[122] odbyłem sesję zdjęciową. wiedeński high life niebawem wychodzi po angielsku i potrzebna była fotografia na okładkę. fotograf zdzisław zaprosił mnie do wielkiego jak hangar na f16 studia, posadził na dupie i kazał robić miny. w swoim repertoire posiadam trzy wyrazy twarzy: kontrowersyjne zamyślenie, konsternację połączoną ze wstrętem i głupkowaty erotyzm (może nawet bardziej homoerotyzm). jeszcze nie wiadomo, który z wyrazów trafi na okładkę, ale jedno już teraz jest pewne – królowa brytyjska nie zrozumie.
jeśli zaś mowa o konsternacji – parę dni temu wybrałem się na przegląd filmów przemysława wojcieszka. niektóre filmy lepsze, niektóre filmy gorsze, wiadomo – w polskim kinie nie ma reguły. sam wojcieszek jednak wrażenie robi przyjemne, opowiadał, że ostatnio kręci za pomocą aparatu fotograficznego i że piętnaście dni na zrobienie filmu to mnóstwo czasu. lecz zmieszał się nieco (być może rewidując przy okazji pogląd na temat tych piętnastu dni), gdy prowadzący zwrócił się do niego z prośbą, aby ustosunkował się do wypowiedzi jakuba żulczyka we wprost, iż powinien sobie za swój ostatni film wytatuować przepraszam na czole. takie momenty to są zawsze cenne momenty, które skrzętnie przechowuję w sercu.
zdziwieniom w ostatnim czasie nie było jednak końca. na zamknięcie tematu warto może odnotować jeszcze to, gdy w podwiniętych bojówkach i atmosferze wiosny wstąpiłem do kina i nie spodziewając się żadnego radykalnego przewrotu, najmniejszej usterki w starannie przygotowanym planie dnia, po dwóch godzinach w ciemnej i ciepłej przestrzeni wyszedłem na – proszę sobie wyobrazić – śnieg. w krótkich spodenkach. ale kurwa numer, pomyślałem, a myśl moja zatańczyła w powietrzu i trafiła mnie prosto w czoło.