już potoczyło się jak w filmie? pierwsze piwo, papieros, morderstwo, milion..
słowa „sąd ostateczny” same w sobie nieźle działają na wyobraźnię. nie dość, że dokładnie sprawdzą, to jeszcze nie będzie możliwości korekty, gdy się pomylą. jakby się zastanowić, to nie trzeba nawet obrazów.
foma,
a jak widać gwiazdy!jak na dłoni po prostu.
próbuję w necie znaleźć co nieco Leviego, ale widzę, że to jest dość mocno zakorzenione w okultyzmie i za wiele szczegółów nie ma. mógłbyś przybliżyć nieco bardziej?
qwerty,
fajna prognoza. nic nie rozumiem. :)
U. a na wsi nawet bardziej, bo w mieście można zedrzeć skórę o krawężnik.
08/01/2011 — 17:26
heartofadog,
szczególnie, gdy się mleczarz potknie :)
08/01/2011 — 18:29
mleczarze rzadko się potykają, z prostej przyczyny, że jest ich coraz mniej ;) (jeśli w ogóle jeszcze jacyś są). a takie rozlane np. na klatce schodowej mleko potrafi dokonać małej apokalipsy- wiem, co mówię, kiedyś udało mi się stłuc dwie takie butelki- swoją i sąsiada.
08/01/2011 — 21:57
caddy, namawiasz mnie do ponownego siłowania się z Nadprzyrodzonym? ;]
09/01/2011 — 04:12
qwerty, znane znane. ostatni klasyk.
heartofadog, zależy. zimą to raczej nieszczególnie coś widać. może dlatego jest tak ładnie.
09/01/2011 — 04:24
caddy, struchlałem się, że to rzeczywiście wygląda jak na obrazie. ale w moim domu religia i idea boga w memlingowskiej formie nie istniały, więc ponura wizja w końcu wygasła. później rzeczy zaczęły dziać się naprawdę i wspomnienie obrazu przeszło w sentyment.
09/01/2011 — 12:47
ja tam myślę, że będzie tak. najpierw wszystkim każą przynieść cv i zbiorą je do wielkiego cynowego pojemnika. wyrzucą te papiery na środek, podpalą, wyciągną kiełbaski i zrobią wielką imprezę. a potem każą wszystkim iść precz i tak wszystko zacznie się od początku.
kurczę, kusi mnie, żeby pytać dalej, ale myślę, że to jest moment, w którym należy przestać, bo zaczynam włazić w kaloszach przez okno. już nie będę pytać o to, co zaczęło się dziać naprawdę, bo nie wolno komuś duszy obierać ze skóry – dusza to nie pomarańcza.
09/01/2011 — 12:49
foma,
teraz już jesteś starszy, wiadomo, mądrzejszy. może więc nie byłoby tak przerażająco wrócić do tematu? co? to jest dość ciekawe, a nie było dla mnie nigdy okazji, żeby się z czymś podobnym zmierzyć.
choć przyznam się w tajemnicy, że tak naprawdę, to muszę zdobyć od prababci przepis na zrazy. niekoniecznie na siłę. może udałoby się tylko chwilowo połączyć i poprosić. niech zapisze na lustrze. z resztą sobie poradzę.
09/01/2011 — 12:51
heartofadog,
no właśnie. aż nie chce się wierzyć, że chyba już nie ma mleczarzy.. szkoda, bo to było nie lada osiągnięcie, wstać przed mleczarzem..
ps. jak to się stało, że nie tylko twoja butelka oddała mleko, ale i sąsiada? zazwyczaj to właśnie własne się tłukło. wtedy była walka wewnętrzna, zawinąć sąsiadowi śniadanie, czy nie.
tylko nie mów, że graliście w kręgle?
09/01/2011 — 14:19
caddy, bardzo to było wbrew pozorom proste. wystarczyło tylko wylać swoje mleko, by na powstałej plamie wywinąć orła i zahaczyć o mleko sąsiada…
09/01/2011 — 17:48
caddy, żeby po przepis od prababci, to nawet Levi by chyba wolał nie ryzykować, bo tu jakakolwiek niepewność mogłaby wywołać niewyobrażalne skutki.
a starszy nie znaczy mądrzejszy, choć może i mądrzejszy o to, by sobie to i owo odpuścić
09/01/2011 — 17:56
caddy, opcja wiecznego powrotu nie jest najgorsza. nietzsche miał taki pomysł, że wszystko odbywa się w trybie kołowym i to samo życie przeżywane jest ciągle od nowa. jako beznadziejny ateista nie obraziłbym się na takie rozwiązanie, ale oczywiście, jako beznadziejny ateista, nie bardzo w nie wierzę.
09/01/2011 — 20:12
heartofadog,
jak sobie wyobrażam, to wygląda dość komiksowo.
foma,
no tak. młodego kusi niepoznane. starszy jest na tyle mądry, żeby wiedzieć, że może przynieść tyle samo złego, co dobrego.
jakobe,
a tak, pamiętam. koło wiecznych powrotów.
to według mnie najokrutniejsza wersja rozwoju wypadków. żyć tym samym życiem, bez przerwy.
z drugiej strony to by w jakimś stopniu współgrało z wyobrażeniem o istnieniu czyśćca.
09/01/2011 — 20:31
dzień świstaka jako czyściec, interesting
10/01/2011 — 07:58
a to przeoczyłam.
he, he. dobre.
10/01/2011 — 07:58
to ja
10/01/2011 — 17:38
bo bylo o memlingu http://www.trojmiasto.pl/wiadomosci/Memling-spadl-z-Dworca-Glownego-Zamiast-niego-reklamy-n44646.html
11/01/2011 — 08:59
jeny, nawet sąd ostateczny zastąpią reklamy.
czyli nici z mojej wizji imprezy ogrodowej.
11/01/2011 — 11:24
siedziało by się cicho, ale się musi przyklasnąć- caddy, Twoja wizja sądu ostatecznego jest przepiękna.
11/01/2011 — 15:07
to się cieszę.
mam jeszcze inną, mniej hedonistyczną, która powstała po tym, jak memling spadł z okna na dworcu.
wygląda tak: wszystko się wyłączy jak w starym telewizorze kineskopowym – będzie takie ping, a po nim pojawi się biała kropka na środku i powoli zniknie. potem wszystko znowu będzie szare.
na szczęście wciąż jest szansa na gardenparty, bo:
http://www.trojmiasto.pl/wiadomosci/Memlinga-nie-zastapia-reklamy-n44665.html
11/01/2011 — 15:51
jakież te losy hansa chwiejne!
12/01/2011 — 08:59
właśnie. pkp, to prawdziwi mistrzowie suspensu :)
12/01/2011 — 09:12
w sedno bite :]